Jechałam z myślą, że to może być już ostatnie łowienie podlodowe w tym sezonie. Pierwszym przystankiem w mojej wyprawie były stawy powapienne w Jordanowie. Niestety, trwały tam zawody. Po minach wędkarzy widziałam, że nie są zadowoleni z połowów. Wchodząc na staw poczułam jak pod nogami lód się delikatnie zapada. Nie czułam się bezpiecznie, pomimo zapewnień mojego chłopaka, że nic mi się nie stanie.
Po 15-minutowym pobycie stwierdziłam, że czas ewakuować się i poszukać jakiegoś innego miejsca. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Znalazłam się więc nad jeziorem w Chociulach. Niestety nie było możliwości wejścia na lód, bo nadchodząca wiosna była nawet tutaj widoczna - sama woda.
Stwierdziłam jednak, że się nie poddam i... po 10 minutach stałam już na jeziorze w Ołoboku, jedynym miejscu gdzie lód był stabilny. Wyciągnęłam robaki i rozpoczęłam wędkowanie.
Pomimo wielu zanęt ryby najwyraźniej nie chciały w tym dniu ze mną współpracować. Wróciłam więc do domu o kiju, przemoczona, ale za to szczęśliwa, że miałam znowu okazję poobcować z naturą i rzecz jasna z rybami, których wprawdzie nie złapałam, ale czułam ich obecność.
Prawdopodobnie było to moje ostatnie łowienie podlodowe w tym sezonie. Trochę szkoda żegnać mi się z tym surowym, zimowym krajobrazem...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?