Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Senny terminarz

Rafał Darżynkiewicz
Jesień ubiegłego roku. Warszawa. Drzewa przy ulicach Mokotowa mienią się bajkowymi kolorami liści. Zza złoto-czerwonej kurtyny wygląda mały biały domek.

Siedziba PZMot. Przy Kazimierzowskiej jawi się niczym baśniowa chatka z bajek Jana Christiana Andersena. Zaglądam przez okienko, a tam najtęższe głowy polskiego żużla zmyślnie składają paragrafy regulaminu. Niejako przy okazji z pomocą wszelakich kalendarzy układają ligowy terminarz. Wprawni są w tym dziele niesłychanie. Idzie im to szybko, bo przecież roztropność, przewidywalność i wiele innych cech przynależnych tylko żużlowym mędrcom bije blaskiem mocniejszym niż jesienne słońce.

Mądre głowy uradziły, zrywając z konserwatyzmem, że dość już zdawania się na naturę. Korzystając ze zdobyczy techniki nakazały zabezpieczać tory przed opadami. Te, wiadomo to było od lat wielu, nie chciały być bowiem sprzymierzeńcem dyscypliny. Mędrcy radzili i pisali, ale kolejnych kart odczytać nie mogłem. Na dębowym biurku, obok kałamarza dostrzegłem jednak terminarz. Starannie wykaligrafowane daty. Te pierwsze z początkiem kwietnia, potem kolejne.

Przepięknie wymalowany Złoty Kask widniał tuż po zakończeniu rundy zasadniczej, czyli w ostatnim tygodniu wakacji. Później znów była data przy dacie z tą ostatnią jeszcze we wrześniu. Wyglądało to pięknie: ciepło, złota polska jesień i emocjonujące finały.

Już siódma, wstajemy! Obudziła mnie moja żona. Wyjrzałem za okno. Nad Zieloną Górą siąpił deszcz, przetaczały się ciężkie, ciemne chmury. Na termometrze ledwie cztery kreski powyżej zera. Na kalendarzu prawie połowa października. W radiu jakiś głos roztacza czarną wizję nadchodzących opadów śniegu i ujemnej temperatury. No tak, to już czas myślenia o chryzantemach i zniczach. Ponuro szaro i wszystko bez sensu. Przecież mogło być tak pięknie.

Już na jawie przypomniała mi się terminarzowa anegdota krążąca po żużlowych parkingach od kilku tygodni. Podobno FIM układając kalendarz Grand Prix na rok 2009 ostatnią rundę przesunęła niemalże na koniec października - stąd nietypowa to, bo aż trzytygodniowa przerwa - ponieważ finał chciano rozegrać w Australii. Pomysł z wycieczką na Antypody nie wypalił. Sydney, a raczej Melbourne zastąpiła Bydgoszcz. Wiedzieli o tym w Szwecji, wiedzieli w Anglii i wszystkich innych znacznie cieplejszych krajach, więc wszędzie tam wyłoniono już mistrza.

U nas inaczej. Wymyślono, a nawet zapisano w terminarzu, że gdyby w finale ligi pojechała Polonia Bydgoszcz - zapachniało przecież takim rozwiązaniem - to drugim terminem finału byłby 25 października. Cieszmy się, więc że mistrza poznamy tydzień wcześniej. Ja się cieszę i wierzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska