Przed tygodniem napisaliśmy jak koncern pożegnał się z naszym Czytelnikiem: gdy ten przyszedł do pracy, usłyszał, że właśnie nie przedłużono mu umowy. - Mogli mi to powiedzieć dwa tygodnie wcześniej, przynajmniej szukałbym innego zajęcia - mówił w materiale Jan Nowak (dane zmienione na jego prośbę). Po tym materiale w redakcji rozdzwoniły się telefony. Znalazło się też kilku odważnych, którzy przyszli do redakcji.
Piotr pracował w TPV od marca 2008 r. Sebastian od czerwca. Z nimi przyszły jeszcze dwie osoby. Jedna już nie pracuje, druga cały czas ma etat.
Urlop zamiast przestoju
Wszyscy przyznawali, że praca nie jest ciężka i wcale nie narzekali na zarobki (od 1,5 tys. zł do 2,2 tys. zł brutto). Mówili za to o fatalnej atmosferze i złym traktowaniu przez bezpośrednich przełożonych. - Docinki, brak szacunku, teksty w stylu ,,bo was zwolnię'' są na porządku dziennym. I jeszcze tekst o tym, że na nasze miejsca jest siedmiu chętnych. Niedawno pojawiło się też zarządzenie, które nakazywało zgłaszać wyjścia do toalety oraz w ,,w innych potrzebach'' - mówiła nam cała czwórka.
Przyznali, że wielokrotnie zwracali się z pytaniami i prośbami o pomoc do Państwowej Inspekcji Pracy. - I zawsze mieliśmy wrażenie, że TPV to święta krowa, której nikt nie ruszy, bo przecież to duma Gorzowa - mówili nam podczas wizyty w redakcji.
Za największy skandal uważają jednak coś innego: kombinacje z urlopami. - Bywało tak, że firma miała jednodniowy przestój. Wtedy załoga musiała wziąć urlop - twierdzi Piotr.
O dziwnej praktyce z urlopami jest mowa także w liście, który dotarł do redakcji. Według jego autora od 15 grudnia do 4 stycznia wysłano ludzi na przestój, który zgodnie z prawem jest płatny w wysokości 60 proc. Ale gdy wrócili, okazało się, że ,,firma posunęła się do oszustwa, wpisując nam urlopy bezpłatne, a to jest poświadczenie nieprawdy, bo ja takiego wniosku nie wypisałem'' - czytamy w liście. Ludzie stracili zarobki za pół miesiąca. Najczęściej po 500 - 600 zł. - Tak było. Zresztą kto dobrowolnie wziąłby urlop bezpłatny, skoro mógł za ten czas dostać pieniądze? - mówił nam Piotr i Sebastian.
Ważny jest pracownik
List dotarł też do Państwowej Inspekcji Pracy. Według naszych informacji nie tylko do gorzowskiego oddziału PIP, ale także do zielonogórskiej centrali. - Nie mogę potwierdzić, ale faktem jest, że lada dzień rozpoczniemy kontrolę w gorzowskiej firmie TPV - mówi Piotr Machnowski, wiceszef lubuskiej Państwowej Inspekcji Pracy.
- Czy to skutek informacji z listu? - dopytujemy.
- Nie mogę o tym mówić, nie ujawniamy podstaw kontroli - ucina.
- Czy chodzi o domniemane nieprawidłowości z urlopami? - nie dajemy za wygraną.
- Niewykluczone, że tak - odpowiada inspektor.
- Jak to zbadać po takim czasie, gdy część załogi już nie pracuje?
- Mamy swoje sposoby - zapewnia Machnowski.
- Czy TPV jest pod szczególną ,,ochroną'' inspekcji, bo w ściągnięcie firmy zaangażowane były władze miasta? - pytamy na koniec.
- Nie. Dla nas ważny jest pracownik i jego prawa. Wielkość firmy i okoliczności, w jakich zainwestowała, są nieistotne - podkreśla wiceszef lubuskiej PIP.
Sprawdzenie, jak to było z urlopami, może się okazać bardzo proste: jeśli faktycznie ludzie chcieli na nie pójść (i nie zarobić grosza), musieli wypisać wnioski. O te dokumenty zapytają kadrowców zakładu inspektorzy pracy.
Wizyta numer 7
TPV była do tej pory kontrolowana sześć razy. Pierwsze trzy kontrole były niedługo po rozruchu, w pierwszej połowie zeszłego roku. Potem inspekcja zjawiła się w sierpniu, gdy przy taśmie zasłabły trzy pracownice (mówiły, że nawdychały się oparów). - Było wtedy kilka kilkusetzłotowych mandatów za naruszenie przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy przez pracowników nadzoru - mówi Piotr Machnowski.
W listopadzie inspektorzy zjawili się ponownie, bo w magazynie prosto na głowę pracownika spadł z palety telewizor, który potem odbił się i uderzył w pracownicę. Mandatów nie było. Szósta kontrola była przed miesiącem. - Dotyczyła wątpliwości przy naliczaniu wynagrodzeń, ale wszystko było w porządku. Poradziliśmy tylko lepiej zapoznać z regulaminem wynagrodzeń wszystkich pracowników - usłyszeliśmy w lubuskiej inspekcji.
Gdy ostatnio chcieliśmy porozmawiać z kierownictwem o sytuacji w zakładzie i zwolnieniach, jego rzecznik Paweł Salski powiedział nam, że to wewnętrzna sprawa TPV. W czwartek o rozmowę poprosiliśmy dyrektora Wiesława Cieplińskiego. - O czym mielibyśmy rozmawiać? - zapytał. - O zwolnieniach, o skargach na politykę urlopową i wszystkim, co gryzie pracowników w pańskiej firmie - odpowiedzieliśmy.
- Proszę dzwonić we wtorek. Jak znajdę czas, umówimy się na spotkanie - stwierdził.
Jesteśmy na bieżąco
Wejście TPV do Gorzowa miało być pozytywnym wstrząsem dla miasta. I choć początkowo firma świeciła jasnym blaskiem (zdobyła m.in. tytuł inwestycji roku w woj. lubuskim magazynu "Forbes"), to pod koniec roku pojawiły się rysy. Światowy kryzys podciął nogi m.in. firmom z branży RTV. To wtedy zaczęły się redukcje załogi (pisaliśmy o tym "Głosie" przed tygodniem). Jarosław Porwich, szef gorzowskiej Solidarności, potwierdza, że do związku docierają informacje o nieprawidłowościach w TPV. - Wiemy na ten temat więcej, niż mogłoby się szefom zakładów wydawać - utrzymuje Porwich.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?