Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowanie sezonu w PGE Ekstralidze. Jedni mają złoto, a inni order z buraka (wideo)

Marcin Łada
Nicki Pedersen potrzebował aż 17 sezonów, żeby założyć na szyi pierwszy złoty medal mistrzostw Polski. To historyczna chwila.
Nicki Pedersen potrzebował aż 17 sezonów, żeby założyć na szyi pierwszy złoty medal mistrzostw Polski. To historyczna chwila. Maciej Urbanowski
Oto subiektywne podsumowanie sezonu w ekstralidze. W dziesięciu kategoriach znaleźli się triumfatorzy, pechowcy, a także... sami przeczytajcie.

Kategorie chlubne i wyczekiwane nie były w minionym sezonie domeną lubuskich klubów. Naszymi ośrodkami targały rozmaite problemy, które przełożyły się na szybki koniec sezonu. Jak wypadli inni? Które drużyny z ekstraligi uszczęśliwiły swych fanów, a które zawiodły, jak nasi? Oglądaliśmy też popisy indywidualności, które albo ciągnęły zespoły ku medalom, albo przeciwnie - ciążyły niczym kula u nogi.
Niestety, nie obeszło się bez wypadków, które na długo zapiszą się w naszej pamięci. Ale dość już tego ględzenia. Do sedna, do sedna.

Po prostu MISTRZ

W papierowych spekulacjach przed sezonem Unia Leszno była wymieniana w gronie pewniaków do czwórki i medalu. Wzmocnienie w postaci Emila Sajfutdinowa wydawało się to potwierdzać. Przyszłość pokazała, że tylko "Byki" nie zawiodły i po wygraniu rundy zasadniczej pokonały play offy niczym burza. Choć menedżer Adam Skórnicki chwilami przyprawiał fanów Unii o szybsze bicie serca, z takim składem po prostu nie mógł przegrać. Fortuna sprzyjała nie tylko sztabowi szkoleniowemu, ale także żużlowcom. Zawodnicy "Starej Damy" cało wychodzili z groźnie wyglądających karamboli lub zręcznie ich unikali. Organizacyjnie oraz finansowo mistrzowie także prezentują się okazale. Nikt nie drwi, że złoto wzięli na kredyt.

Najwydajniejsi

Wiosna był okresem ciężkiej próby dla kibiców z Tarnowa i Wrocławia. Więcej słyszeliśmy o spektakularnych odejściach niż o powrotach. W obu ośrodkach panowała dyscyplina finansowa, bo budżety odstawały wielkością od tych w Zielonej Górze, Toruniu czy Lesznie. Nie było szaleństwa, jednak kilku zawodników dostało szanse na rozwinięcie skrzydeł. Martin Vaculik, Janusz Kołodziej czy Maciej Janowski to sprawdzone firmy, ale w kilku spotkaniach oni po prostu jechali po mistrzowsku. Wielu przecierało oczy ze zdumienia, kiedy duet Leon Madsen - Kenneth Bjerre rozstawiał po kątach liderów rywali, i to na ich torach. Srebrna Betard Sparta i brązowa Unia to bez wątpienia "najwydajniejsze" kluby w sezonie 2015.

Szpitalnicy

Większość meczów SPAR Falubazu Zielona Góra poprzedzał raport medyczny. Menedżer zespołu Jacek Frątczak opowiadał, jak goi się kolano Andreasa Jonssona, ręka Grzegorza Walaska czy później obojczyk "Grega". Po drodze mieliśmy szereg drobniejszych urazów. Skład nigdy nie był pełny, a rehabilitacja zajmowała żużlowcom więcej czasu niż sama jazda. Tylko we Wrocławiu zameldowali się wszyscy seniorzy, którzy byli brani pod uwagę przed sezonem. Mało tego. Kiedy wydawało się, że limit pecha został wyczerpany, złamanie nogi wyeliminowało Jarosława Hampela. Jeśli dodamy do tego roztrzaskany obojczyk Piotra Protasiewicza i tragedię Darcy’ego Warda, to zamiast Myszki Miki w godle klubu powinien być raczej czerwony krzyż.

Mogło być lepiej

Stal Gorzów pozostała w mistrzowskim składzie i zaliczyła katastrofalny początek sezonu. Szybko stało się jasne, że nie będzie obrony tytułu, ale walka o utrzymanie. Zawiodły ważne ogniwa, po których kibice i zarząd mieli prawo spodziewać się znacznie więcej. Można ocenić, używając języka handlowego, że stosunek ceny do jakości wypadł bardzo niekorzystnie. Podobnie należy traktować czwartą pozycję KS Toruń. "Pierniki" przebiły się do rundy finałowej i... wyglądały tak, jakby zarząd zakręcił kurek albo zbiornik z motywacją uległ nagłemu przedziurawieniu. Jeśli junior Paweł Przedpełski wykręca znacznie wyższą średnią od starszych i znacznie droższych kolegów, to trudno ocenić, że sezon był udany.

Asy biorą wszystko

Środowisko szumi, że w maszynach Taia Woffindena i Grega Hancocka jest coś, co inni dostaną w przyszłym roku. Peter Johns dłubał swego czasu silniki dla obu wirtuozów i chyba wyszło mu coś szczególnego. Młody Brytyjczyk imponuje na trasie, a stary wyga dla odmiany kroi wszystkich na starcie i ucieka później w ekspresowym tempie. Efekt? Druga oraz trzecia średnia w ekstralidze oraz dwa czołowe miejsca w Grand Prix. Sucha statystyka nie robi takiego wrażenia, jak popisy obu żużlowców. Występ Woffindena w finale z Unią Leszno i czysty komplecik po prostu palce lizać. "Herbie" z konieczności czaruje "tylko" w mistrzostwach świata, ale dawno nie widzieliśmy w nim tyle złości. Jest bardzo pewny swego. Obaj to niedoścignieni liderzy tego sezonu.

Młoda krew

Bartosz Zmarzlik nie miał sobie równych w Gorzowie, a na wyjazdach prezentował się tylko trochę słabiej. Taki junior to skarb. O ile jego zespół spisał się poniżej oczekiwań, o tyle Zmarzlik zdecydowanie wszystkich zaskoczył. Rywale wiedzieli, że jest dobry i niebezpieczny, ale nie, że aż tak. Filar Stali poza ligą zagarnął praktycznie wszystko i większość w złotym kolorze. Znacznie mniej spektakularny, ale przy tym niespodziewany skok formy zanotował Maksym Drabik. Młodziak z Częstochowy brał się za bary z seniorami. Był jednym z autorów awansu Betardu Sparty do fazy play off i kowalem srebrnego losu tej drużyny. Sukces o tyle cenniejszy, że przed sezonem stawiał na niego jedynie ojciec i działacze z Wrocławia. I jeszcze jedno. Młody Drabik żartował kiedyś, że będzie brał ciężką sztangę, żeby nie urosnąć. Nie udało się dosłownie i w przenośni.

Forma do ciasta

"Nazwiska nie jeżdżą" - mówi wytarte powiedzenie, które pojawia się w różnych odmianach po zamknięciu sezonu transferowego. Coś w tym jest. Trudno na palcach policzyć spektakularne akcje Krzysztofa Kasprzaka, Tomasza Golloba czy Andreasa Jonssona. Czy takie gwiazdy mogą spaść? Niestety, i to z hukiem. Wicemistrz świata osłabiał kibiców, wożąc się z tyłu. Defekty, zera i brak zadziorności zniesmaczyły nawet najtwardszych. "Adrenalina"? Z tego pseudonimu możemy się dziś tylko pośmiać. Szwed był cieniem dawnego walczaka, który mijał przeciwników na dystansie niczym tyczki. Przypadek Golloba z szacunku dla legendy pomijam.

Trzymamy kciuki

Pod koniec te mniej przyjemne i zupełnie fatalne przypadki. Ogromny pech dotknął Jarosława Hampela, który w szczytowej formie upadł i złamał sobie paskudnie kość udową. Operacja, rehabilitacja i powrót do pełnej sprawności pochłonęły resztę sezonu i trudno powiedzieć, czy nie zaczepią o następny. Plus jest taki, że "Mały" na pewno wróci jeszcze na tor. Darcy Ward nie miał tyle szczęścia. Upadek skończył się fatalną kontuzją i paraliżem części ciała. W ułamku sekundy kandydat na mistrza świata stał się potrzebującym wsparcia weteranem. Miniony sezon, choć bez ofiar, zapisze się w historii żużla jako jeden z najbardziej pechowych. Oby wszystko się zrosło. Nawet cudem i wbrew nauce, za co trzymamy kciuki.

Wpadka sezonu

Aleksandr Łoktajew to trzeci (po Wardzie i Patryku Dudku) przypadek żużlowca, który wszedł w kolizję z prawem antydopingowym. Chwila słabości okazała się bardzo kosztowna dla samego zawodnika - rok zawieszenia - i dla klubu. Jacek Frątczak i koledzy "Saszy" dali z siebie 110 procent, żeby wyrwać bonus z Torunia, a następnie stracili go wraz z dyskwalifikacją Rosjanina. W kontekście całej rundy zasadniczej i jej finału był to punkt na wagę play offów. To także "oczko" wywalczone w niespotykanie emocjonujących okolicznościach i stracone w niebywale frajerskim stylu. Przypadek Łoktajewa to także dowód, że komisarze do spraw zwalczania dopingu powinni się dokładnie przyglądać żużlowcom. Kiedy puszczą hamulce w głowach, to nie będzie już absolutnie żadnych.

Order z buraka

Tytułowa nagroda została kiedyś wymyślona przez kierownika działu sportowego "GL" i zaocznie otrzymywał ją ten, kto nachalnie domagał się pochwał za to, co należało do jego obowiązków. Czasem wyróżnienie wędrowało do autorów rozmaitych głupich pomysłów, którzy uparcie trwali przy swoim, choć zostali uświadomieni, że błądzą. Na order z buraka bezwzględnie zasłużyli w tym sezonie ci, którzy krzyczeli obraźliwe hasła pod adresem leżącego na torze Warda. Nagrodę można zresztą podzielić i ćwiartkę wręczyć także tym, którzy wyzywali swoich tylko za to, że nagradzali brawami udane biegi Australijczyka. Ćwiartka przy okazji dla "biegaczy", którzy wtargnęli na tor i złamali nie tylko pisane prawo, ale także zwyczaj, że podczas meczu najważniejsi są żużlowcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska