MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy się skarżą. TPV w Gorzowie pod lupą

Tomasz Rusek
Sebastian (z lewej) i Piotr jako jedyni odważyli się pokazać twarz. - Ludzie boją się o pracę - mówią (fot. Aleksander Majdański
Sebastian (z lewej) i Piotr jako jedyni odważyli się pokazać twarz. - Ludzie boją się o pracę - mówią (fot. Aleksander Majdański
- To, co się wyprawia się tam z ludźmi, to skandal - mówią byli i obecni pracownicy tajwańskiego koncernu, którzy przyszli do redakcji Gazety Lubuskiej powiedzieć ,,całą prawdę o zakładzie''. Poskarżyli się, że zostali oszukani.

List opisujący dziwne praktyki w TPV dotarł też do inspekcji pracy. Według naszych informacji firmę wkrótce czeka kontrola.

 

Piotr pracował w TPV od marca 2008 r., Sebastian od czerwca. Obaj zostali zwolnieni bez uprzedzenia. Z nimi do redakcji przyszły jeszcze dwie osoby. Jedna już nie pracuje, druga cały czas ma etat.

 

Urlop zamiast przestoju Wszyscy przyznawali, że praca nie jest ciężka i wcale nie narzekali na zarobki (od 1,5 tys. zł do 2,2 tys. zł brutto). Mówili za to o fatalnej atmosferze i złym traktowaniu przez bezpośrednich przełożonych. - Docinki, brak szacunku, teksty w stylu ,,bo was zwolnię'' są na porządku dziennym. I jeszcze tekst o tym, że na nasze miejsca jest siedmiu chętnych. Niedawno pojawiło się też zarządzenie, które nakazywało zgłaszać wyjścia do toalety oraz w ,,w innych potrzebach'' - mówiła nam cała czwórka.

Przyznali, że wielokrotnie zwracali się z pytaniami i prośbami o pomoc do Państwowej Inspekcji Pracy. - I zawsze mieliśmy wrażenie, że TPV to święta krowa, której nikt nie ruszy, bo przecież to duma Gorzowa - mówili nam podczas wizyty w redakcji.

Za największy skandal uważają jednak coś innego: kombinacje z urlopami. - Bywało tak, że firma miała jednodniowy przestój. Wtedy załoga musiała wziąć urlop - twierdzi Piotr.

O dziwnej praktyce z urlopami jest mowa także w liście, który dotarł do redakcji. Według jego autora od 15 grudnia do 4 stycznia wysłano ludzi na przestój, który zgodnie z prawem jest płatny w wysokości 60 proc. Ale gdy wrócili, okazało się, że ,,firma posunęła się do oszustwa, wpisując nam urlopy bezpłatne, a to jest poświadczenie nieprawdy, bo ja takiego wniosku nie wypisałem'' - czytamy w liście. Ludzie stracili zarobki za pół miesiąca. Najczęściej po 500 - 600 zł. - Tak było. Zresztą kto dobrowolnie wziąłby urlop bezpłatny, skoro mógł za ten czas dostać pieniądze? - mówił nam Piotr i Sebastian.

 

Ważny jest pracownik

 

List dotarł też do Państwowej Inspekcji Pracy. Według naszych informacji nie tylko do gorzowskiego oddziału PIP, ale także do zielonogórskiej centrali. - Nie mogę potwierdzić, ale faktem jest, że lada dzień rozpoczniemy kontrolę w gorzowskiej firmie TPV - mówi Piotr Machnowski, wiceszef lubuskiej Państwowej Inspekcji Pracy.

- Czy to skutek informacji z listu? - dopytujemy.

- Nie mogę o tym mówić, nie ujawniamy podstaw kontroli - ucina.

- Czy chodzi o domniemane nieprawidłowości z urlopami? - nie dajemy za wygraną.

- Niewykluczone, że tak - odpowiada inspektor.

- Jak to zbadać po takim czasie, gdy część załogi już nie pracuje?

- Mamy swoje sposoby - zapewnia Machnowski.

- Czy TPV jest pod szczególną ,,ochroną'' inspekcji, bo w ściągnięcie firmy zaangażowane były władze miasta? - pytamy na koniec.

- Nie. Dla nas ważny jest pracownik i jego prawa. Wielkość firmy i okoliczności, w jakich zainwestowała, są nieistotne - podkreśla wiceszef lubuskiej PIP.

Sprawdzenie, jak to było z urlopami, może się okazać bardzo proste: jeśli faktycznie ludzie chcieli na nie pójść (i nie zarobić grosza), musieli wypisać wnioski. O te dokumenty zapytają kadrowców zakładu inspektorzy pracy.

Wizyta numer 7

TPV była do tej pory kontrolowana sześć razy. Pierwsze trzy kontrole były niedługo po rozruchu, w pierwszej połowie zeszłego roku. Potem inspekcja zjawiła się w sierpniu, gdy przy taśmie zasłabły trzy pracownice (mówiły, że nawdychały się oparów). - Było wtedy kilka kilkusetzłotowych mandatów za naruszenie przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy przez pracowników nadzoru - mówi Piotr Machnowski.

W listopadzie inspektorzy zjawili się ponownie, bo w magazynie prosto na głowę pracownika spadł z palety telewizor, który potem odbił się i uderzył w pracownicę. Mandatów nie było. Szósta kontrola była przed miesiącem. - Dotyczyła wątpliwości przy naliczaniu wynagrodzeń, ale wszystko było w porządku. Poradziliśmy tylko lepiej zapoznać z regulaminem wynagrodzeń wszystkich pracowników - usłyszeliśmy w lubuskiej inspekcji.

Gdy ostatnio chcieliśmy porozmawiać z kierownictwem o sytuacji w zakładzie i zwolnieniach, jego rzecznik Paweł Salski powiedział nam, że to wewnętrzna sprawa TPV. W czwartek o rozmowę poprosiliśmy dyrektora Wiesława Cieplińskiego. - O czym mielibyśmy rozmawiać? - zapytał. - O zwolnieniach, o skargach na politykę urlopową i wszystkim, co gryzie pracowników w pańskiej firmie - odpowiedzieliśmy.

- Proszę dzwonić we wtorek. Jak znajdę czas, umówimy się na spotkanie - stwierdził.

Jesteśmy na bieżąco

Wejście TPV do Gorzowa miało być pozytywnym wstrząsem dla miasta. I choć początkowo firma świeciła jasnym blaskiem (zdobyła m.in. tytuł inwestycji roku w woj. lubuskim magazynu "Forbes”), to pod koniec roku pojawiły się rysy. Światowy kryzys podciął nogi m.in. firmom z branży RTV. To wtedy zaczęły się redukcje załogi (pisaliśmy o tym "Głosie” przed tygodniem). Jarosław Porwich, szef gorzowskiej Solidarności, potwierdza, że do związku docierają informacje o nieprawidłowościach w TPV. - Wiemy na ten temat więcej, niż mogłoby się szefom zakładów wydawać - utrzymuje Porwich.

 

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska