Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sarna Bambi cudem uniknęła śmierci (wideo)

Jakub Pikulik 0 95 722 57 72 [email protected]
Weterynarz Leszek Gruntkowski karmi właśnie Bambiego, który został uratowany przed niechybną śmiercią
Weterynarz Leszek Gruntkowski karmi właśnie Bambiego, który został uratowany przed niechybną śmiercią fot. Jakub Pikulik
Wczesny poranek, droga przez las. Auto zabija sarnę. Kierowca ucieka. Zauważa to trzech mężczyzn, którzy podchodzą do martwego zwierzęcia. Odkrywają, że obok leży nowonarodzony koźlak. Zawijają go w koce i odwożą do leśniczego...

- Bez wątpienia uratowali mu życie. Maluch miał szczęście, bo auto przejechało po jego matce tuż nad brzuchem. Sarna właśnie szukała zapewne miejsca na poród. To cud, że udało się go uratować - mówi Leszek Gruntkowski, weterynarz ze Słońska, który prowadzi azyl dla zwierząt.

Już od progu wita nas ciepłym uśmiechem, każe mówić do siebie po imieniu i prowadzi do klatki, w której wesoło biega młody koziołek. Maluch Bambi (bo takie imię nadała mu Zuzia, córki jednego z mężczyzn, którzy uratowali zwierzę) ma niewiele ponad 20 cm wzrostu. Podczas rozmowy stoi przy siatce i nam się przypatruje. - Chyba wie, że o nim rozmawiamy - żartuje weterynarz.

Wspaniali ludzie

Nowonarodzonego koziołka jadący o piątej rano do pracy mężczyźni znaleźli na drodze koło Gościmia (pow. strzelecko-drezdenecki) i zawieźli do leśniczego. Ten opiekował się nim dwa dni, później przekazał go Leszkowi Gruntkowskiemu. - Tam będzie miał zdecydowanie bardziej fachową opiekę - tłumaczy leśniczy Tomasz Sznajder.

- Młody nie pił mleka matki, a więc nie był odporny. Do tego miał biegunkę - tłumaczy weterynarz. Żeby pomóc, zaserwował mu kozie mleko, lekarstwa i... stoperan lek na biegunkę dla ludzi. - Pomogło. Teraz koźlak jest w pełni sił - mówi opiekun. Rzeczywiście, kiedy karmił przy nas malucha, ten opróżnił całą butelkę mleka w niespełna minutę!

- Taka historia zdarza się raz w życiu. Ci, którzy uratowali zwierzę, to wspaniali ludzie. Należy im się za to wielka pochwała - wyznaje nasz rozmówca. - Nie było sumienia przejść obok nowonarodzonego koźlaka obojętnie. Mały się ruszał, piszczał, musieliśmy coś zrobić - przyznaje Marcin Junk, jeden z tych, którzy znaleźli sarnę. Maluch spędzi w azylu jeszcze kilka tygodni.

Później zostanie przewieziony do Przemysławia, gdzie na specjalnym, ogrodzonym gospodarstwie będzie uczył się samodzielności. Stamtąd pod koniec roku trafi na kilkudziesięciohektarowy również ogrodzony teren, gdzie ludzie nie mają wstępu. Tam spędzi rok i dopiero stamtąd Bambi trafi na wolność. - Gdyby od razu wypuścić go do lasu, to szybko by zginął. Przyzwyczaił się do ludzi, jest zbyt ufny, nie potrafi zdobywać pożywienia - tłumaczy weterynarz.

Jak dr Dolittle

Oprowadza nas po swoim gospodarstwie. Towarzyszy nam wiekowy kundelek, który ciagle domaga się pieszczot. To prawdziwy raj dla zwierząt. Jest tam kilkudniowy zając znaleziony na drodze, którego Leszek karmi strzykawką. Jest bocian, który nie ma połowy skrzydła. Są dwa kolejne, zupełnie już zdrowe bociany.

- Mogą latać, ale nie chcą mnie opuścić. Zamieszkały na tej łące - mówi weterynarz. Są myszołowy, klacz i bóbr, który również tutaj zamieszkał. - Już nawet ściął swoje pierwsze drzewo - z dumą przyznaje Grutkowski. Są dwie kozy, które gospodarz kupił specjalnie po to, żeby mieć mleko dla swoich podopiecznych. - Bo kozie mleko to prawdziwy rarytas - tłumaczy.

Jest też największa duma weterynarza: orzeł Tomasz, który mieszka na tej łące już 11 lat. Jest już zdrowy, mógłby odlecieć, ale wybrał właśnie to miejsce. - Jest! Tomaszek! Cześć! - radośnie krzyczy Leszek, kiedy widzi na konarze swojego przyjaciela. Ten od razu przylatuje nieco bliżej.

Gruntkowski prowadzi swój azyl już 23 lata. Pytamy, ile w tym czasie uratował zwierząt. - Setki. Nie potrafię tego zliczyć - odpowiada po chwili namysłu. Odwiedzają go dzieci, wycieczki szkolne, goście zza granicy. Każdego gości jak dobrego znajomego, każdemu pokazuje zwierzęta i opowiada ich historię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska