Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczęściarz

Rafał Darżynkiewicz
"Dream Team" na tronie. Tak miało być i tak jest. Rozstrzygnięcia ligowego finału bez niespodzianki.

Przed sezonem - czyli w takich czysto teoretycznych rozważaniach - Azoty Tauron miały być mistrzem i gdy dobrnęliśmy do szczęśliwego końca okazało się, że najlepszym zespołem jest właśnie zespół z Tarnowa.

Kłótnie i przekomarzania czy Marek Cieślak miał drużynę marzeń czy też nie - nie mają dziś sensu. Wielcy sponsorzy, którzy wyłożyli "Jaskółcze Gniazdo" kasą mieli marzenie, by zostać żużlowym numerem jeden i zostali. Zresztą ktoś, kto "kupuje" mistrza świata seniorów i juniorów oraz jednego z najlepszych żużlowców ostatnich lat i do tego wychowanka nie może liczyć tylko na awans do play off. W Tarnowie cel był jeden: mistrzostwo i dziś, czyli już po finale, nikt tego nie ukrywa, że takie zadanie postawiono przed zawodnikami, a zwłaszcza przed trenerem. Właśnie zdjęcie presji i zawieszonych na szyjach zawodników - już przed sezonem, złotych medali - to była robota dla trenera. Z tej roli Cieślak wywiązał się bez zarzutu. W końcu robił to już drugi rok z rzędu. W poprzednim sezonie w roli faworyta do rozgrywek przystępował Stelmet Falubaz i pod okiem Narodowego z roli się wywiązał.

Tak w Zielonej Górze, jak i Tarnowie Cieślak łatwo nie miał. Od czego jednak ma jednak trenerski nos i furę szczęścia. Przecież wystarczyło, by przed rokiem burza ominęła Gorzów, a w tym sezonie problemów z matematyką nie miał sędzia Piotr Lis i tak Stelmet Falubaz, jak i Azoty Tauron nawet nie powąchałby finału. Oba kluby dzięki Cieślakowi mają tytuły mistrzowskie. Inni trenerzy mogą pozazdrościć. Są dobrymi szkoleniowcami, świetnie znają się na swojej robocie, tylko szczęścia nie mają. Takich facetów w żużlu, ale i całym sporcie jest bez liku.

Finał za nami, na deser został jeszcze brązowy rewanż i nadejdzie czas regulaminowej wojny. Nie przypadkiem użyłem określenia "wojna". Inaczej sobie tego nie wyobrażam. Głównym założeniem zmian regulaminowych - uważam, jak najbardziej słusznym - jest powrót do ośmiozespołowej ekstraligi w sezonie 2014. Oznacza to, że w przyszłym roku spadną trzy zespoły. Już widzę i słyszę jak rozpoczyna się wyścig zbrojeń i przepłacanie zawodników. Regulamin finansowy ląduje w koszu, a wszystkie ograniczenia biorą w łeb. Ważne będzie to co tu i teraz. Ligowy byt nie będzie znał ceny. Przeciąganie przepisów będzie trwało w najlepsze, bo nie wierzę - obym się mylił - że w naszym żużlu jest ktoś, kto twardą ręką zaproponuje i wprowadzi w życie regulamin, który bez mrugnięcia okiem zaakceptują prezesi dziesięciu klubów Speedway Ekstraligi. Emocji będzie bez liku.

Póki co żużel w decydującym momencie się obronił. Obronił się w finale i to nawet na gorzowskim torze, gdzie ścigania i jazdy w kontakcie było tyle ile… przez cały sezon w poprzednich spotkaniach. Fajnie to wyglądało w Tarnowie. Może mijanek za wiele nie było - narzekać zawsze można - ale jazdy bark w bark, na pograniczu faula nie brakowało. Zawodnicy w finale walczyli z rywalami, a nie z torem i to musiało się podobać. Pękający w szwach tarnowski stadion też robił wrażenie. W tym żużlu ciągle jest coś fajnego i to mnie cieszy.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska