Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samotna matka z dzieckiem nie ma dachu nad głową

Janczo Todorow
Agnieszka Tuphorn, wolontariuszka z rancza Nadzieja przygarnęła Marię i jej córeczkę Anię.
Agnieszka Tuphorn, wolontariuszka z rancza Nadzieja przygarnęła Marię i jej córeczkę Anię. Janczo Todorow
Przed laty Maria opuściła dom rodzinny, zakochała się i urodziła dziecko. Niestety, nie powiodło jej się w tym związku i chciała wrócić do rodziców. Ale oni jej nie chca. Żyje więc w ranczu Nadzieja, prawie bez pieniędzy.

Maria ma 29 lat, do niedawna mieszkała w Mirostowicach Dolnych. Czuła się źle w rodzinnym domu, ciągle kłótnie wykańczały ją psychicznie. Pewnego dnia postanowiła opuścić rodziców. Wynajęła sobie kawalerkę w Żarach, rozpoczęła pracę. Poznała chłopaka i po dwóch latach urodziła się ich dziewczynka Ania. Potem między nimi wszystko zaczęło się psuć.

Zmieniali mieszkania, ale to nie pomogło, dalej było źle. Kiedy Ania miała cztery miesiące Maria zabrała ją i odeszła od swojego chłopaka. Nie miała się gdzie podziać, więc udała się w Domu samotnej Matki. - Tam przesiedziałam siedem miesięcy, choć regulamin określa, że można przebywać tylko pół roku.

Potem pełna nadziei wróciłam do chłopaka, który obiecywał, że wszystko się zmieni. Przez jakiś czas było dobrze. Próbowałam wiele razy wrócić do rodziców, ale nie chcieli mnie wpuścić do domu. A miejsce dla mnie mają, bo dom jest duży - opowiada Maria.

Tydzień temu jej chłopak ją uderzył. Wtedy dziewczyna z dzieckiem na ręku poszła do domu rodziców prosząc, żeby ją wpuścili. Nie zgodzili się. - Prosiłam policję o interwencję, odpowiedziano mi, że nie mogą me wprowadzić do mieszkania rodziców, choć jestem tam zameldowana. Poradzili mi, ze sprawę muszę załatwić przez sąd - dodaje Maria.

Wtedy przygarnęła ją jej koleżanka Agnieszka Tuphorn, która od niedawna mieszka w domku należącego do Ranczo Nadzieja, prowadzonego przez kościół Zielonoświątkowy. - Jestem wolontariuszką, chcę w tym domu stworzyć kobiecy oddział rancza, w którym na razie mieszkają sami mężczyźni. Chcemy zaadaptować poddasze, urządzić kilka pokoi dla kobiet w trudnej sytuacji życiowej.

Bo takich przypadków jak z Marią jest bardzo dużo - zapewnia Tuphorn. Maria nie ma pojęcia jak wybrnąć z trudnej sytuacji. Dostaje zasiłek rodzinny 68 zł oraz 300 zł alimentów. I to musi jej wystarczyć na życie przez miesiąc czasu. Pracy nie może rozpocząć, bo Ania ma zaledwie półtora roku.

- Matka mi powiedziała, żeby zostawić jej dziecko, a ja mam jechać do pracy do Niemiec. Nie mogę się na to zgodzić, bo dziecko potrzebuje matki. Ostatecznie mogłabym pojechać do Niemiec z dzieckiem, ale dlaczego ma się wychowywać w obcym kraju i mówić w obcym języku? Ja chcę zostać w swoim kraju - mówi z żalem Maria.

Dziewczyna rozważa możliwość podjęcia się opieki starszej osoby w zamian za dach nad głową. - Umiem gotować i sprzątać - zapewnia. - A my liczymy na wsparcie sponsorów, którzy pomogą nam zaadaptować poddasze. Przyda się każda pomoc - i finansowa, i materiałowa - dodaje A. Tuphorn.

- Pomocy nie brakuje, dzięki niej powstało i ranczo - mówi pastor Jan Andrzejewski. - Ale ciągle potrzebujemy wsparcia zarówno instytucji samorządowych, jak i prywatnych sponsorów. Chcemy pomagać wszystkim, które chcą odnaleźć siebie i wyjść z trudnej sytuacji życiowej. Bardzo nam zależy, żeby stworzyć i ten oddział dla kobiet. Bez wsparcia nie będzie to możliwe. Próbowaliśmy rozmawiać z rodzicami Marii. Wczoraj nie zastaliśmy nikogo w ich domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska