Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podanie do pomocy społecznej o nowe auto i donos na sąsiada-nazistę. Przeczytaj jakie absurdalne pisma wpływają do urzędów

(kk)
fot. sxc.hu
Byli agenci KGB grożą, że włamią się na moje konto na naszej klasie! Mało tego, wyjadają mi z lodówki barszcz. Zgłosiłem sprawę do prokuratury i zostałem pieniaczem. Możliwe, że "mam to w genach".

Zgodnie z encyklopedyczną definicją pieniacz to osoba z zamiłowaniem do wytaczania spraw sądowych, najczęściej o błahe sprawy, lub mająca chorobliwą skłonność do dochodzenia rzeczywistych lub urojonych krzywd.

Są powody, by nie lubić poniedziałków

Na spotkanie z Prokuratorem Okręgowym Janem Wojtasikiem umówiłem się w poniedziałek. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to właśnie wtedy do prokuratury i innych urzędów wpływa najwięcej pism od pieniaczy. Wyjaśnienie prozaiczne - kumuluje się poczta.

Wymyśliłem, że wejdę w pieniackie buty i sam złożę doniesienia o popełnieniu przestępstwa. To było głupie. Ze swoimi trzema donosami czułem się "jak z dyskontu". Byłem marną karykaturą pieniacza, policzkiem dla prawdziwych polskich biurokratycznych wojowników.

Wojtasik: - Pamiętam takich, którzy mieli tyle dokumentów, że żądali od nas podstawienia samochodu. Albo takich, którzy papiery przywozili w wózku.
W zielonogórskim Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej usłyszałem, że największa ostatnio gwiazda wśród miejscowych pieniaczy - X (znana również w prokuraturze) jednego dnia potrafiła przynieść 17 różnych pism.

Jest afera o buty z worków!

"Z mieszkania moich sąsiadów na górze dzień w dzień, a raczej noc w noc dobiegają niepokojące odgłosy stukania, wiercenia i inne huki o różnym nasileniu dźwiękowym, które sugerują popełnienie tam przestępstw. - prokurator w ciszy czyta moje zawiadomienia - Któregoś razu zakradłem się tam i ku memu zdumieniu spostrzegłem, że urządzali tam neofaszystowskie wiece. Na ścianie wisiał portret Hitlera a wszyscy (łącznie dziećmi, które były ubrane w mundurki Hitlerjugend) czytali na głos i w oryginale Main Kampf oraz snuli różne faszystowskie plany. Mało tego o nazistowskich zapędach sąsiada świadczy również fakt, że jest on malarzem"

Kolejny donos dotyczył afery gospodarczej w szpitalu, gdzie za sprawą dyrektora, maszyna od foliowych butów "zjada" złotówki. Ostatni papier był na byłych agentów KGB, którzy w piwny mojego domu urządzili składowisko substancji radioaktywnych. Do udziału w tym procederze zmusili mnie groźbami, że włamią się na moje konto na naszej klasie. Mimo takiego paskudnego szantażu zdecydowałem się w końcu to zgłosić, bo zaczęli wyjadać mi z lodówki barszcz.

- Bardzo charakterystyczne - komentuje Wojtasik.
Nie są zbyt przerysowane? Wystarczy do wszczęcia postępowania? - dopytuję.
- Jest nadawca, tytuł dokumentu, adresat, podpis, data - spełnia wszystkie formalne kryteria dokumentu procesowego. Często dostajemy podobne. - mówi prokurator.
Czuje się trochę lepiej.

Biustonosz od Triumpha i do Rio...

Pieniacze zdolni są "zrobić kołowrotek" z każdej instytucji. Chyba nie ma urzędu, którego nie dotknęłaby pieniacza bomba atomowa. Według Wojtasika takie sprawy absorbują nawet 30 proc. czasu pracy szeregowego prokuratora.

W MOPS pismami od X zajmuje się dwóch pracowników, którzy praktycznie nie robią nic innego. W zeszłym roku X zasypała urząd kilkuset pismami, a pisała też do innych instytucji. Pozywała do sądu, skarżyła się na prawników, których sąd przydzielał jej z urzędu, a którzy przegrywali jej sprawy.

Pracownicy mówią o niej "ta pani" i "trudny klient". Jak ognia unikają wymieniania nazwiska. "Ta pani" do urzędu "puka" od prawie 20 lat. Jej początki: - Zawsze roszczeniowa, kiedy dawaliśmy jej naprawdę dużą zapomogę przyjęła, podziękowała, ale powiedziała, że i tak się odwoła, bo chyba zdajemy sobie sprawę, że ją taka kwota nie satysfakcjonuje - opowiada jedna z urzędniczek.

Teraz "ta pani" prosi już o zakup samochodu a do podania dołącza foldery konkretnych producentów z dokładnym wskazaniem aut, które jej się podobają. Oczywiście najpierw ośrodek musi jej opłacić kurs prawa jazdy.

X prosi też biustonosz od Triumpha, wykonanie mostu porcelanowego do zębów, "poszukanie sponsora, dobrodzieja, filantropa", dotację na "rozwój zainteresowań, rekreację, wypoczynek, prowadzenie życia towarzyskiego, dostęp do dóbr kultury i sztuki, zakup biletów do teatru i filharmonii, zakup prasy i książek". Ostatnio chce adwokatów, którzy będą ją reprezentować w sporach... z MOPS.

Kiedy któregoś razu urzędnicy dostali pismo z prośbą o sfinansowanie Sylwestra w Rio de Janerio żartowali, żeby jej zapłacić. W domyśle "byle nie wróciła". Od kilku miesięcy X do swoich wniosków dołącza artykuł z jednej z gazet, w którym prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki mówi, że jeśli się chodzi, to się osiągnie swój cel.

Kserokopiarki aż się palą

Każde z pism X to początek urzędniczej gehenny. Zgodnie z przepisami Kodeksu Postępowania Administracyjnego nawet najbardziej absurdalny w treści wniosek musi mieć swój bieg.

- Ta pani składa do nas o zakup kompletu garnków, takich z górnej półki, my wydajemy decyzję odmowną, ona zaskarża ją do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, SKO podtrzymuje naszą decyzję, a wtedy ona zaskarża ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sąd chce materiały źródłowe a my kserujemy tony kwitów.

Zdarza się, że jeden z urzędników cztery dni stoi przy ksero. W ubiegłym roku wysiadły nam przez to dwie kserokopiarki. - opowiada urzędniczka.
W przypadku prokuratury każde doniesienie o przestępstwie podlega analizie prokuratora. Jeśli zawiadomienie uzasadnia podejrzenie popełnienia przestępstwa wszczyna się śledztwo lub dochodzenie.

- Takich jednoznacznych przypadków jest jednak jakieś 60 proc., pozostałe mogą budzić wątpliwości. W takich sytuacjach prokurator sprawdza okoliczności opisane w doniesieniu. Kiedy widzi, że treść zawiadomienia absolutnie nie przystaje do rzeczywistości, rzeczy, które tam są, to fantastyczne zmyślenia, wtedy odmawia wszczęcia postępowania - mówi szef zielonogórskim prokuratorów.

I w tym momencie zaczyna się cała zabawa, bo od takiej decyzji można złożyć zażalenie do sądu. Jeśli sąd podtrzymuje decyzję prokuratora staje się ona prawomocna, czyli ostateczna. Ale pieniaczom to nie przeszkadza. Piszą wtedy do premiera, ministra sprawiedliwości, prezydenta a ich pisma w rezultacie znowu trafiają do prokuratorów w celu ponownego sprawdzenia. Za taki "paraliż" wymiaru sprawiedliwości nic im nie grozi.

Pieniactwo mamy w genach?

Chyba nikt nie próbował wyliczyć ile kosztuje państwo działalność pieniaczy. - Dom by się z tego wybudowało - mówi urzędniczka w MOPS. Dlaczego w takim razie państwo to toleruje? Czy to przykład na niedoskonałość prawa? A może cena za wolność i prawa obywatelskie?

Według Mieczysława Jerulanka, dyrektora zielonogórskiego MOPS to ewidentny dowód na złe prawo - Oni nie tyle używają praw, co ich nadużywają. Jeszcze dwie osoby tak gorliwie korzystające ze swoich uprawnień i skończy się to paraliżem urzędu. W Niemczech po stwierdzeniu faktu, że jakaś osoba nadużywa prawa więcej nikt się już tym nie zajmie. - mówi Jerulank.

Wojtasik: - Ustawy owszem, są niedoskonałe, ale ponosimy też trochę kosztów naszych praw do wyrażania przekonań. Ale jest jeszcze coś. Będąc studentem prawa na jednym z wykładów dowiedziałem się, że nasi przodkowie tak się fascynowali procesowaniem, że kiedy nie mieli już, kogo pozywać, to za pieniądze wynajmowali przeciwników procesowych, z którymi toczyli wyimaginowane spory. Wtedy wydawało mi się to wręcz niewiarygodne.

Obecnie jest znaczącym elementem realnej rzeczywistości mojego zawodu. Część naszego społeczeństwa ma po prostu nieprzepartą chęć do pieniactwa. Mało kto przy tym respektuje zasadę, że w postępowaniu sądowym nie wystarczy mieć rację. Przede wszystkim trzeba umieć ją udowodnić. To obowiązek każdego, kto domaga się rozstrzygnięcia korzystnego dla siebie.

Jakiś czas temu Wojtasik złożył Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu (były minister sprawiedliwości - red) propozycje zmian w prawie, którego jego zdaniem mogłyby ograniczyć pieniactwo. - Do czasu wydania prawomocnej decyzji wnioski i podania są darmowe, ale jeżeli zapadła prawomocna decyzja sądowa, to odkładamy papiery do archiwum i zajmujmy się sprawami bieżącymi. Jeśli ktoś chce do tego wracać niech za wnioski płaci. Minister odpowiedział wtedy, że to by było ograniczanie praw obywatelskich, zwłaszcza prawa do wymiaru sprawiedliwości.

* Ze względu na materię artykułu wszelkie postacie i wydarzenia opisane w tekście, nawet, jeśli mają odbicie w rzeczywistości, to nie mają.

Trzy klasyczne postacie pieniactwa wg. Wojtasika

1. Osoba dotknięta obłędem. Ma zaburzoną treść myślenia, ale nie formę. Argumenty takiej osoby są logiczne, tyle że opierają się na fałszywej pierwszej przesłance. To dotyczy niewielkiej liczby osób, które po prostu są chore.

2. Osoby, które zostały w jakiś sposób dotknięte negatywną decyzją. - Nie wzięły problemu z powietrza, ale z jakiegoś doświadczenia. Mają poczucie krzywdy np., że zostali niesłusznie skazani, albo przeciwnie - odmówiono im wszczęcia postępowania przeciwko innej osobie. Nie potrafią wyrobić sobie dystansu do czegoś, co normalnie traktujemy jako epizod. Budują u siebie system urojeniowy. Z reguły nie są to jakieś wielkie sprawy, ale stały się centrum ich zainteresowania. Pielęgnują w sobie poczucie krzywdy, rozwijają i co pewien czas liczą, że kolejny minister sprawiedliwości się tym zajmie.

3. Warcholstwo - Osoby, które uważają, że tylko one mają racje. Jeśli ktoś tych racji nie podziela, to jest skorumpowany, jest moim wrogiem i coś na tym musi koniecznie zarobić. W każdej nieakceptowanej decyzji, czy wypowiedzi dopatrujemy się złych intencji, bo nasze egocentryczne widzenie świata nie pozwala dopuszczać myśli, że ktoś inny może mieć racje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska