Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studenci zażądali wyjaśnień

ALICJA BOGIEL LESZEK KALINOWSKI (68) 324 88 46 [email protected] [email protected]
Rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego prof. Michał Kisielewicz słyszy ostatnio wiele trudnych pytań. Tym trudniejszych, że o pieniądze.
Rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego prof. Michał Kisielewicz słyszy ostatnio wiele trudnych pytań. Tym trudniejszych, że o pieniądze. Paweł Janczaruk
Przez Uniwersytet Zielonogórski przepływają miliony złotych. Uczelnia się rozwija. Ale wraz z nią konta niektórych pracowników. Na tyle, że trzeba było powołać kontrolę.

Na Uniwersytecie Zielonogórskim zrobił się szum. Na razie jednak cichy. Oficjalnie nikt bowiem nie chce wypowiadać się o dziwnych nagrodach, ale po cichu każdy rozmówca dodaje coś od siebie. Z zastrzeżeniem: - Proszę moje nazwisko zachować do wiadomości redakcji.

Studenci zażądali wyjaśnień

Szum zaczął się od publikacji w miesięczniku "Puls", który napisał, że dyrektor administracyjny uczelni Andrzej Rybicki dostał łącznie 50 tys. zł nagród. Pieniądze pochodziły z Uczelnianego Towarzystwa Budownictwa Społecznego, które zarządza akademikami. Dyrektor administracyjny był jego prezesem. UTBS miał z czego nagrody przyznawać, bo wypracował ponad 2 mln zł zysku za ubiegły rok.
Studenci sporo płacą za zielonogórskie akademiki, więc nie spodobało im się, że z ich pieniędzy przyznawane są tak duże nagrody. Zażądali wyjaśnień od rektora.
- Ponieważ od października z powodu nowej ustawy prawie dwukrotnie wzrosła odpłatność za akademik, prosiliśmy wtedy o weryfikację cen po trzech miesiącach - opowiada Maria Małecka z parlamentu studenckiego. - W styczniu wróciliśmy więc do tematu. W lutym dostaliśmy odpowiedź, że dokumenty w tej sprawie trafią do dyrektora administracyjnego UZ, a potem do prorektora ds. studenckich.
Po ukazaniu się artykułu w "Pulsie" na posiedzeniu senatu studenci odczytali list do prorektora, w którym domagali się weryfikacji opłat za akademik. "Czujemy się oszukani" - napisali.
O tej sprawie pisaliśmy w "GL" we wtorek, 8 marca, w tekście pt. Naciągana nagroda.

Nie tylko nagroda

Rektor Michał Kisielewicz zarządził w sprawie nagród kontrolę. Stwierdził, że nie wie, czy to on podpisał wnioski o nagrody dla Rybickiego. Na dokumentach, do których dotarliśmy, widnieje jednak pieczątka i podpis M. Kisielewicza. Jeden dokument mówi o nagrodzie: 30 tys. zł, drugi o wynagrodzeniu: 20 tys. zł, płatnym do 30 października każdego roku. A także o 8 tys. zł nagrody dla prokurenta UTBS-u (po trzech miesiącach pracy).
Na spotkaniu z dziennikarzami rektor tłumaczył, że podpisuje mnóstwo dokumentów i wierzy swoim współpracownikom, którzy przynoszą mu papiery. Przyznał, że od września bliżej przyglądał się działalności, zwłaszcza finansowej, dyrektora administracyjnego. I już w listopadzie miał podstawy sądzić, że A. Rybicki nadużył jego zaufania. Dlaczego więc dopiero teraz odbyła się rozmowa, po której dyrektor złożył rezygnację?
Uniwersytet z byłym dyrektorem zresztą się nie pożegnał. Został on głównym specjalistą ds. technicznych. Jak tłumaczył prof. Kisielewicz, A. Rybicki nie będzie mógł podejmować żadnych decyzji, a rozpoczęte sprawy dokończyć trzeba. Przez wiele lat nikt też nie miał żadnych merytorycznych zastrzeżeń do pracy byłego szefa administracji.
Rektor musiał mieć wcześniej zaufanie do dyrektora, bo są inne dowody uznania dla jego pracy. Z naszych informacji wynika, że A. Rybicki w ub.r. dostawał premie na uniwersytecie, sięgające prawie 100 procent. Na stanowisku tym pensja wynosi ok. 5 tys. zł brutto, ale były w ub.r. miesiące, w których dyrektor otrzymywał ok. 10 tys. zł.

Premie do pozazdroszczenia

Nie są to jednak jedyne wysokie premie dla pracowników pionu administracji. Zastępca dyrektora przez kilka miesięcy też dostawał ok. 80 proc. premii do pensji. Podobnie jak kwestor uniwersytetu. Miesięczne ich wynagrodzenia sięgały 8 tys. zł brutto. Kwestorka dostała też nagrodę - ponad 20 tys. zł. W grupie premiowanych osób była również zastępczyni kwestora. - I inne osoby z administracji - dodają nasi rozmówcy, pracownicy uniwersytetu, zastrzegając swoje dane do wiadomości redakcji. - Ale pozostałe osoby otrzymywały znacznie niższe kwoty.
Może kilkudziesięcioprocentowe premie to norma na uczelniach?
- Premię otrzymują wszyscy pracownicy, jej brak to właściwie kara - wyjaśnia szef uczelnianej Solidarności Bogdan Tropak. O jakich premiach mówi? - 20 procent - odpowiada. - Tak przewidują zasady na uczelni.
A gdyby ktoś dostawał więcej? - To raczej niemożliwe - twierdzi szef Solidarności. - Ale gdyby tak było, pozazdrościłbym.
Zazdrościć też można niektórym pracownikom administracyjnym uniwersytetu dodatkowych umów zawartych na przełomie ubiegłego i tego roku. Z naszych informacji wynika, że opiewały one na kilkanaście tysięcy złotych. A dotyczyły m.in. dyrektora administracyjnego, kwestorki i jej zastępczyni.
Umowy o dzieło to na uczelni norma, ale dla pracowników dydaktycznych. W ten sposób rozlicza się ich pracę na studiach zaocznych. O podobnych umowach dla pracowników administracyjnych niewiele osób jednak słyszało. - Nic na ten temat nie wiem - przyznaje szef Solidarności.

Zarobić na budowie

Płace pracowników naukowych uniwersytetu:

  • 1.700-2.600 - asystent
  • 1.650-2.650 - wykładowca, lektor
  • 2.100-3.200 - starszy wykładowca bez tytułu naukowego
  • 2.650-4.100 - starszy wykładowca z tytułem naukowym
  • 3.000-4.500 - docent, adiunkt ze stopniem naukowym
  • 3.200-5.100 - profesor nadzwyczajny ze stopniem doktora lub docenta
  • 3.500-5.600 - profesor nadzwyczajny z tytułem naukowym
  • 3.750-6.100 - profesor zwyczajny
  • Na uniwersytecie sporo zarabia również jeden z zielonogórskich architektów. Z naszych informacji wynika, że za swoje usługi w ubiegłym roku otrzymał od uczelni 800-900 tys. zł, a w poprzednich latach też grubo ponad 500 tys. zł. Większość usług projektowych zlecana była architektowi bez przetargu - w ramach umów wieloletnich. I nie tylko za projektowanie uczelnia mu płaciła. Również za usługi gastronomiczne, bo architekt ma restaurację.
    Na budowlanych kontaktach z uniwersytetem nie wszyscy jednak zyskali. Właściciel zielonogórskiej firmy Ulmex był podwykonawcą podczas modernizacji hali laboratoryjnej wydziału mechanicznego. Do tej pory domaga się ponad 1 mln zł od głównego wykonawcy - firmy Prestobud.
    - Mieliśmy umowę cesji z Prestobudem, więc zwracaliśmy się do uczelni, by pieniądze te przekazała nam - opowiada Czesław Królikowski. - Rano 13 września ubiegłego roku pobiegłem na uczelnię z pismem, że sąd wydaje tytuł wykonawczy do naszych wierzytelności. Wiedziałem, że uniwersytet miał tego dnia przelać 350 tys. zł głównemu wykonawcy, a kilka dni później 700 tys. zł. Nasze pismo nic nie dało. Pieniądze przelano Prestobudowi. W całości.
    Nie do końca z współpracy z uczelnią zadowolone są także firmy, które pracowały przy modernizacji budynku instytutu budownictwa i wydziału zarządzania. Budowa miała się zakończyć w 2003 r., ale już kilkakrotnie była przerywana. Z braku pieniędzy. Za rozpoczęte i nieodebrane prace firmy pieniędzy nie dostały.

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska