- Od małego chciałem być inny, niezwykły - przyznaje pan Tadeusz. To dlatego, jeszcze jako Tadziu, godzinami udawał... nietoperza. Zwisał na drążku głową w dół, zaczepiony palcami u stóp. Gdy dorósł, nie wyrósł ze swoich upodobań. Gdzie go życie nie pognało, tam chciał poznawać świat i go doskonalić. Jak zatrudnił się w zielonogórskiej parowozowni, to wprowadził dodatkowe osłony, dla większego bezpieczeństwa. Jak popracował we Włoszech, Szwajcarii czy w Niemczech, to potem według zagranicznych wzorców upiększał lubuską szkołę, w której znalazł robotę. A na emeryturze to już bez reszty mógł poświęcić się swoim trzem największym pasjom.
- Historii, działce i sportowi - wylicza. W samym hobby nie ma nic niezwykłego. Ale pan Tadeusz uprawia je w niecodziennym wydaniu. Bo ruch polega u niego na budowaniu (piramid z różnych przedmiotów, np. butelek) i dźwiganiu. Ma dyplomy, które zdobywał w podnoszeniu ciężarków, ale i zdjęcia udowadniające, że na jednej ręce potrafi utrzymać taczkę, krzesło, fotel czy rower!
Działka to też nie jakieś pielenie, grabienie, przycinanie, ale hodowla gigantycznych warzyw. Choćby 40-kilogramowych dyń.
- A z historii najbardziej lubię zagadki - opowiada. Dlatego kopał w ziemi i wyciągnął z niej fragmenty wiekowych naczyń glinianych (trafiły do muzeum archeologicznego w Świdnicy pod Zieloną Górą). Odkrył też, że Stalin na słynnym zdjęciu "Wielkiej Trójki" jako jedyny siedzi na fotelu ze śrubami. A to oznacza, że musiał mieć regulowaną wysokość, by nie odróżniać się od dwóch pozostałych przywódców.
- Studiowałem też wcięcie wschodniej granicy w okolicy Białowieży. Podobnie ukształtowana jest zachodnia koło Cedyni i Wisła niedaleko Torunia. Widocznie najpierw wytyczono zachodnią granicę, a później wschodnią - w oparciu o profil rzeki - twierdzi pan Tadeusz.
To właśnie z tej wielkiej miłości do historii wziął się pomysł zbicia poziomicy służącej starożytnym Egipcjanom do budowy piramid.
- Urządzenie zobaczyłem w telewizji. W programie popularnonaukowym, które uwielbiam - wspomina. Szybciutko przerysował schemat. Potem obliczył odpowiednie wymiary i poszedł na zakupy do marketu budowlanego.
- Materiały kosztowały mnie 25 złotych i trzy roboczogodziny - pan Tadeusz z dumą prezentuje gotową poziomicę. Inną niż te współczesne: laserowe albo z tzw. oczkiem. Tu pion wyznacza sznurek przyczepiony do ramienia, które przykładało się do skalnego bloku. Jeśli nitka dotykała poprzeczki, robota była skończona. Jak nie, trzeba było dokładniej ociosać kamień.
- Chętnie podaruję tę replikę jakiemuś gimnazjum lub technikum. Żeby dzieciaki na lekcji rzeczywiście mogły dotknąć kawałka historii - nie ukrywa zielonogórzanin. - Wystarczy, że chętny zgłosi się do mnie przez gazetę i poziomica będzie jego.
Pan Tadeusz ma teraz kolejne pomysły na życie. Pierwszy: zrobić miniaturkę urządzenia służącego do wyrobu drewnianych elementów łopat, motyk, grabi. Drugi: wystąpić w programie, w którym trzeba przez minutę robić różne dziwne rzeczy.
- Czuję, że mógłbym tam osiągnąć sukces - 65-latkowi aż błyszczy oko, gdy o tym mówi. - Na co mi to wszystko? Na to, że kiedyś człowiek się skończy... I coś trzeba po sobie pozostawić. To właśnie dlatego w miejskim parku zasadziłem dziesięć drzew. Jedno już wyrosło - na 180 centymetrów. Jest wyższe niż ja i na pewno mnie przeżyje. Cieszę się, że coś po mnie zostanie. Dlatego też chcę zrobić tę miniaturkę do wyrobu elementów drewnianych. Bo gdzieś tam jeszcze są takie urządzenia, ale coraz częściej trafiają na śmietnik i zaciera się po nich ślad. Po człowieku też migiem pamięć odchodzi. Dlatego chcę być oryginalny. Bo ktoś za ileś lat przypomni sobie, że był taki Tadeusz. Nieźle zakręcony... Pozytywnie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?