Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar to prawdziwe życie, a nie show czy film

Krzysztof Korsak 0 95 722 57 72 [email protected]
W centrum miasta paliła się jedna z kamienic. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Przyczyną była nieszczelność komina.
W centrum miasta paliła się jedna z kamienic. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Przyczyną była nieszczelność komina. fot. Natalia Chmielewicz
Pożar kamienicy w centrum Strzelec Kraj. wzbudza wiele emocji. Niektórzy zarzucają strażakom złe działania. Strażacy odpowiadają, że postępowali prawidłowo i zgodnie z zasadami.

18 lutego w centrum Strzelec wybuchł pożar. Paliła się jedna z kamienic na rynku. Pisaliśmy o tym w tekście "Pożar w Strzelcach Kraj.". Przypominamy: spłonęła część dachu i pierwszego piętra.

Od dachówek został uszkodzony samochód. Na szczęście w pożarze nikt nie ucierpiał. Całe zajście obserwowało 200-300 osób. Robili zdjęcia, kręcili filmy, przyglądali się. Przyczyną pożaru budynku była nieszczelność komina.

Gorąco także na forum

Pod tekstem na naszym forum na www.gazetalubuska.pl rozpętał się kolejny pożar. A już na pewno było i jest tu bardzo gorąca. Liczba wypowiedzi to ok. 150. Wiele osób zarzuca strażakom złe działania.

- Pożar zaczął się ok. 14.15 kłębami dymu wydobywającymi się ze szczytu budynku, straż pożarna przyjechała w 17 minut po zawiadomieniu, mając do pożaru 2 km drogi!!! - pisała Rybcia. I dodała:

- Po przyjeździe na miejsce straży widać było brak koordynacji działań. Czterech strażaków ratowało ludzi, jeden strażak pilnował wozu. Nikt przez dziesięć minut nie gasił ognia. Woda skończyła się szybko.

Inne głosy broniły strażaków. - Tak to jest, jak ktoś nie ma pojęcia o pożarnictwie. Chłopaki byli na miejscu dużo wcześniej i po rozpoznaniu od razu przystąpili do akcji. To dzięki nim ogień nie objął sąsiadujących budynków. Brawo chłopaki, kawał dobrej roboty - bronił z kolei lukas.

Forumowiczka doda dodała kolejne zastrzeżenie. - Jeżeli nie gasili, to dlaczego nie zabezpieczyli samochodów znajdujących się pod budynkiem? - pytała.

Swoje trzy grosze wtrącił także Nut. - Zgłoszenie o 14.22 z sądu i na pożar wysyła się jeden wóz? Reszta strażaków była na zakupach w mieście, że przyjechali z niepełnymi zbiornikami do akcji grubo po 14.40?

Tylko trzy zgłoszenia

Pożar wybuchł ok. 14.00. Ale straż pożarna dostała zgłoszenie dopiero o 14.22. Już po trzech minutach na miejscu były dwa pierwsze samochody. Sprawdziliśmy: wszystko jest udokumentowane i do wglądu dla każdego.

- Na miejscu było pełno obserwatorów, ale nikt do nas nie zadzwonił, że coś się pali - mówili nam st. kpt. Jarosław Korzeniowski, komendant Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej i mł. kpt. Mieczysław Wolski, dowódca akcji.

Przez cały czas straż dostała tylko trzy zgłoszenia o pożarze: pierwsze - od kobiety, drugie - "coś się wam pali" i rozłączenie się rozmówcy, trzecie: od policjanta.

- Inni kilkanaście minut filmowali, robili zdjęcia, patrzyli się, ale nikt nie zadzwonił po straż. Wolimy pojechać pięć razy za dużo, niż raz za mało - wyjaśniali strażacy i przy okazji apelowali o dzwonienie. Podkreślali, że gdyby sygnał dostali po pierwszych oznakach pożaru, to nie przyniósłby on żadnych strat!

Do pożaru wyjechało sześciu strażaków. Tyle jest zawsze w komendzie na dyżurze przez całą dobę. Pozostali dojeżdżali jak najszybciej byli w stanie. To samo robiły jednostki Ochotniczych Straży Pożarnych.

- Na miejscu jeden kierowca pilnował jednego samochodu, drugi drugiego. Obsługiwali oni także potrzebny sprzęt i wodę. Kierowcy nie mieli prawa odejść od samochodów. Z kolei dowódca musiał być na zewnątrz i koordynować działania. Trzech strażaków od razu weszło do środka, bo od tego trzeba było zacząć - tłumaczyli komendant i dowódca.

To nie widowisko

Strażacy wyjaśniali także, że prawdziwy pożar to nie show rodem z kina. Tu trzeba działać zgodnie z zasadami, a nie widowiskowo. - Nie mogliśmy lać wody na dach, bo to by nic nie dało. Od razu spłynęłaby ona po dachówkach na dół. Ważne było wejście do środka i gaszenie od tego miejsca. Tam mogły być butle gazowe, mogli być ludzi - opisywał dowódca M. Wolski.

Straż nie zajmuje się także usuwaniem zagrożonych pojazdów. To rola policji. Często jednak na to potrzeba dużo czasu, np. na odnalezienie kierowcy czy odholowanie auta. - Najważniejsze jest to, że nikomu nic się nie stało, udało się uratować sąd i dwa pobliskie budynki - podsumował komendant Korzeniowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska