Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratowali browar ryzykując życie

Artur Matyszczyk 0 68 324 88 20 [email protected]
fot. Archiwum
Było źle, zapadła się klatka schodowa i kawał dachu. - Wylaliśmy kilkanaście tysięcy litrów wody. W akcji wzięło udział 12 wozów gaśniczych i 40 strażaków - rzecznik zielonogórskich strażaków wspomina gaszenie pożaru starego browaru.

Pożar wybuchł dwa tygodnie temu. I choć już po wszystkim jego skalę oceniono jako średnią, to strażacy gasili płomienie przez ponad pięć godzin, cały czas ryzykując życie. - Sygnał o pojawieniu się ognia dostaliśmy dokładnie o 19.54. Trzy minuty później już byliśmy na miejscu - wspomina rzecznik zielonogórskich strażaków Ryszard Gura.

Drabiny w akcji

Nieczynny browar leży o rzut kamieniem od komendy przy ul. Kożuchowskiej. Mimo to, gdy strażacy pojawili się na miejscu, płomienie już buchały na wysokość 4 m. - Zapadła się klatka wewnętrzna, a także część dachu. Do budynku nie dało się do niego wejść - mówi strażak.

Dowódca akcji bez namysłu podjął decyzję o gaszeniu ognia z drabin pożarniczych.

Mundurowi walczyli z płomieniami i duszącym dymem, wiedząc, że płonąca górna część budynku w każdej chwili może runąć. Akcję utrudniał fakt, że browar płonął jak pochodnia. Pewnie dlatego, że konstrukcja dachowa składała się z belek, desek, a na tym wszystkim jeszcze leżała papa. Na dodatek wszystko działo się na wysokości około 12-15 m. - Część kolegów czekała z wężami w pogotowiu, przy pobliskiej hurtowni tkanin. Na wypadek, gdyby płomienie przeniosły się właśnie tam - podkreśla Gura.

Gapie są zbędni

Na drugi dzień po pożarze od samego rana przy budynku browaru znów pojawili się strażacy. Tym razem dwie jednostki miały zadanie dogaszenia tlących się krokwi. Strażacy jeszcze raz dokładnie sprawdzili, czy nie ma ofiar śmiertelnych. Na szczęście nikt nie spłonął. Wszystko wskazuje na to, że nieczynny od lat browar ktoś podpalił. Budynek nie miał nawet żadnych instalacji elektrycznych.

I jeszcze jedno. Przy starym browarze strażacy znów musieli rozpędzać przeszkadzających w akcji gapiów. - Niestety ostatnio podczas akcji musimy to robić coraz częściej. Pamiętajmy o tym, że w ratowaniu ludzkiego życia liczy się każda sekunda. Tych strażacy nie mogą tracić na rozpędzanie tłumu "widzów" - podsumowuje Gura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska