Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Psy niczym żywe tarcze

Michał Szczęch (maw) 68 359 57 32 [email protected]
jnk2 sxc.hu
Pamiętacie Impeta? Śrut rozszarpał mu łapy, pazury wisiały na kawałkach mięsa … Ktoś strzelał do Impeta. Dziś wiemy, że do tego bestialstwa doszło nie w Zielonej Górze, a w Kosierzu. W środę (21 marca) byliśmy w tej wsi. Impet nie był jedyną ofiarą...

Pod koniec stycznia ktoś strzelał do psa z bliskiej odległości. Śrut zmasakrował rozszarpał mu łapy. Pazury wisiały na kawałkach mięsa, paluszki roztrzaskane. Joanna Łozicka, szefowa Inicjatywy dla Zwierząt w Zielonej Górze, była zaszokowana. Nie tylko skalą bestialstwa, ale i faktem, że znała tego psa: Impet został wcześniej adoptowany ze schroniska, którym się opiekuje. Pisaliśmy o tym 30 stycznia w artykule "Potwór zmasakrował psa". - Płaczę, płaczę i płaczę. Ręce opadają, co się z tymi ludźmi dzieje - pisała Gabi na www.gazetalubuska.pl. Psiak nie mógłby normalnie żyć, dlatego weterynarze podjęli decyzję o jego uśpieniu. Joanna Łozicka sprawę od razu zgłosiła na policję. Dziś już wiemy, że Impet nie został znaleziony na ul. Anieli Krzywoń w Zielonej Górze (takie były wstępne ustalenia), ale w Kosierzu (gm. Dąbie w powiecie krośnieńskim). Ktoś musiał go podrzucić, bo błąkał się tam wiele dni. Dowiedzieliśmy się też, że podrzucanie psów to w Kosierzu żadna nowość, a Impet nie był tu pierwszą ofiarą. W środę ruszyliśmy śladem kundelka.

We wsi jest jakieś 120 numerów i 500 głów. W środku Kosierza zrujnowany pałac i staw, po którym pływają łabędzie. Żeby ludzie tu byli przeciwni zwierzętom? Przecież jeden łabędź, taki szary, to nawet kiedyś przychodził do sklepu, bo wszyscy chleb mu rzucali… - Kiedyś było tu życie - pan Edward. Z nazwiskami nikt tu się do gazety nie pcha. Pan Edward jest emerytem. Wspomina czasy pegeeru, bo "pracę dawał, autobusy jeździły, na zabawę się poszło". - Lepiej było, bo dziś nie ma tu nic, wioska wymiera. Co to się porobiło? I te psy, wszędzie ich pełno. Idzie wiosna, pewno więcej tu ich podrzucą - przewiduje. O tym, że psy w Kosierzu giną, pan Edward "coś słyszał". - Ale jeśli rzucają tu na kogoś oskarżenia, to raczej w złośliwości. Poza tym psa zabijesz i do więzienia pójdziesz. Zabijesz człowieka i dostaniesz zawiasy - mówi.
W okolicach kościoła trzy sklepy, w tym jeden od lat zamknięty. Półki zaopatrzone, również w alkohol i wina prostej klasy. Wieczorami można tu wpaść pogadać. My wpadliśmy rano. Ludzie mówią, że faktycznie z psami w Kosierzu dzieje się coś niedobrego. Zdaniem sklepowej w zeszłym roku przepadło co najmniej sześć. Ludzie opowiadają, co się zdarzało.

Z Impetem było tak (cofamy się w czasie aż do stycznia). Grupka mieszkańców Kosierza debatuje, ale pod miejscowymi blokami. Obok leży pies. - Dziadek! Chodź, zobacz! - wnuczka woła Stefana Jaremę. Pies poraniony, z rozwalonymi łapami. Jeszcze dzień wcześniej błąkał się po wsi. Był już mrok, jak ludzie przynieśli go z pola. - Napalone mam w piecu, pościeli się koc i ogrzejemy - S. Jarema rzucił propozycję. Jedna z mieszkanek, której los zbłąkanych psiaków nie jest obojętny, wywiozła jednak poranionego Impeta do schroniska (powiedziała, że został znaleziony w Zielonej Górze, żeby został do niego przyjęty). Tak, do tego samego, z którego był adoptowany. To wtedy Joanna Łozicka powiadomiła zielonogórską policję, która sprawę przekazała krośnieńskiej. - 13 marca rozpoczęto dochodzenie - potwierdza Mariusz Grycan, oficer prasowy z Krosna Odrzańskiego. Dotyczy ona jednak znęcania się nie nad jednym Impetem, a nad dwoma psami, właśnie w Kosierzu. - Doszło do wielokrotnego postrzelenia ich z broni pneumatycznej. Impeta znaleziono 23 stycznia. Drugiego psa w zeszłym roku, dokładniej 15 września - wyjaśnia Grycan.
Kto strzelał? Stefan Jarema uważa, że wie. Kilku sąsiadów również. Wskazują na jedną z pobliskich posesji. - Śnieg jeszcze był. Jak przyjechała policja, przestraszyli się. Widziałem, jak latali z wiadrem i łopatą. Coś zgarniali. Nie wiem, czy to krew była, czy co. Tak zeznałem - wspomina Jarema. Pamięta też czarno-białego kota, co zawsze się łasił. Siedzi kiedyś na ławce i pali papierosa. Gołębie latają, słońce świeci, kot zakrada się pod barak. - Nagle fik i kot leży! Od nich strzał szedł, przecież nie jestem głupi. A mój biedny Bingo to od kogo niby dostał? Też z ich wiatrówki. Całą dupę miał rozwaloną, nim mu się zagoiło. Blizna została.

Idziemy do rodziny ze wskazanej posesji. Zaprzeczają. Twierdzą, że nawet nie mają broni. A żeby jakiś pies tutaj zginął? Nic nie słyszeli.
Jak przepadł młody psiak jednej z mieszkanek Kosierza, też niosły się różne spekulacje. Nie inaczej było, gdy w pobliżu starej, opuszczonej masarni znaleziono dwa psy utopione w szambie. A kot Moniki Szczepkowicz ? - Zawsze wracał do domu, aż ktoś go przejechał kosiarką. Niby niechcący - mówi M. Szczepkowicz. - Zdrowy kocur, zawsze blisko domu. Przecież takiego kota nie da się niechcący przejechać kosiarką…

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska