MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szlakiem Zakonów: Od franciszkanów po św. Jakuba

Tomasz Krzymiński 0 76 835 81 11 [email protected]
Klasztor franciszkanów we Wschowie, choć położony przy ruchliwej drodze wewnątrz urzeka także ciszą.
Klasztor franciszkanów we Wschowie, choć położony przy ruchliwej drodze wewnątrz urzeka także ciszą. fot. Tomasz Krzymiński
Wczesnym rankiem(około 9.00) z dwójką znajomych stawiamy się we Wschowie. Jedziemy rowerami, choć wiemy, że dostaniemy w kość, bo wycieczka jest dość długa.

Czym prędzej stajemy pod klasztorem franciszkanów, bo to główny punkt naszej wycieczki w tym mieście.

Niby z zewnątrz nie różni się od innych kościołów, ale zachętą jest napis na furcie: Kościół zabytkowy z 1644 roku. Choć franciszkanie-bernardyni pojawili się w mieście już w 1457 roku.

Opuszczali go kilkakrotnie, teraz są nieprzerwanie od 1945 roku. Obiekt, choć przy głównej ulicy miasta urzeka ciszą, a wnętrze bogactwem. Przepiękny XVIII wieczny ołtarz z obrazem "Zdjęcie z krzyża", momentami nie wiadomo na czym skupić wzrok.

Uratowali miasto

Chyba za mało czasu przeznaczyliśmy na tę wycieczkę, bo sam klasztor powinniśmy oglądać kilka godzin. Trzeba by dokładnie przyjrzeć się każdej ławce. Oglądamy jeszcze krużganek, bo w okolicy podobnych nie znajdziemy. Są tam stacje drogi krzyżowej z XVIII wieku.

- Z franciszkanami wiąże się opowieść o tym, że uratowali w XVII wieku Wschowę - opowiada Jolanta Pawłowska, znawczyni historii miasta. - Kiedy wojska polskie splądrowały Leszno i ruszały na Wschowę franciszkanie mieli podobno zebrać pieniądze od mieszkańców i przekupić armię. Tak ocalili miasto przed zniszczeniem.

Chcąc wszędzie zdążyć jedziemy dalej, a do Wschowy jeszcze kiedyś wrócimy, żeby zobaczyć dokładnie klasztor, a także polecane przez mieszkańców Lapidarium Rzeźby Nagrobnej- kilkusetletni ewangelicki cmentarz.

Wiatraki na trasie

Wskazówki i cyferblat na zegarze na ratuszowej wieży podobno pokryte są złotem. Zużyto do tego 25 kilogramów cennego kruszcu.
Wskazówki i cyferblat na zegarze na ratuszowej wieży podobno pokryte są złotem. Zużyto do tego 25 kilogramów cennego kruszcu. fot. Tomasz Krzymiński

- To najprawdopodobniej kamień z jednego z wiatraków, który stał w pobliżu Zamysłowa - opowiada Kazimierz Cwynar.
(fot. fot. Tomasz Krzymiński)

Wsiadamy na rowery i jedziemy szlakiem św. Jakuba. Wskazuje nam go Kazimierz Cwynar, który oznaczył odcinek z Osowej Sieni w okolice Głogowa. Wprawdzie w mieście jeszcze znaczków nie ma, ale jedziemy polecaną z nim drogą. Nie główną trasą, a bocznymi dróżkami do wsi Konradowo.

Teren w sumie płaski, i można pedałować bez wysiłku. Czasem przeszkadza wiatr w szczerym polu. Po drodze mijamy w Konradowie wiatrak. Zatrzymujemy się w następnej wsi Zamysłów, tutaj K. Cwynar pokazuje niepozorny głaz. - To kamień z młyna.

Nawet nie wiem, jak tu trafił, bo od lat leży przy drodze - opowiada. - Leży tuż przy oznaczeniu trasy. Pewnie to z jednego z trzech wiatraków, które stały w okolicach wsi.

Wspinaczka po schodach

Do źródełka w Jakubowie, które ponoć leczy choroby oczu i bezpłodność, pielgrzymowano już w XII wieku.
Do źródełka w Jakubowie, które ponoć leczy choroby oczu i bezpłodność, pielgrzymowano już w XII wieku. fot. Tomasz Krzymiński

Wskazówki i cyferblat na zegarze na ratuszowej wieży podobno pokryte są złotem. Zużyto do tego 25 kilogramów cennego kruszcu.
(fot. fot. Tomasz Krzymiński)

Rzut oka i jedziemy dalej. Po ponad dwóch godzinach jesteśmy w Głogowie, to już Dolny Śląsk. Na dzień dobry most-wizytówka Głogowa, w kolorze różowym. Ale nie marnujemy czasu. Jedziemy na Stare Miasto.

Choć niewiele tam starego. Większość została odbudowana w ostatnich 20 latach. Naszym celem jest ratusz.

Imponujące wrażenie robi urwana wieża kościoła stojąca na wprost magistratu. Szkoda, bo obiekt niedostępny do zwiedzania. Można popatrzeć z zewnątrz.
Stawiamy rowery przy ratuszowej wieży. Teraz czeka nas wspinaczka. Wieża jest jednym z najwyższym obiektów na Dolnym Śląsku ma ponad 80 metrów wysokości. Żeby wejść na taras widokowy trzeba pokonać 283 schody.

Widok robi wrażenie, panorama całej okolicy u naszych stóp. Podobno przy dobrej pogodzie widać stąd Wschowę, ale my nie mieliśmy okazji jej zobaczyć. Za nami wchodzi wycieczka, jej przewodnik opowiada, że sporo tu u góry złota. Pokryte są nim wskazówki zegara i cyferblat, Podobno zużyto na to 25 kilogramów cennego kruszcu. Widoki urzekające, ale pędzimy dalej.

Tyle, że po spacerze w górę i w dół padamy z nóg. Jazda rowerem przy tym to nic. Postanawiamy odpocząć w cieniu wieży w jednym z ogródków.

Magiczne źródełko

W Polkowicach najlepszym miejscem na relaks jest Aquapark. Mnóstwo w nim wodnych atrakcji.
W Polkowicach najlepszym miejscem na relaks jest Aquapark. Mnóstwo w nim wodnych atrakcji. fot. Tomasz Krzymiński

Do źródełka w Jakubowie, które ponoć leczy choroby oczu i bezpłodność, pielgrzymowano już w XII wieku.
(fot. fot. Tomasz Krzymiński)

W drogę, ale nie jedziemy prosto do Polkowic. Skręcamy w kierunku na Żary, a kilometr za Głogowem w lewo, do Jakubowa.

Trochę się męczymy, bo do pokonania jest dość strome wzniesienie. Wreszcie jesteśmy, to mała wieś z przepięknym kościołem. To jeden z ważniejszych przystanków w okolicy na szlaku do Santiago de Compostella. Z Jakubowa bagatela jakieś 3,3 tys. kilometrów. Dziękujemy, nie skorzystamy.

Przyglądamy się świątyni, widać, że wiekowa. Krótka historia spisana przy wejściu. Okazuję się, że kościółek powstał w miejscu, gdzie poganie składali ofiary swoim bogom. Tu świątynię postawiono w 991 roku. Oczywiście przez wieki wiele się tutaj zmieniło. Na wieży jest między innymi dzwon sprzed 500 lat. Ale naszą uwagę przykuwa coś innego. Ludzie z plastikowymi butlami, którzy wędrują za kościół. Kilkadziesiąt metrów za świątynią jest źródełko. Znane już od XII wieku. Podobno woda stąd leczy dolegliwości oczu i bezpłodność.

Dlatego przez wieki pielgrzymowali tu Ślązacy i Czesi. Do dziś przyjeżdżają tu tłumy z różnych stron. - Tylko z tą wodą jest co chwila problem. Bo sanepid twierdzi, że nie powinno się jej pić - opowiada jeden z mieszkańców. - Co jakiś czas pojawiają się kartki z ostrzeżeniami.

Teraz ich nie ma, ale wolimy mineralną z butelki, choć już ciepła. Za to korzystamy z ochłody w lasku wokół źródełka. Świetne miejsce by wypocząć w upalny dzień.

Ruchliwa trasa

W Polkowicach najlepszym miejscem na relaks jest Aquapark. Mnóstwo w nim wodnych atrakcji.
(fot. fot. Tomasz Krzymiński)

A nam zostało jeszcze jakiś 12 kilometrów. Jesteśmy już trochę zmęczeni więc maksymalnie skracamy trasę. Dojeżdżamy do drogi krajowej nr 3 i jej krawędzią do Polkowic. To chyba najbardziej niebezpieczna część podróży, bo auta śmigają koło nas jak szalone.

Kiedy docieramy na miejsce dają znać o sobie obolałe mięśnie. Koniec zwiedzania, zamiast tego kierujemy się do miejscowego Aquaparku. To jedyny w okolicy. Sił na pływanie nie mamy, ale za to wszyscy chętnie wskakujemy do wody. Kąpiel w bulgoczącej solance relaksuje nawet po tak wyczerpującej wędrówce jak nasza, zresztą podobnie sauna. A kto będzie miał jeszcze siły i ochotę, to polecamy zjazd krętymi rurami do basenu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska