Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roman Wilant: Jaka awantura o przedszkola? Stanąłem w obronie własnego interesu.

Wojciech Olszewski 68 387 52 87 [email protected]
Roman Wilant, 42 lata, przedsiębiorca prowadzący pizzerię, muzyk z wykształcenia.
Roman Wilant, 42 lata, przedsiębiorca prowadzący pizzerię, muzyk z wykształcenia. Fot. Filip Pobihuszka
Roman Wilant w rozmowie z Wojciechem Olszewskim wyjaśnia powody, dla których zajął się sprawą opłat za przedszkola.

Dlaczego pan, muzyk z wykształcenia i właściciel pizzerii, zainteresował się tak bardzo przedszkolami i ich prawnymi uwarunkowaniami?

Zamieszanie rozpoczęło się na początku stycznia, gdy weszła w życie uchwała o blisko stuprocentowych podwyżkach opłaty za przedszkola. Mam dziecko w przedszkolu, więc poczułem, że w jednym miesiącu płacę 135 zł a w drugim 250 zł. I każdy byłby tym zainteresowany, dlaczego tak się dzieje. Brałem z rodzicami udział w pierwszym spotkaniu z prezydentem w jego gabinecie, ale wtedy odesłał nas na publiczne spotkanie w domu kultury. I ono okazało się jednym wielkim prezydenckim monologiem informującym, że tak musi być i już. Wtedy zrozumiałem, ze nie ma jak i z kim dyskutować. Pisemnie, grzecznie, tak jak każdy obywatel powinien zrobić, poinformowałem, że zaprzestaję płacenia opłaty stałej, gdyż uważam, że jest ona nielegalna. Uchwała rady stała w sprzeczności z ustawą oświatową i opłaty być nie powinno.

Dlaczego tak pan uznał?

Poczytałem sobie przepisy. Zadałem pytania na forum internetowym, ktoś odpowiedział: doczytaj, poucz się. Publikowano przy tym sporo ciekawych materiałów, linki do wyroków sądów. Jak człowiek potrafi czytać i jest rozumny, to nie jest to taki trudny temat. I nie trzeba być prawnikiem, by zrozumieć, że opłata stała jest nielegalna. Po pierwsze najpierw obowiązywała uchwała z 2004 roku, w której nie było możliwości uzyskania zwrotu pieniędzy za dziecko, które nie chodziło do przedszkola. Na przykład z powodu choroby, albo dwutygodniowej przerwy. Skoro nie korzystam w tym czasie z placówki, jaką jest przedszkole, to pojawia się pytanie, dlaczego mam płacić za usługę, z której nie korzystam. Tak jest moim zdaniem skonstruowany system społeczny państwa, że płacimy w podatkach za rzeczy, z których możemy potem bezpłatnie korzystać. Podobnie jak na przykład nie płacimy za interwencję policji, czy straży miejskiej. A przecież też ktoś mógłby powiedzieć, dzwonisz na komendę - płacisz, bo służby mundurowe są niedofinansowane.

Czy uważa pan zatem, że przedszkola powinny być darmowe?

Problem tak naprawdę nie był ruszany od wielu lat. Ustawa oświatowa pochodzi z 1991 roku, ma prawie 20 lat. Do tej pory nikt nie zajmował się sprawami przedszkoli. Moja mama była przedszkolanką i gdy w 2001 roku zacząłem prowadzić dziecko do przedszkola, rozmawiałem o funkcjonowaniu przedszkoli, prywatyzacji czy reorganizacji. Pytanie jest takie: ile oświata może kosztować? Czy ona ma być płatna, czy bezpłatna, to nie nam o tym decydować. Mamy posłów w sejmie i oni uchwalają ustawy.

Za pana sprawą powstał jeden z najpoważniejszych konfliktów między rodzicami i włodarzami miasta. A dziś pan postrzegany jest jako człowiek, który wywołał awanturę i miał w tym cel.

Jest odwrotnie. Awanturę wywołał prezydent miasta, który wymyślił w pewnej chwili, że rodzice powinni dopłacać więcej do przedszkoli. Do stycznia 2009 było spokojnie. Każdy płacił i nie zastanawiał się, dlaczego. A ja po tej decyzji prezydenta stanąłem w obronie własnego interesu. Nie chciałem, skoro już płacę, płacić więcej.

Tyle, że dyskusja, ile mamy płacić przerodziła się w pytanie, czy w ogóle mamy płacić. A to już dotyka detali prawnych, nie zawsze zrozumiałych dla przeciętnego rodzica.

Bo ja jako jedyny w mieście przestałem płacić za przedszkola i oświadczyłem to oficjalnie. I nie dlatego, że nie mam pieniędzy, tylko dlatego, że uchwała jest niezgodna z ustawą. Nie zapłaciłem za styczeń i zaczęły się pytania, dlaczego. W lutym, konsekwentnie, nie zapłaciłem drugi raz. Dostałem upomnienie, a potem w ostatni wtorek lutego, ostateczne wezwanie do zapłaty, z klauzulą, że sprawa trafi do sądu. Uznałem, że sąd rozstrzygnie, kto ma rację. Tymczasem dwa dni później, w czwartek, z mojego powodu odbyła się rada pedagogiczna i mój syn został skreślony z listy wychowanków. W ustawie nie jest nigdzie napisane, że dziecko można wyrzucić z przedszkola. Czyli mój syn został ukarany za to, że ojciec rozrabia. W piątek za mną jeździła straż miejska, by doręczyć pismo o natychmiastowym skreśleniu syna i informacją, że jeśli w poniedziałek przyprowadzę dziecko do przedszkola, to będzie to potraktowane jak pozostawienie dziecka bez opieki. Czyli, że grożą mi za to konsekwencje karne i w konsekwencji odebranie dziecka. Raczej przykre zdarzenie. Pomyślałem, że skoro już tak osobiście zaczynamy postępować, to będziemy się bawić na poważnie.

Nazywa to pan zabawą?

To przenośnia, ale to już nie było śmieszne. Poszedłem na policję. Usłyszałem: a cóż my możemy zrobić. Poszedłem do kuratora oświaty. Z racji tego, że syn nie był sześciolatkiem i nie podlegał obowiązkowi przedszkolnemu, to kurator nie mógł zareagować. Jak wyjaśniał, organizowanie placówki oświatowej nie jest jego kompetencją, a leży w gestii prezydenta. W tym czasie wysłałem już skargę na uchwałę, a procedury trwają. 30 lipca jednak zapadł wyrok sądu. Dla mnie był on oczywisty - uchwała rady miejskiej jest bublem prawnym. To oznaczało, że pieniądze wpłacone przez okres jej obowiązywania powinny być zwrócone rodzicom. Dodatkowo 3 marca 2009 doszedł wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w podobnej sprawie z Wrocławia. Dał orzecznictwo i linię interpretacji ustawy i uchwał. Nie można kasować opłat od dzieci w przedszkolach za cokolwiek, a jedynie za świadczenia, z których dzieci skorzystały. Tłumaczenie, że opłaty są zwiększone, bo brakuje pieniędzy w budżecie itp. jest naginaniem prawa.

Teraz trwać będzie swoista gra w kotka i myszkę. Miasto próbuje zapisać pobieranie opłaty za przedszkola w innej formie, nie nazywając tego opłatą stałą. Pan będzie próbował uchylić każdą uchwałę, która będzie zawierała pobór opłat. Po co to w ogóle pan robi?

Muszę być konsekwentny. Powiedziałem A, muszę powiedzieć B. Nie mogę wysiąść z samochodu nie dojechawszy do celu.

Nie próbuje pan, choć przez chwilę, zrozumieć argumentów drugiej strony?

Ależ ja je świetnie rozumiem. Drugiej stronie zależy na pieniądzach.

Czy tylko?

Tylko i wyłącznie. Ciągle czytam argumenty, że jeżeli rodzice nie będą płacić, to nie będzie w Nowej Soli na boiska i wiele innych rzeczy, a przedszkola trzeba będzie pozamykać. Z drugiej strony jest tylko budżet i tłumaczenie, że 40 tys. ludzi w mieście nie może płacić tylko na przedszkolaków. A to urzędnicy mają obowiązek organizować nasze życie, a nie wywracać je do góry nogami.

A pan tego nie robi?

Ale jeżeli ustalony od lat porządek jest niezgodny z ustawą, to musimy literalnie czytać konstytucję, ustawy i do nich się dostosowywać. Respektować prawo, a nie je naginać.

W pewnym momencie w dyskusje o przedszkolach wkradły się nieposkromione emocje. Traktowałem pana pytania, jak wątpliwości powstałe u obywatela, który poruszył kwestię, na którą nie ma łatwej odpowiedzi. Emocje, które pojawiły się na forach internetowych, przy tym temacie, wypaczają sens wynikający z tej dyskusji. Tam się toczy bezpardonowa walka na słowa.

Tego tak naprawdę nikt nie czyta. Mam wrażenie po porównaniu stylistyki wpisów, że na forach pisze maksymalnie pięć osób.

Ale ta dyskusja w Internecie pokazuje też zejście do poziomu rynsztoka…

Ja się podpisuję z imienia i nazwiska. Jeżeli ktoś ma do mnie pretensje o jakiś wpis, to ma prawo pójść do sądu i złożyć skargę z powództwa cywilnego. Ja staram się wykładać to, co myślę o prawie, a nigdy nie ma ze mną merytorycznej dyskusji. Pojawia się pisanie o mnie typu pizzolep, brudas, zaczęto mnie wyzywać w mniej lub bardziej wyszukany sposób. Co nie zmienia faktu, że nikt ze mną jeszcze nie zaczął polemizować merytorycznie o przedszkolach.

A Internet to dobre miejsce na taką polemikę? Potrafiłby pan powiedzieć to, co pisze, prosto w oczy radnym, prezydentowi?

Oczywiście. Byłem na kilku spotkaniach i mówiłem. Ostatnio 10 grudnia wyjaśniałem, o co mi chodzi radnym na specjalnym posiedzeniu komisji. Tyle, że oni nie chcą słuchać. Nie można debatować o tym, jak napisać uchwałę, która skasuje rodziców, tylko usiąść z dyrektorami przedszkoli i wymyślić, jak dopasować je do potrzeb. Do dziś nie rozmawialiśmy o organizacji przedszkoli. Ale potrzebna jest regulacja na wyższym poziomie, w parlamencie.

Warto było rozpętać tę przedszkolną aferę?

Warto, bo mam chociażby życiową satysfakcję, że wygrałem. Uchyliłem uchwałę z 2004 roku. Gdy wprowadzono kolejną w sierpniu 2009 roku, napisałem, że to jest bubel prawny. Niejaki Mark2 na forum GL odpisał, że jest ona najlepsza i wojewoda ją już podpisał. Rzeczywiście, tak było, ale dalej twierdziłem, że ta uchwała, zresztą kopia z Rzepina, to lipa. I co się okazało? 9 grudnia wygrałem uchylając drugą uchwałę, która miała być super. I to, że teraz Nowa Sól podjęła kolejną uchwałę kopiując dokument z Zielonej Góry, to też jest lipa. Tylko to już jest niepoważna zabawa prawem. Satysfakcję daje mi też chociażby to, że rodzice każdego z 1100 dzieci zapisanych w Nowej Soli nie musiało w grudniu zapłacić opłaty stałej, a dzieci może miały z tego tytułu jakiś lepszy prezent na święta.

Znów więc zapytam, po co to pan robi? Bo wielu zastanawia się, czy to bicie politycznej piany, zbijanie kapitału na wybory i czy nie ma pan ochoty startować na prezydenta.

Jeżeli dochodzenie swoich praw jest biciem politycznej piany, to trudno. Teraz stałem się znanym człowiekiem, bo walczę o przedszkola. Mam wrażenie, że wielu ludzi jest zadowolonych z tego, co zrobiłem. Kapitał polityczny stworzył się przy tym przypadkiem. Ale są i minusy, bo z drugiej strony są liczne oszczerstwa. Jestem przedstawiany jako ten zły, bo przeze mnie będą zamykać przedszkola. Nie mam ochoty być prezydentem, bo nie jestem społecznikiem i się do tego nie nadaję. Praca prezydenta jest też niewdzięczna, a ja mam lepsze zajęcia. Poza tym problemu oświaty nie ujmuję w kategoriach politycznych, bo tu chodzi o wychowanie dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska