Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnik na łasce koła

Lucyna Makowska
Z kołami dogadać się nie można, dlatego ziemniaków już nie sadzę, a wójt też każe płacić podatki, nie liczy się z tym ile tracimy przez dziką zwierzynę - mówi Jerzy Szklarz.
Z kołami dogadać się nie można, dlatego ziemniaków już nie sadzę, a wójt też każe płacić podatki, nie liczy się z tym ile tracimy przez dziką zwierzynę - mówi Jerzy Szklarz. Lucyna Makowska
Niezadowolenie rolników z systemu szacowania i kompensowania szkód wyrządzonych przez dziki pogłębia lekceważący stosunek kół łowieckich do rolnika. Prezesi kół odbijają piłeczkę zarzucając gospodarzom wyciąganie pieniędzy.

Jerzy Szklarz z Drożkowa od miesiąca nie może doprosić się wizyty komisji. - Dzwonię do prezesa, a ten odsyła mnie do tych ludzi, którzy zajmują się szacowaniem szkód - denerwuje się. - Dziki zniszczyły mu już blisko 20 arów ozimej pszenicy. - Codziennie są nowe szkody, w niektórych miejscach dziury są takie, że ciągnik nie wjedzie. Żeby uzupełnić zasiew rolnik musiałby traktorem zniszczyć drugie tyle. Uważa, że to dziki niszczą jego plony i narzeka, że myśliwi zamiast dokarmiać zwierzynę, potrafią tylko do niej strzelać.

- O przyjazd komisji trudno się doprosić, bo zawsze mają coś ważniejszego do roboty - denerwuje się - a my jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę kół łowieckich. Te z kolei same ustalają szkody orzekając we własnej sprawie, bo członkami komisji są często osoby, które kompletnie nie znają się na rolnictwie. Rolnicy skarżą się, że wysokości odszkodowań są rzędu 200 czy 300 zł, i odpuszczają, bo wiedzą, że nie ma sensu się z nimi boksować. Bo człowiek i tak nigdy nie wygra. W czasie wegetacji szkody same znikają i trudno udowodnić swoją rację. J. Szklarz zna to z własnego doświadczenia, dlatego tym razem postanowił zainteresować sprawą GL.
Prowadzi gospodarkę po rodzicach. Co roku obsiewa zbożami i warzywami 10,5 ha ziemi i co roku na tym traci. - Ale z czegoś trzeba żyć - mówi z 276 zł renty bym nie przeżył.

Nie jesteśmy tylko od strzelania

Zbigniew Jankowski, prezes koła Cietrzew, obejmującego obszar ponad 18 tysięcy hektarów, tj. trzy obwody od Lubska po Przewóz nie zgadza się z lekceważeniem, które zarzucają myśliwym rolnicy. - Co roku dokarmiamy nie tylko dziki ale i sarny czy jelenie. Ostatniej zimy wyłożyliśmy 80 ton karmy dla zwierzyny. Skąd tyle dzików, skoro zdaniem tych roszczeniowych rolników potrafimy tylko strzelać? Nie możemy wypłacać każdemu z tyle ile sobie wymyśli.

Odszkodowanie z literą prawa

Wysokość odszkodowań regulują przepisy, a przede wszystkim komisje, u nas wynoszą one od 100 zł do 10 tys. zł rocznie. I dodaje, że rolnicy wcale nie muszą się kontaktować z myśliwymi telefonicznie. Wzory druków szkód mają wszyscy sołtysi. Wystarczy go wypełnić i wrzucić do skrzynki pocztowej w Żarach. To prywatne mieszkanie prezesa, ale to znane wszystkim miejsce i nigdy nie było problemów z ich dostarczaniem. Wniosek J. Szklarza trafił tam dwa dni temu, ale nikt do tej pory się nie odezwał. - Boję się, że nie dostanę ani grosza - mówi J. Szklarz. Z. Jankowski przypomina sobie, że podanie rolnika z Drożkowa widział. - Od tej pory mamy siedem dni na pojechanie na miejsce i oszacowanie szkody. Zwykle dotrzymujemy terminów, ale zdarzają się poślizgi. Najgorzej jest z tymi roszczeniowymi gospodarzami. A pan Szklarz właśnie do tej grupy należy. Był już nawet na skardze u wójta gminy, a ten interweniował u nas. Wielu rolnikom idziemy na rękę i dajemy im więcej niż faktycznie stracili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska