Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Remontujemy ten dom już od 14 lat

Agnieszka Hałas
MAŁGORZATA WOJCIECHOWSKAPochodzi z Poznania. Ma syna Tomasza i córkę Joannę. Uwielbia podróże, zwiedziła prawie całą Europę. Lubi spacery, las i dobrą literaturę.
MAŁGORZATA WOJCIECHOWSKAPochodzi z Poznania. Ma syna Tomasza i córkę Joannę. Uwielbia podróże, zwiedziła prawie całą Europę. Lubi spacery, las i dobrą literaturę. fot. Mariusz Kapała
Rozmowa z MAŁGORZATĄ WOJCIECHOWSKĄ, dyrektorką domu pomocy społecznej w Siedlcu

- Podobno wraz z podopiecznymi zmienia pani siedzibę?
- Na razie wszystko jest dopiero na etapie planu. Mamy zrobiony piękny projekt domu. Ma dwa pawilony, w każdym jest miejsce dla 30 osób. Będzie usytuowany w ogrodzie, na terenie obecnego domu pomocy.

- Budynek, w którym teraz jesteście nie wystarcza?
- Po prostu nie spełnia wymogów. Brakuje nam pokoju gościnnego, palarni, kuchnia jest zbyt niska. Poza tym są tu bariery architektoniczne. Nie mamy windy. Ludzie, którzy mieszkają na najwyższym piętrze, mogą się tam dostać jedynie po schodach.

- To rzeczywiście kłopot. Mieszkańcy są przecież schorowani i słabi. Czy problemu nie rozwiązałby remont?
- Remontuję ten dom od 14 lat, czyli od samego początku istnienia placówki. Budynek dostaliśmy po siostrach zakonnych. Był w strasznym stanie.

- Przez te lata udało się pani jednak doprowadzić dom do porządku. Ile osób tu mieszka?
- Mamy 25 miejsc, ale pozwolenie od wojewody jest na 21. Teraz mieszka tu 18 osób. Mamy pacjenta, który mieszka tu od 14 lat. Kiedy się tu przychodzi, zazwyczaj zostaje się do końca...

- Jak można trafić do domu pomocy społecznej?
- Schronienie mogą znaleźć osoby przewlekle chore. Pacjentów kieruje tu ośrodek pomocy społecznej. Do takiego domu trudno jest trafić, bo wciąż jest ich za mało. Nie starcza miejsca dla wszystkich. W Poznaniu czeka się na nie nawet cztery lata.

- Dlaczego w Polsce nagle zaczęło brakować miejsc w domach pomocy?
- Przyczyną jest m. in. bezrobocie. Młodzi ludzie emigrują i nie mogą już opiekować się starszymi. Są zmuszeni zostawiać ich samych. Takich placówek musi powstawać w Polsce coraz więcej.

- Czy pacjenci mogą się tu poczuć jak w domu?
- W latach 60. i 70. domy pomocy społecznej były traktowane jak przechowalnie. Dziś jest inaczej, staramy się aktywizować naszych pacjentów.

- Jak wygląda ich dzień?
- Od 8.00 do 10.00 jest śniadanie, później zajęcia terapii zajęciowej. Po obiedzie mieszkańcy często robią sobie drzemkę, oglądają telewizję, czytają, rozmawiają. Wieczorem jest kolacja. Mieszkańcy mają również zapewnioną opiekę duchową. Jest tu kapliczka i co sobotę specjalnie dla nich odprawiane nabożeństwo.

- Jak organizujecie im wolny czas?
- Nie wyręczamy ich, tylko pomagamy, podsuwamy pomysły. Mieszkańcy biorą udział w zajęciach plastycznych, pracują w ogrodzie. Organizujemy również wyjazdy. Byliśmy w Zielonej Górze w teatrze i Palmiarni. Czasami nasz dom odwiedzają przedszkolaki.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska