Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był cud

DARIUSZ CHAJEWSKI (tod) 0 68 324 88 36 [email protected]
Eugeniusz Siemion z Lubska mówi, że ocalał cudem. Tyle szczęścia nie miał hodowca z Jasienia. Po godzinach niepewności okazało się, że zginął przygnieciony spadającym dachem.

Doroczna katowicka wystawa to wielkie święto wszystkich hodowców gołębi pocztowych. Z całej Polski wyruszają autokary i samochody pełne pasjonatów. W tym roku wybrało się tam ponad stu Lubuszan, niektórzy mówią nawet o kilkuset. Większość miała szczęście, ich autokary wyjeżdżały sprzed katowickiej hali około godz. 15.00.
- Wyszedłem półtorej godziny przed zawaleniem - mówi Zbigniew Moskalik, szef zielonogórskich gołębiarzy. - Dziś cały dzień urywają się telefony, wszyscy wszystkich szukają. Niestety, dotychczas nie został odnaleziony jeden z naszych kolegów z Jasienia.

To był cud

Eugeniusz Siemion z Lubska przez cały dzień dziękuje Bogu. To samo robi jego cała rodzina. Mówi, że racjonalnie nie potrafi sobie wytłumaczyć jak ocalał.
- Gdy usłyszeliśmy pierwsze trzaski, zlekceważyliśmy te dźwięki - opowiada. - W poblis- kim barze co chwilę upadały stoliki i myśleliś- my, że to stamtąd. Gdy to się zaczęło, byłem chyba w najgorszym miejscu, w środku hali. W pewnej chwili odwracam się i widzę, jak w moją stronę leci dach. Nad głową ujrzałem niebieskie nieba...
Siemion wraz z kilkoma kolegami z Łęknicy zaczął biec. Za nimi z łoskotem szybował fragment dachu. I później nawet nie był w stanie ocenić, co się stało. Jakby coś go wyrzuciło z hali. Widział jeszcze fragmenty dachu fruwające nad głowami. Kilku kolegów zostało rannych.
- Nie myślałem już o gołębiach, nie myśleliśmy o niczym - opowiada. - Słyszeliśmy jęki i krzyki. Wsiedliśmy do samochodu... Przepraszam, nie mogę rozmawiać, jestem rozbity psychicznie.

Nie wiadomo ilu

Jak opowiadają uczestnicy tragedii, z Lubuszan w najgorszej sytuacji znaleźli się właś-nie wystawcy z Lubska, Jasienia i Łęknicy. Zgodnie z ich relacjami udało im się ujść z życiem. Na ich kolegę Mieczysława Kawę, który siedział obok na krześle, spadła belka i został ciężko ranny. Próbowali go ratować, ale ratownicy kazali im natychmiast uciekać... Dopiero w niedzielę ustalono, że nie żyje.
- Spośród naszych kolegów, o których wiemy, że byli na tej imprezie, nie brakuje nikogo, skontaktowaliśmy się ze wszystkimi - mówi Sławomir Młynarczyk, szef gorzowskich miłośników gołębi pocztowych. - Oczywiście nie wiadomo, co z hodowcami, którzy wybrali się na własną rękę.
Wczoraj przez cały dzień gołębiarze wzajemnie się szukali. Około południa obok hodowcy z Jasienia brakowało także gołębiarza z Głogowa. "Znalazł" się około godz. 13.00. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, ilu Lubuszan dotknęła tragedia, tak jak i nie było wiadomo, ile jest ofiar tej katastrofy. Wczoraj wszyscy już zadawali sobie tylko jedno pytanie: dlaczego?
- Wystawa odbywała się co roku o tej porze, jednak śniegu tyle nigdy nie było - opowiada Siemion. - A oni, organizatorzy tylko korytarze w śniegu zrobili, nie było gdzie samochodów postawić. Na dachu hali było z półtora metra śniegu. Dlaczego nikt o tym nie pomyślał...?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska