Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sezon wyborów

Rafał Darżynkiewicz
Prawie się udało. Proces licencyjny, tak jak się spodziewałem, przebiegł bez zgrzytów.

Wprawdzie parę klubów ma problemy natury technicznej, ale znakomita większość egzamin zaliczyła za pierwszym podejściem. Na tych łamach zawsze podkreślałem, że właściwą wykładnią możliwości klubów jest końcowe rozliczenie. Krytykowany i posądzany o psucie rynku Władysław Komarnicki ze spokojem jest nad kreską.

Z przewidywanego przez innych prezesów bankructwa znów nad Wartą nic nie wyszło. Z kolei tonący przez cały sezon gdańszczanin Maciej Polny bez problemów utrzymał się na powierzchni. Powierzchnia to wprawdzie już pierwszoligowa, ale najważniejsze - długów nie ma. Na egzamin poprawkowy czekają tylko we Wrocławiu i Częstochowie. W stolicy Dolnego Śląska próbowali trochę zaoszczędzić na panu Scottcie - jak ironicznie o Nichollsie mówi sterniczka WTS-u Krystyna Kloc. Podobno się opłacało, ale wyszedł z tego dodatkowy egzamin. Pod górę mają pod… Jasną Górą. Trzydniowe opóźnienie to niby nic, jednak wiarygodność klubowej kasy trzeba będzie z mozołem odbudowywać. Zadanie nie będzie proste. Klub opowiedział się za urzędującym prezydentem miasta. Jak pech to pech. W niedzielnym referendum prezydenta odwołano i… Włókniarz znów ma kłopot.

W Częstochowie klops, w innych żużlowych miastach nadchodzi dobry czas. Samorządowe wybory coraz bliżej to i klubom będzie żyło się dostatniej. Przecież nikt w okresie przedwyborczym nie pozwoli, by sportowe oczko w głowie lokalnych władz miało jakieś problemy. I tu ważny jest przyszłoroczny ligowy terminarz. Prezesi, a i owszem biorą pod uwagę kalendarz imprez międzynarodowych, długoterminowe prognozy pogody oraz doświadczenia z lat poprzednich, ale kluczem jest kalendarz wyborczy.

Taki wygrany półfinał, albo nawet finał - wybory mają odbyć się jesienią - to świetna trampolina, by wskoczyć na fotel radnego, a może nawet prezydenta miasta. Będzie się działo, bo obietnice już nikogo nie interesują. Liczyć się będą konkrety. Te w kilku miastach już się objawiły. Torunianom kupiono Grand Prix, gorzowianom Drużynowy Puchar Świata. To jednak tylko przygrywka do decydującej batalii. Najważniejsza jest liga. Będą spektakularne transfery i remonty stadionów. To wszystko przed nami.

Już jest nieźle. Nikt nie zbankrutował, a kluby wcale nie ograniczają wydatków tylko płacą coraz więcej. Oczekiwania Nickiego Pedersena czy Grega Hancocka nie biorą się z powietrza. Narzekać nie mogą też polscy żużlowcy. Przykład z ostatnich dni. Pewien zawodnik zaoferował swoje usługi pewnemu klubowi rzucając konkretną niemałą sumę. W odpowiedzi usłyszał: "Zgadzamy się, ale… za podpis zapłacimy więcej i dorzucimy jeszcze parę bonusów".

Zawodnik zaniemówił i z decyzją postanowił poczekać do końca procesu licencyjnego. 13 listopada, i do tego w piątek, zdziwił się jeszcze bardziej. Tyle przecież słyszał o kryzysie, a tu klub jest czysty jak łza. Żużlowiec ma teraz dylemat czy przypadkiem nie zaoferować usług w innym mieście. Trochę się boi, bo nie ma twarzy pokerzysty i blefować nie potrafi. Tak to się w naszym żużlu porobiło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska