- Po trzech porażkach z rzędu, wywalczyliście wreszcie punkty. Jak ocenia pan mecz z LO MS Świnoujście?
- Pierwszy set w naszym wykonaniu był zły. Zwłaszcza początek, kiedy przegrywaliśmy 0:5. Podobnie jak w poprzednich spotkaniach, przespaliśmy początek. Zespół gości dowiózł to przewagą do końca. Przyjezdni, choć są młodzi, z roku na rok radzą sobie coraz lepiej i stawiają coraz wyższe warunki. Myślę, że jeszcze niejedną niespodziankę w tej lidze sprawią. Reszta setów przebiegała pod nasze dyktando, a zwłaszcza w ostatnim w końcu się odblokowaliśmy i gra zaczęła wyglądać tak jak powinna cały czas. Myślę, że od tej wygranej wszystko pójdzie w dobrą stronę.
- Jest pan grającym trenerem od dwóch spotkań. Jak pan czuje się w tej roli?
- Powiem szczerze, że dla mnie nie jest to wygodna sytuacja. Uważam, że nie ma takiej pozycji jak szkoleniowiec na boisku. Zamiast skoncentrować się na sobie, muszę też podpowiadać kolegom. Z boku zawsze łatwiej wyłapać pewne sytuacje, zrobić zmianę. Bycie coachem niezbyt mi pasuje, ale poprosili mnie o to koledzy oraz zarząd klubu. Jestem na tej funkcji z konieczności. Podobny system panuje u akademików z Zielonej Góry czy Poznania, ale są to osoby z wieloletnim doświadczeniem trenerskim i nie chciałbym się do pana Palucha czy Lisieckiego porównywać.
- W Kaliszu minimalnie przegraliście. Teraz zwycięstwo. Sobieskiego czekają dobre wyniki pod pana komendą?
- Mam dużo zastrzeżeń do naszej postawy. Stać nas na dużo więcej. Gdybyśmy wykorzystali do maksimum swoje możliwości, to z każdym, nie tylko ze Świnoujściem, moglibyśmy wygrywać. Mamy duży potencjał, którego czasami nie potrafimy uwolnić.
- Momentami prezentujecie się fantastycznie, a czasami macie zastój, jakby brakowało tlenu?
- Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Próbowałem już różnych rzeczy na treningu. W sumie popełniamy te same błędy. Dużo pomyłek jest w przyjęciu zagrywki, mylimy się czasami w rozegraniu. W niektórych meczach nie potrafimy dołożyć bloku. Jak w każdym zespole, te przestoje, wynikają z tego, że po dwóch zepsutych piłkach, tracimy kolejną, co nam podcina skrzydła i nie możemy się pozbierać.
- W tej rundzie czekają Was jeszcze dwa spotkania. Które miejsce może Pan obiecać kibicom?
- Trudno powiedzieć. Zależy to również od tego jak potoczą się inne mecze. Życzyłbym sobie i chłopakom, abyśmy pokonali AZS Zielona Góra i Olimpię Sulęcin. Jest to jak najbardziej realne i będziemy chcieli ten cel osiągnąć.
- Przed tym sezonem liczono, że Sobieski zasili I ligę…
- Myślę, że to nas trochę sparaliżowało. Niektórzy chłopcy za bardzo wzięli sobie do serca, że musimy za wszelką cenę awansować i zamiast z czerpać przyjemność z gry, zaczęli się spinać i usztywniać na boisku. Myślę, że to też był efekt naszej słabszej dyspozycji. Teraz gramy spokojnie, choć wciąż chcemy być jak najwyżej, bo mamy ku temu możliwości. Lepiej o awansie nie mówić, a spokojnie trenować i dążyć do tego, aby się rozwijać.
- W następnym meczu podejmujecie drużynę AZS-u. Jakie są oczekiwania?
- To nie jest mocny zespół w tym roku. Jest bardzo odmłodzony. Ci najbardziej wartościowi zawodnicy przeszli do nas. Boję się tego, że będą chcieli pokazać swojemu byłemu trenerowi, że potrafią z nim wygrać. Taki mecz wzbudza podwójne emocje u zawodnika i nie chciałbym, żeby podziałało to paraliżująco na Sobieskiego. Mam nadzieję, że moi siatkarze, będą chcieli pokazać trenerowi Paluchowi, że może ich były klub za szybko z nich zrezygnował i że może powinni dostać lepsze warunki, aby ich zatrzymać.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?