Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratujmy polskich Czytelników

Iwona Zielińska-Adamczyk
Iwona Zielińska-Adamczyk
Iwona Zielińska-Adamczyk, redaktor naczelna Gazety Lubuskiej.
Iwona Zielińska-Adamczyk, redaktor naczelna Gazety Lubuskiej. red.
Wbrew zapowiedziom, Sejm 8 marca nie zajął się zmianą zapisów pozwalających na wycinanie drzew na posesjach, nie tylko prywatnych, praktycznie bez ograniczeń. Rżnięcie trwa. Kilka dni temu znowu pisaliśmy o zabiciu 35 dębów, bez zgody, na niewiadome cele. Wycinka, bez pozwolenia, jednego dębu o średnicy 2,5 metra kosztuje 60 tysięcy złotych, a z pozwoleniem 20 tysięcy. Ciekawe, jaki finał będzie miała ta historia. Ile drogich mebli i podłóg powstanie z tych drzew?

Jakoś tak, naturalnie, cięcie drzew kojarzy mi się z papierem i makulaturą, z której robi się np. gazety. Na szczęście, z dębów nie robi się papieru, a z topoli, sosny, świerku, brzozy, jodły i osiki. My Polacy możemy być dumni, że nie przykładamy specjalnie ręki do tworzenia makulatury, bo nie czytamy. Blisko 70 proc. z nas nie kupuje i nie czyta książek. Za gazetami też nie przepadamy i powodem nie jest tu tylko internet. Lubimy przede wszystkim oglądać i czytać tylko to, co krótkie i niezbyt wymagające myślenia. W tym miejscu kłaniam się nisko wszystkim naszym Czytelnikom papierowego wydania gazety (jest także internetowe), bo należą do czytającej i intelektualnej elity naszego kraju.

Książki zalegają w księgarniach, kioskach i powoli znikają, gdy pojawiają się ceny promocyjne. To księgarnie z tanią książką czy półki w supermarketach mają swoich zwolenników, bo pozycje tam sprzedawane mają zdecydowanie niższe ceny. Nic w tym dziwnego, skoro nawet książka wydana na niespecjalnym papierze, taka do poczytania na jeden dzień i jedną noc, kosztuje kilkadziesiąt złotych. Czekamy więc, kiedy będzie choć trochę tańsza. Ale i to się skończy, bo będzie jednolita cena książki i przez rok nie będzie można jej obniżyć. Do tej pory wydawało mi się, że tak nobliwe instytucje, jak Polska Izba Książek robią wszystko, by szerzyć ducha literatury i rozwoju intelektualnego i marzą o tym, by książki trafiały pod strzechy... A tu niespodzianka. Walka nie idzie o Czytelnika, a o dobro korporacji wydawniczych. Pomysł narodził się już w 2014 roku za przyczyną PSL-u. Teraz idea nabrała kształtu projektu ustawy, który zakłada m.in. nieobniżanie cen książek przez rok po wprowadzeniu na rynek o więcej niż pięć procent. Wprowadza też zakaz dodawania darmowych książek dla prenumeratorów gazet i czasopism. Nowe prawo nakłada na wydawców i importerów książek obowiązek ustalenia (na 12 miesięcy) jednolitej ceny książki przed wprowadzeniem jej do obrotu. Dotyczy to wszystkich tzw. sprzedawców końcowych – księgarzy, księgarnie sieciowe, sklepy wielobranżowe, kioski itp. „Polska książka potrzebuje ratunku” – tak brzmi motto tej akcji, czyli teraz będzie łatwiej książkę napisać i wydać niż ją przeczytać. Czy centralna regulacja cen uratuje znikającego czytelnika? A czy pomoże wydawcom? Śmiem wątpić. Wątków tej sprawy jest wiele. Są tam też rabaty, ale nie dla zwykłego odbiorcy.

Jeśli ten pomysł przejdzie, to może warto scentralizować i czytanie książek, i wzorem Emiratów Arabskich zadekretować, ile książek powinien przeczytać dorosły, ile dziecko, jakie ulgi będą mieli pracodawcy, wydawcy, sklepy, jeśli zorganizują u siebie nowoczesne biblioteki. Niektórzy, już obrażeni Czytelnicy deklarują, że zrezygnują z kupowania legalnego, a poczekają na czarny rynek... Bo Polak potrafi i także w tym ma doświadczenie. Jedno jest pocieszające. Rynek czytelniczy od takich pomysłów nie wzrośnie, ale za to może mniej drzew wytniemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska