Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrącenie kibica Stelmetu Falubazu. Wizja w miejscu tragedii

Piotr Jędzura [email protected]
Przebieg tragedii sprzed dwóch lat próbowano odtworzyć w miniony poniedziałek.
Przebieg tragedii sprzed dwóch lat próbowano odtworzyć w miniony poniedziałek. Piotr Jędzura
Policjanci, prokurator, sędzia, obrońca i oskarżony spotkali się na miejscu śmiertelnego potrącenia kibica Stelmetu Falubazu. To kolejny eksperyment na potrzeby procesu. Sąd ustala, co widzieli świadkowie. Ich zeznania są ze sobą sprzeczne.

Poniedziałek, 16 grudnia tego roku. Ciemno, w oddali z dwóch kierunków widać błyski radiowozów, które zamknęły wjazd na część al. Konstytucji 3 Maja. Pachołki wyznaczyły objazd. Po chwili na drogę wjeżdża biały policyjny bus. To samochód operacyjny, nie jest oznakowany. Ciemne szyby po bokach uniemożliwiają zajrzenie do środka. Widać tylko kabinę kierowcy. Na górce przy byłym salonie peugeota stoi kilkanaście osób. To sędzia, prokurator, oskarżony z obrońcą oraz rodzina poszkodowanego z pełnomocnikiem i policjanci. Wizja lokalna.

Przeczytaj też: Tragedia po wielkiej fecie w Zielonej Górze. Zginął 23-latek. Doszło do zamieszek

Późną nocą 3 października 2011 r. w tym samy miejscu był tłum. Świętowano zdobycie mistrzostwa kraju przez zielonogórskich żużlowców. Grupa operacyjna policji została wezwana do przemieszczenia się w okolice Palmiarni. Bus stał blisko ul. Moniuszki. Ruszył w kierunku Palmiarni. Na al. Konstytucji 3 Maja, mniej więcej na wysokości stacji benzynowych koło Focusa, doszło do tragedii. Pod samochód wbiegł kibic Falubazu. Został potrącony, śmiertelnie. Wpadł pod nieoznakowany radiowóz, który prowadził młody policjant. Bus zatrzymał się. Policjanci wyszli z auta i wtedy się zaczęło. W stronę funkcjonariuszy poleciały wyzwiska. Po chwili kamienie i butelki. Tłum rzucał, czym tylko się dało. Kamienie spadały również na ciało potrąconego chłopaka.

Na miejsce przemieściły się siły policyjne. Zaczęła się obrona stacji benzynowej, którą kibice chcieli podpalić lub nalewać benzynę do butelek. Zdemolowano kilka radiowozów. Kilku policjantów zostało rannych. Tłum zaatakował również były posterunek "13" na deptaku. Starcia z policją i przepychanki trwały kilka godzin.

Proces w sprawie śmierci kibica Falubazu potrwa jeszcze wiele miesięcy

W ten miniony poniedziałek grudnia było cicho. Ktoś podszedł do krzyża upamiętniającego potrącenie i zapalił znicz. Na ulicy bus zmienił ustawienie. Dojechała taksówka. Policjanci chodzili po jezdni. Sprawdzali warianty ustawienia samochodów w momencie potrącenia kibica. Eksperyment procesowy został wywołany przez obronę, która wnioskowała o powołanie nowych biegłych. Mają oni scalić wykluczając się wersje zdarzenia podawane przez świadków. Do dziś nie została ustalona prędkość, z jaką feralnej nocy jechał policyjny bus. Ustalano, czy taksówka przesłoniła widoczność kierowcy busa, czy też została przez busa wcześniej wyprzedzona. Robiono dokumentację, mierzono odcinki drogi i dopytywano o szczegóły świadków zdarzenia.

Przeczytaj też: Kolejny eksperyment ws. śmiertelnego potrącenia kibica Falubazu (wideo, zdjęcia)

Do sądu akt oskarżenia w tej sprawie trafił w lipcu 2012 r. Prokuratura uznaje, że choć potrącony był pijany, wbiegł na jezdnię w miejscu, gdzie nie wolno przechodzić, na dodatek rozmawiając przez telefon komórkowy, to jednak policjant jechał za szybko. Zdaniem biegłego jechał za szybko jak na warunki, w których doszło do wypadku. Gdyby jechał wolniej, zdążyłby zahamować. Głównym sprawcą zdarzenia jest jednak kibic, który zginął na miejscu. Policjantowi grozi kara do nawet ośmiu lat więzienia.

Na jednej z pierwszych rozpraw przesłuchano taksówkarza. Zeznał, że jechał sam. Z czasem sprawa się jednak skomplikowała. Taksówkarz nie jechał sam. Miał klienta, którym był żużlowiec Grzegorz Zengota. Składał zeznania 20 marca. Po fecie wsiadł do taksówki i jechał do domu. W sądzie mówił, że w taksówce podczas jazdy skupiony był na telefonie komórkowym. Siedział z przodu, nie widział ludzi wbiegających na jezdnię. Tuż przed samym potrąceniem poczuł jednak hamowanie. - Nie było ono zbyt gwałtowne - mówił.

Potem doszło do potrącenia. - Na taksówkę poleciały rzeczy potrąconej osoby, między innymi buty - zeznawał Zengota. Z samochodu jednak nie wysiadał. - Chciałem o tym jak najmniej wiedzieć - przyznał. Po chwili poprosił taksówkarza, żeby ten odwiózł go do domu: - Mogłem też poprosić taksówkarza o to, żeby nie mówił nikomu o tym, że widziałem zdarzenie.

Wyjaśniając powody takiego zachowana mówił, że była to dla niego niezręczna sytuacja.
Poniedziałkowy eksperyment procesowy ma dać odpowiedź biegłym na ważne szczegóły. Z pewnością proces potrwa jeszcze wiele miesięcy.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska