Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był ciężki weekend dla zawodników Dakaru

Leszek Jaźwiecki (AIP)
Dakar 2016 osiągnął półmetek. Ostatni etap przed dniem odpoczynku był najgorszym w tym rajdzie. Śmiertelny wypadek, powodzie, awarie.

Po suchych, ale rozgrywanych na dużych wysokościach etapach, Rajd Dakar znowu jest w Argentynie i wróciły dawne koszmary. Przede wszystkim gigantyczne powodzie, które wstrzymały 7. odcinek. Wiele załóg, a także samochody techniczne miały problemy z dotarciem do mety w argentyńskiej Salcie.

Fatalny był ten 7. etap rajdu. Zaczęło się jeszcze w Boliwii, kiedy samochód francuskiego kierowcy Lionela Bauda potrącił śmiertelnie 63-letniego mężczyznę. Poważne problemy miał też jeden z faworytów i nadzieja austriackich rajdów terenowych Matthuas Walkner, który złamał kość udową. Inny czołowy zawodnik Ruben Faria skończył Dakar z powodu złamanego nadgarstka.

Tegoroczny rajd jest wyjątkowy. Od początku towarzyszą mu ulewy. Z tego powodu odwołano pierwszy etap, kilka następnych musiano skrócić, skorygować trasę, żeby nie narażać zawodników na niebezpieczeństwo. Tak było też z siódmym etapem.
Po problemach Rafała Sonika i Marka Dąbrowskiego tym razem kłopoty dotknęły Adama Małysza. Były skoczek z Wisły, który narzekał na okropne bóle głowy na wysokogórskich etapach w boliwijskiej Uyuni i nawet zastanawiał się czy nie wycofać się z rajdu, utknął na trasie z powodów technicznych.

Adam Małysz: - Zakręt był nieopisany, jechaliśmy w kurzu i wypadliśmy z trasy. Poszła chyba skrzynia biegów albo sprzęgło.

Polsko-francuska załoga dotarła na metę holowana przez 800 kilometrów po górach przez ciężarówkę serwisową. – Nie życzę takich emocji nikomu – widać było przerażenie w oczach Małysza. – Było ciemno, kilka razy urywał nam się hol, do tego dochodziła wysokość. Dobrze, że mogłem skorzystać z tlenu, bo inaczej nie wiem co by było – relacjonował kierowca Mini.
Małysz dotarł na biwak w niedzielę nad ranem. Na punkcie kontroli już na niego nie czekano. Polski kierowca ma jednak nadzieję, że zostanie dopuszczony do kolejnych etapów. – Inaczej cały trud pójdzie na marne, a tego nie chcielibyśmy – rzucił zły i mocno rozczarowany kierowca samochodu z numerem 325.

Problemy z dotarciem na biwak miała ekipa Rafała Sonika, który jedzie już tylko towarzysko w samochodzie obsługi. – My zdążyliśmy przejechać, ale za nami już zamknięto drogę z powodu powodzi – tłumaczy polski quadowiec. – Część mojej ekipy utknęła po drugiej stronie i czeka aż będzie można przejechać. Nie wiem jak to zrobią, bo most po którym my przejechaliśmy już nie istnieje.

Z żywiołem walczył także Jakub Piątek. Polski motocyklista przejeżdżając przez rzekę przewrócił się i woda porwała jego maszynę. Na szczęście zdołał ją wyłowić zanim spadła z wodospadu. – Emocji było co nie miara – przyznał z lekkim uśmiechem Piątek. Jego śladem chcieli jechać inni motocykliści, ale widząc naszego zawodnika, zrezygnowali. A chwilę potem drugą część etapu odwołano.

Niedziela była dniem odpoczynku. Większość zawodników miała okazję wreszcie się wyspać. W hotelu, nie w swoich ciasnych camperach. Wolnego czasu nie mieli mechanicy, którzy musieli usunąć wszystkie usterki i awarie, by przygotować pojazdy do drugiej części rajdu.

W poniedziałek, 11 stycznia zawodnicy ruszą z Salty do Belen i będą mieli do pokonania 766 kilometrów.

Przeczytaj też:Polska wygrała z Niemcami. O igrzyska zagra w Tokio

Plus.GazetaLubuska.pl - mamy wiele do dodania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska