Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szefowa Warsztatów Terapii Zajęciowej robiła, co chciała

Bożena Bryl
Fałszowała dokumenty, posyłała niepełnosprawnych do robót u siebie, rodziny i znajomych - to zarzuty NIK wobec Walentyny Głąbowskiej.

Dotarliśmy do raportu Najwyższej Izby Kontroli o Warsztatach Terapii Zajęciowej w Sulęcinie. Z jego powodu Głąbowska natychmiast straciła posadę. A szef zielonogórskiej delegatury NIK Roman Furtak lada dzień raport przedstawi prokuraturze.

Kłamała i namawiała
Warsztaty wydawały pieniądze z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych niezgodnie z przepisami, a w dokumentacji umieszczano nieprawdziwe dane - twierdzą kontrolerzy. Ich zdaniem, szefowa warsztatów składała fałszywe zeznania i namawiała do tego innych. Żeby zdobyć więcej pieniędzy z PFRON, wykazywała "martwe dusze". Poziom terapii i rehabilitacji był niski, bo tylko jeden instruktor skończył studia z pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej. Wśród pozostałych dominowało wykształcenie zawodowe i średnie.

.

Kierowniczka dała posadę instruktora swojej siostrzenicy z wykształceniem rolniczym, która - według pracowników - nie przychodziła do pracy. Marta R. zeznała, że od 1 maja 2006 r. do 31 lipca 2007 r., poza trzema dniami, była na zwolnieniu lekarskim.

Musieli harować

Według NIK-u Głąbowska wykorzystywała podopiecznych do prac fizycznych u siebie, rodziny i znajomych. Od czerwca do listopada 2006 r. niepełnosprawni remontowali dom jej siostry Tatiany Rzemienieckiej, także wiceprzewodniczącej rady powiatu. Ocieplali budynek, kładli płytki na tarasie, malowali z rusztowania elewację. Natomiast na przełomie listopada i grudnia 2006 r. zrywali betonową posadzkę przed sklepem Zbigniewa L.

Często sprzątali posesję swojej szefowej, kosili jej trawnik, a zimą odśnieżali. Siostra kierowniczki twierdziła co prawda, że za remont wpłaciła do tzw. skarbonki warsztatów 400 zł, ale było tam niespełna 80 zł. Za roboty przed sklepem Głąbowska wyłożyła z własnej kieszeni 1,3 tys. zł, ale już w czasie kontroli NIK-u.

Dla kogo ta wycieczka?

W styczniu Głąbowska wzięła z funduszu kieszonkowego 15 tys. zł, z czego 9 tys. zł jako zaliczkę na wycieczkę podopiecznych do Turcji. Do końca kontroli nie rozliczyła z tego prawie 4 tys. zł. Kto pojechał na wycieczkę, kontrolerzy dowiedzieli się w biurze podróży, bo w warsztatach nie było listy.

A do Turcji zabrano tylko dziewięciu niepełnosprawnych uczestników i trzech pracowników. Wśród pozostałych dziewięciu wycieczkowiczów była W. Głąbowska, jej siostra T. Rzemieniecka z wnuczką i radna powiatowa Irena Monit. - Jeden z radnych wycofał się i pojechałam zamiast niego, a za wycieczkę zapłaciłam 1,5 tys. zł - mówi I. Monit.

Jak do tego doszło?

- Nie mamy prawników ani finansistów, a pani Głąbowska zapewniała nas, że kontrole wypadały dobrze - tłumaczy dziś Danuta Przybysz, od niedawna szefowa stowarzyszenia Razem, które założyło warsztaty. Starosta Stanisław Kubiak twierdzi, że może rozliczać warsztaty tylko z tych pieniędzy, które przekazuje na ich działalność. Za obecną sytuację obwinia m.in. poprzednie władze powiatu, bo "mogły pomóc w profesjonalnym nadzorze". Raport NIK-u wstrząsnął radnymi powiatu.

- Dopóki sprawa nie trafi do prokuratury, nic nie możemy zrobić - mówi jednak przewodniczący Bronisław Krych. Dodał, że jeśli tylko pracą byłej kierowniczki zajmą się śledczy, rada podejmie działania. Prawdopodobnie skończy się to nie tylko odwołaniem W. Głąbowskiej, ale również jej siostry.

To nagonka

Walentyna Głąbowska z większością zarzutów NIK-u się nie zgadza. - Kontrola odbyła się podczas mojego urlopu i nie miałam możliwości składać wyjaśnień na bieżąco - twierdzi. Mówi, że w raporcie napisano jakoby uczestnicy kosili jej trawnik i sprzątali posesję, tymczasem mieszka w budynku wielorodzinnym. A podopieczni wykonywali roboty budowlane nie tylko w domu jej siostry.

- Odbywało się to w ramach terapii zajęciowej, pod opieką instruktora i zleceniodawcy za wszystko płacili - zapewnia.
- Cała ta sprawa to nagonka na mnie - powiedziała nam wczoraj. Szczegółowe wyjaśnienia złożyła na piśmie. - Będę walczyć o swoje dobre imię - podkreśla.

Próbowaliśmy też porozmawiać z Tatianą Rzemieniecką. Jednak nie było jej we wskazanym przez nią miejscu i w umówionym czasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska