Niemal każdy z 20 witnickich strażaków ochotników ma pracę. Mimo to, po powrocie do domu, zamiast odpoczywać, wkładają mundury i jadą na wały. Niektórzy nocują w remizie. Na łóżkach polowych, w dużej, wspólnej sali. I tak codziennie, od 4 grudnia. To wtedy rozpoczęli patrolowanie wałów wzdłuż Warty, osłabionych wcześniejszymi podwoziami i norami wykopanymi przez bobry. - Teraz te wały są jak gąbka - przyznaje Zdzisław Mikisz, szef strażaków ochotników w Witnicy i z niepokojem spogląda na rzekę. W noc poprzedzającą naszą wizytę poziom wody wzrósł o kilkanaście centymetrów. Te słabe, nasiąknięte wodą nasypy są ostatnim zabezpieczeniem dla setek mieszkańców wsi położonych wzdłuż rzeki. To dlatego strażacy codziennie wsiadają w swoje specjalistyczne auta i ruszają na patrol koroną wałów.
Teraz te nasiąknięte wodą wały są jak gąbka
- Na dziury wykopane przez bobry natrafiamy co chwila. Niektóre z nich są tak wielkie, że trzeba uważać, żeby nie wpaść w nie samochodem. Do tego drogi, które są strasznie rozjeżdżone i coraz trudniej się po nich jeździ - mówi Marcin Mikisz. Na co dzień jest zawodowym strażakiem w Gorzowie. Po służbie zmienia tylko mundur i jedzie na patrol w okolicy Witnicy. Kilku strażaków bez przerwy od 11 grudnia pilnuje pomp, które wypompowują wodę z powrotem do Warty z niewielkiego kanału w okolicach wsi Okrza. - Gdyby nie one, woda zalałaby wszystkie te gospodarstwa - pokazują strażacy. Mają tam specjalny, pompowany i ogrzewany namiot, w którym pełnią służbę przez całą dobę. Nawet przy kilkunastostopniowym mrozie.
Problemem jest nie tylko Warta. Wysoki poziom wód gruntowych sprawia, że wodę w piwnicy ma niemal każdy, kto mieszka w pobliżu rzeki. Efekt takiego stanu rzeczy widać nie tylko w piwnicach, ale też na polach i łąkach. Tworzą się na nich olbrzymie kałuże. Woda nie chce wsiąkać.
W czasie półtoragodzinnej podróży z naszym reporterem Zdzisław Mikisz odebrał kilkanaście telefonów. Ludzie prosili o worki, o piasek, o paliwo do pomp, o pomoc. Telefon do Mikisza ma każdy sołtys. Wie, że może dzwonić, jak tylko będzie potrzebował pomocy w swojej wsi. A pomoc strażaków często okazuje się niezbędna. Sytuacja w Okrzy jest tak trudna, że z bagnistym, podtopionym terenem nie poradziła sobie nawet karetka. Utknęła w grząskim gruncie, zsunęła i niemal przewróciła się z nasypu. Pomogli właśnie ochotnicy.
W sylwestra przyszli do nas z szampanem, z życzeniami. To było naprawdę miłe
- W ciągu ostatniego miesiąca zrobiłem 20 tys. km. Praktycznie bez przerwy jeżdżę. Dowozimy ludziom to, czego im potrzeba. Taka praca - przyznaje Mikisz. Ale ludzie nie liczą tylko na pomoc z zewnątrz. Sami też pracują na wałach. Proszą tylko o worki, którymi później sami naprawiają dziury wykopane przez bobry. - Tu zasypiemy, tam znowu wykopią dziurę. Robota głupiego, ale trzeba to robić - mówią mieszkańcy Okrzy, których do pracy na wałach skrzyknęła Bożena Jasik. Ludzie okazują też wdzięczność. - W sylwestra przyszli do nas z szampanem, z życzeniami. To było naprawdę miłe - przyznają strażacy. Chwilę później otrzymują wezwanie do Lemierzyc, w których pękł wał przy przepływającej przez wieś rzeczce Postomia.
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?