Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słubice - Frankfurt: Tylko nieliczni znają język sąsiada

Beata Bielecka
Simon Becher z Berlina po polsku umiał powiedzieć tylko "dziękuję”. Podczas wtorkowej akcji zachęcony przez studentów grzańcem i ciasteczkami, obiecał, że nauczy się więcej słówek.
Simon Becher z Berlina po polsku umiał powiedzieć tylko "dziękuję”. Podczas wtorkowej akcji zachęcony przez studentów grzańcem i ciasteczkami, obiecał, że nauczy się więcej słówek. fot. Wojciech Obremski
- Nie umiem słowa po polsku - przyznała rencistka Rosa Wolff z Frankfurtu. Mogłoby się pod tym podpisać wielu mieszkańców obu miast.

- To trzeba zmienić - uznali studenci Europejskiego Uniwersytetu Viadrina i zorganizowali we wtorek po południu na granicy happening. Każdy, kto chciał przejść na drugą stronę Odry musiał powiedzieć chociaż jedno słowo w języku sąsiada. Jeśli nie umiał dostawał ściągę.

Schengen zbliży
- Teraz gdy Polska wchodzi do Schengen będziemy żyć jeszcze bliżej siebie. Żeby się lepiej poznać musimy pokonać barierę językową - zachęcała Nancy Waldmann z Viadriny.

Mama gimnazjalistki Anna Kalinowska uważa że ,, więcej osób mówiłoby po niemiecku, gdyby w szkołach uczniowie mieli dodatkowe lekcje''. - Na pograniczu powinno to być czymś normalnym - mówiła.

- Dodatkowych lekcji nie ma, ale jest dużo innych możliwości nauki - odpowiedziała na to szefowa zespołu administracyjnego oświaty w gminie Jolanta Skręty. - Prawie wszystkie szkoły mają partnerów we Frankfurcie. Dzieci spotykają się przy różnych okazjach, jeżdżą razem na wycieczki. Na przykład uczniowie gimnazjum nr 2 raz w tygodniu mają wspólne lekcje z kolegami z Frankfurtu, a młodzież z ogólniaka regularnie spotyka się z uczniami z polsko- niemieckich klas w gimnazjum Karla Liebknechta. Co roku do europrzedszkola we Frankfurcie przyjmowana jest grupa dzieci ze słubickiego Misia Uszatka - mnożyła przykłady J. Skręty.

Brakuje zapału

O ile młodzi nieźle radzą sobie ze znajomością języka sąsiada, wśród dorosłych wygląda to zdecydowanie gorzej. - Zainteresowanie polskim i niemieckim było duże zaraz po naszym wejściu do Unii Europejskiej, ale potem zmalało - powiedziała nam Karolina Lachowicz z Fundacji na rzecz Collegium Polonicum. Fundacja od wielu lat organizuje zajęcia językowe dla mieszkańców obu miast. W tym roku szkolnym nie udało się rozpocząć ani jednego kursu polskiego, bo nie było wystarczającej liczby chętnych. Niemieckiego uczy się obecnie 40 osób. Zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszą się zajęcia z angielskiego. Może dlatego, że coraz więcej osób myśli o wyjeździe do Anglii.

- Chętnie pouczyłabym się niemieckiego, ale te zajęcia, chociaż tańsze niż prywatne lekcje, też sporo kosztują - uważa studentka Iwona Zioła. Półroczny kurs to wydatek ok. 750 zł.

Dlatego fundacja, która w swoim statucie ma m.in. podniesienie kwalifikacji językowych mieszkańców pogranicza chce też organizować bezpłatne zajęcia. - Będziemy starali się zdobyć na to pieniądze z Unii Europejskiej - zapowiedziała K. Lachowicz.

Według niej nie chodzi jednak tylko o pieniądze. - Ludzie chcą się uczyć języków obcych, ale szybko się zniechęcają. Myślą, że po roku będą mogli swobodnie się porozumiewać a tymczasem, żeby nauczyć się języka na poziomie zaawansowanym potrzeba na to sześciu lat intensywnej pracy - tłumaczyła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska