Przypadek sprzed tygodnia. - Zdrastwujtie! Panimajesz pa ruski? - krzyczy mężczyzna i biegnie w moim kierunku. On po polsku ni w ząb, a ja pa ruski i owszem. Maksim przeszedł sporo kilometrów. Na A2 stanęło mu auto. Spodziewać się, że w unijnym kraju na autostradzie zabrakło stacji benzynowych? Nawet Rosjanin się dziwi.
Maksima pokierowałem na stację w Myszęcinie, tam swój przenośny plastikowy bak zatankował do pełna i pognał z powrotem. Oczywiście pieszo.
Komu miało być lepiej?
Raz, że szybciej, A2 że do Europy? Znaczy się, że dobrze. - Tylko komu? - pyta Anna Płotecka ze Stoku, matka pięciu synów, która straciła pracę. Wcześniej miała na głowie pensjonat, później rzucili ją na stację benzynową do Gronowa. Ostatnio redukowali etaty i padło właśnie na Płotecką. - Ubyło klientów, kierowcy uciekli na autostradę, to teraz zwalniają.
A tyle było dumy na otwarciu nowej drogi, tak zwanych wrót na zachód. - Jesteśmy bliżsi realizacji naszych polskich marzeń o nowoczesności - mówili panowie w garniturach. - Zbliża się ten moment, w którym pozbędziemy się pewnego kompleksu. Wszystkie porzekadła o stanie polskich dróg odchodzą w przeszłość. Z dumą można przyznać, że ten odcinek powstał jedynie w dwa lata...
Słowem, miało być lepiej. A 46-letnia Płotecka, bezrobotna, bo wypowiedzenie ma otrzymać lada dzień, znów się pyta: - Tylko co dalej? Synów trzeba wykarmić, czterech jeszcze w szkole. I kredyty trzeba za coś płacić. Tyle ma Płotecka z autostrady.
Po wybudowaniu A2 lepiej nie jest też przykładowo pewnej firmie ze Świebodzina, która świadczy pomoc drogową. Bo w Jordanowie wjazdu na autostradę nie ma, powstanie najwcześniej za półtora roku, wraz z odcinkiem S3 - takie są plany Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Zatem okręg świebodziński, podobnie jak kawał województwa, połączenia z nową A2 nie posiada, a wspomniana firma traci. - Zgłoszeń z autostrady o awariach, najczęściej o pustych bakach, mamy mnóstwo - przyznaje kierowca lawety. Z wjazdu w Torzymiu firma nie skorzysta, bo nie ma koncesji, poza tym daleko. Można wjechać przez Trzciel, ale to również kilometry. Wjazd w Jordanowie, który dziś jest wyłącznie w planach, byłby idealny. Pomoc na autostradzie nieprzezornym kierowcom z pustymi bakami niosą zaś chociażby taksówkarze.
A Ryszard Oleszkiewicz, wójt gminy Łagów, obstaje za tezą, że to autostrada absurdów.
Czytaj też: Czy nowa autostrada przyniesie nam zyski?
Bananów nie będzie?
Właśnie takie obawy żywi Oleszkiewicz. - Chodzi dokładniej o firmę Citronex pana Toronowskiego - wyjaśnia. Firma ma oddział w gminie Łagów, między Stokiem a Gronowem, tuż przy krzyżówce. I proszę sobie wyobrazić, z ustaleń wójta wynika, że dwa na trzy banany w Polsce pochodzą właśnie od Toronowskiego.
Mieć takiego inwestora w gminie? Duma i prestiż, nawet jeśli miejscowy oddział firmy udział w bananach ma raczej skąpy.
Z ustaleń Oleszkiewicza wynika również, że Toronowski bardzo liczył na połączenie węzłem okolic Gronowa z nową autostradą. Od tego podobno uzależnił budowę bananowej dojrzewalni - wiadomo oczywiście od wójta. Tym samym na węzeł liczyła też gmina. I się przeliczyła, bo Gronowa nie podłączono.
- Pan Toronowski miał rozbudować miejscową siedzibę i robić tu interesy z bananami na szeroką skalę - opowiada Oleszkiewicz. Miejsca pracy, kapitał, rozwój... Wszystko to miałoby przejść teraz gminie Łagów koło nosa? Toronowski się nie wypowie. - Aktualnie przebywa na swoich bananowych plantacjach w Ameryce Południowej - wypowiada się wójt.
Płotecka - ta, która ma pięciu synów - bardzo na taką inwestycję liczyła. Wszyscy bezrobotni w okolicy liczyli. Krzysztofa Lisowska ze Stoku również. Choć właśnie z bananów ją niedawno zwolnili. Dokładniej, nie przedłużyli umowy po trzech latach pracy. Powód? Podobnie jak u Płoteckiej. - Powiedzieli, że przez autostradę. Że dziś ruchu nie mają.
Węzeł typu trąbka
Co do wspomnianego węzła między Gronowem a Stokiem, to lokalni inwestorzy upominają się o niego dość głośno. W tym celu zawiązali nawet stowarzyszenie, a Marek Pijanka rozważa, czy do stowarzyszenia przypadkiem nie wstąpić. Pijanka ma działkę pod Gronowem, na biznes jak się patrzy. Ale bez połączenia z odcinkiem A2 trudno mówić o rozkręcaniu czegokolwiek.
- Będzie ten węzeł w Gronowie, czy nie będzie? - głowił się zatem Pijanka i wysłał zapytanie do ministerstwa. Odpisali, że wybudują. „Będzie to węzeł typu trąbka, zapewniający wymianę wszystkich relacji ze stacją poboru opłat na drodze łącznikowej” - czytamy w piśmie. Kiedy wybudują? - I tu pojawia się problem, bo rozchodzi się o to, że nikt nie wie - takie jest zdanie Pijanki i chyba większości zainteresowanych. Bo w piśmie z ministerstwa czytamy: „Termin (...) jest uzależniony od odpowiedniego poziomu ruchu dla sieci powiązanej z autostradą i został ustalony z samorządem lokalnym na etapie uzgodnień projektu budowlanego. Obecnie trudno jednoznacznie wskazać datę, kiedy nastąpi otwarcie węzła”.
Wójt Oleszkiewicz żywi teraz obawy. - Dziś przejazd przez autostradę bezpłatny, więc wszyscy gnają do Torzymia i jadą A2 - zauważa. - A okoliczni inwestorzy tracą, bo ruch na starej drodze zamarł. Nie ma zjazdów, to nikt też do inwestorów nie zjeżdża. Ale w maju autostrada wprowadzi opłaty i ludzie wrócą na starą drogę, bo przecież wolą jeździć za darmo.
Wniosek z rozumowania włodarza? Tak źle i tak niedobrze. A przykładowo Pijance się widzi, że węzeł, owszem, będzie, ale na święty nigdy.
- Bo niby jakim cudem miałoby rosnąć w Polsce natężenie ruchu na płatnej autostradzie? - pyta Sławomir Bławuciak z Trzciela, który w taką rozrzutność Polaków nie wierzy. Chociażby tacy zielonogórzanie, oni rozrzutni na pewno nie będą, przynajmniej do wybudowania węzła w Jordanowie. Jechać z Zielonej Góry do Torzymia lub Trzciela, by wjechać na A2 i wybrać się przykładowo na zachód, a na dokładkę za to zapłacić? - Raczej się nie kalkuluje - ocenia Bławuciak.
Dagmara Wasilewska uważa zaś, że wszyscy tylko mącą. Jej zdaniem autostrada to tylko pretekst, by zwalniać ludzi. Zwalniają, bo chcą, a szary człowiek po prostu się nie liczy.
Hotel, knajpa, safari - na pracy Wasilewskiej zależało, więc gdzie rzucili, tam szła. I tak przez okrągłe pięć lat, aż dostała wypowiedzenie, podobnie jak wiele osób. Teraz siedzi w domu i czeka na cud.
Czytaj też: Autostrada A2 gotowa, ale tiry na nią nie wjadą
Miała być żyła złota
- A wyszło jak zwykle - pod takim stwierdzeniem podpisuje się Wiesław Barczewicz, prezes Lubuskiego Stowarzyszenia Transportu Drogowego. Mówi więcej, że lubuskie praktycznie odcięto od nowej autostrady. - Wszyscy kierowcy uciekają nam do Niemiec - podkreśla. A z kierowcami uciekają pieniądze.
Barczewicz był niedawno we Frankfurcie. Na niemieckich parkingach i zjazdach doliczył się blisko dwóch tysięcy ciężarówek. A u nas? - Pusto - zauważa - bo nie ma jak zjechać. A jedyne zjazdy z autostrady na odcinku lubuskim, w Trzcielu i Torzymiu, dla ciężkich tirów są nieprzystosowane.
Pustoszeją nie tylko parkingi, ale i kieszenie przedsiębiorców.
Rzeczone mniej samochodów na starej trasie widzi też przez okno Paweł Makowski, sołtys Gronowa. Biegał niedawno nawet po wsi z petycją, zresztą jak wszyscy sołtysi w okolicy. Zbierał podpisy mieszkańców opowiadających się za wybudowaniem gronowskiego węzła. Petycja ma poruszyć premiera. A tak prywatnie Makowski zastanawia się, kto na tym położył łapę, że z autostradą wyszło jak wyszło.
Zaś prezes Barczewicz zastanawia się, gdzie w tym wszystkim logika. - Nasze województwo na skraju zachodnim. Cały transport ze wschodu przez nas przechodzi, a my nic z tego nie mamy!
Barczewicz szuka teraz winnych całego bałaganu, zbierając materiał dowodowy. Po konsultacjach z prawnikami stwierdzi, czy sprawę można zgłosić do prokuratury. Problem zjazdów w Myszęcinie i Gronowie, których nie ma, zgłosił już do wicewojewody. - Ten przesłał zapytania do Autostrady Wielkopolskiej - dodaje Barczewicz.
Pismo, a dokładniej pewną propozycję, wysłano też do ministerstwa. To różnego rodzaju mapki i wyliczenia. - Proponujemy, jak tanim kosztem wybudować węzły, których brakuje - wyjaśnia Barczewicz.
Czytaj też: Stacje benzynowe na A2 dopiero w marcu
Światełko w tunelu
Podsumujmy. Wjazdy w Myszęcinie i w okolicach Gronowa zaplanowano, ich budowa zależy jednak od poziomu natężenia ruchu w przyszłości. Powstać zatem mogą, ale nie muszą.
Wjazd w Jordanowie będzie, ale najwcześniej za półtora roku.
Wiadomo, że prawdopodobnie w marcu na autostradzie pojawią się stacje paliw, których dziś brakuje. Tak wynika z niedawnych deklaracji Zofii Kwiatkowskiej, rzeczniczki wykonawcy inwestycji - Autostrady Wielkopolskiej.
Ze 106-kilometrowego odcinka A2 cieszą się dzikie zwierzęta. To autostrada ekologiczna, z przejściami i przepustami dla leśnych mieszkańców. Przepraw dla nich jest ponad 200.
Wioletta Ostrycharz ze Stoku, co ma dwoje małych dzieci i mieszka przy starej drodze, całej tej autostradowej wojenki ma już po dziurki w nosie. - Naroiło się barów przydrożnych, dostali teraz po kieszeniach i odbija się na ludziach, bo zwalniają - taki ma pogląd na minus. Bo tak summa summarum pani Wioletta widzi w A2 plusy i minusy. - Autostrada poszła i mniejszy ruch na starej drodze - to plus. Szyby już u pani Wioletty nie dzwonią, dom się nie trzęsie. Wcześniej, jak chciała przejść na drugą stronę ulicy, czekała pół godziny, aż samochody przejadą. Dzieci bała się wypuszczać na dwór. - Bo bywały ekscesy, że kierowca zasnął i wjechał na chodnik. Stłuczki też się zdarzały. Teraz, jak by nie patrzeć, człowiek boi się jednak mniej, gdy wszystko poszło na autostradę - na koniec trochę optymizmu od pani Wioletty.
Czytaj też: Otwarto autostradę A2. Dla gminy to dramat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?