Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była egzekucja

AGNIESZKA MOSKALUK 722 57 72 [email protected]
Kiedy po trzech miesiącach Agnieszka odzyskała przytomność i dowiedziała się, że jej mąż został zamordowany, a ona sama będzie sparaliżowana do końca życia, załamała się. Nie chciała żyć. Dziś dzięki rehabilitacji, pomocy przyjaciół i ojca, który poświęcił dla niej swoje życie, Agnieszka uwierzyła, że jest przed nią przyszłość. Obroniła nawet pracę magisterską.

O tragedii usłyszał w radiu. Gorzowianin Marian Szczygieł akurat jechał do córki do Krakowa, kiedy spiker powiedział, że mężczyzna w średnim wieku zastrzelił swojego sąsiada i jego ojca. I że ofiarą strzelaniny jest też młoda kobieta, która z siedmioma ranami postrzałowymi walczy o życie w krakowskim szpitalu. - Od razu wiedziałem, że chodzi o moją Agnieszkę. Zadzwoniłem do jej domu. Telefon milczał. Zadzwoniłem na policję, ale nic mi nie chcieli powiedzieć - mówi. To, że jego córka przeżyła atak sąsiada, lekarze nazwali cudem. - Ona jest uparta... Po tatusiu - mówi z cieniem uśmiechu.
Kiedy pan Marian opowiada o 32-letniej dziś Agnieszce, mówi rzeczowo, ze spokojem. Od tragedii minęły trzy lata. Jego życie w tym czasie przewróciło się do góry nogami. Z tego wszystkiego zachorował na serce. Odszedł z pracy w gorzowskim Urzędzie Skarbowym i przeprowadził się z młodszą córką do Krakowa. Wszystko dla Agnieszki. Żeby jej pomagać. Załatwiać jej sprawy, zdobywać kolejne pieniądze na rehabilitację i leczenie. Być bliżej dziesięcioletniej dziś wnuczki Dominiki. - Muszę być silny, bo co innego mi pozostaje? - pyta.
Wszystko mogło być inaczej. - To nie banał. Można było uniknąć tego bólu, cierpienia, tych lat ciężkiej pracy, by przywrócić córkę życiu - dodaje.
Agnieszka, germanistka po gorzowskim Kolegium Języków Obcych, 11 lat temu poznała Artura.

To była egzekucja

Po ślubie wyjechali do Krakowa. Artur robił karierę naukową na Uniwersytecie Jagiellońskim, a Agnieszka rozpoczęła studia na filologii szwedzkiej.
Kupili połowę domu w spokojnej dzielnicy. Szybko przekonali się, że sąsiad z góry do łatwych nie należy. Wymyślał kolejne powody sprzeczek. Agnieszka i Artur wyjechali na rok do USA na stypendium. Kiedy wrócili, okazało się, że są winni sąsiadowi... 80 tys. zł. Za remont dachu. A oni nie zamierzali płacić, bo nie uzgadniał z nimi inwestycji. Zaczął im grozić, straszyć bronią. - Niestety, sprawa o groźby karalne została umorzona, bo chroniło go ,,dobre nazwisko’’ (jest mężem znanej krakowskiej sędzi - red.). Gdyby wtedy odebrano mu broń, wszystko byłoby inaczej - wzdycha M. Szczygieł.
Drugą sprawę, tę dotyczącą 80. tys. zł za dach, małżonkowie wygrali. Sąsiad załadował swoją broń i wywołał ich przed dom. - Strzelał całymi seriami, wykonał na nich egzekucję. Artur i jego ojciec zginęli na miejscu. Agnieszka przeżyła. Ale zawsze już będzie sparaliżowana - opowiada M. Szczygieł.
Kobieta długo walczyła o życie, wielokrotnie uciekała śmierci. Miała załamania nerwowe, depresje. Najbardziej bolało ją to, że sparaliżowana nie może przytulać swojej córeczki Dominiki.

Jest coraz lepiej

Wyszła z tego dzięki przyjaciołom i ojcu, którzy poruszyli niebo i ziemię, by zorganizować jej leczenie i rehabilitację. Gdy jej stan był w miarę ustabilizowany, udało się przewieźć ją do szwedzkiej kliniki na rehabilitację. Pieniądze na jej rozpoczęcie - 100 tys. koron - wyłożył szwedzki biznesmen Goran Arvinius. W pomoc Agnieszce zaangażowały się linie lotnicze, polska ambasada w Szwecji, uczelnia, która ufundowała jej stypendium i internauci, którzy poznali jej historię z założonej przez przyjaciół strony www.agnieszka.most.org.pl.
Dzięki rehabilitacji Agnieszka odzyskuje władzę w jednej ręce. Może nią ruszać, a co najważniejsze - przytulać córeczkę. Na jej leczenie wciąż potrzeba wielkich pieniędzy. Po latach zakończył się wreszcie proces przeciwko mordercy. Dostał dożywocie. Teraz pan Marian może wystąpić do sądu cywilnego o zadośćuczynienie i rentę dla Agnieszki i Dominiki. Nie wierzy w cudowne wyleczenie córki. Cieszy się z każdego postępu w leczeniu. - Najważniejsze, żeby trzymała się psychicznie - mówi.
Agnieszka uwierzyła, że jej życie wciąż ma sens. Kilka tygodni temu obroniła pracę magisterską, którą zaczęła pisać przed tragedią. Polonia szwedzka obiecuje, że będzie jej zlecać tłumaczenia. Pan Marian jest szczęśliwy: - W tym nieszczęściu największym szczęściem jest to, że matka ma córkę, a córka ma matkę. Co prawda ta matka nigdy nie weźmie jej za rękę i nie pobiegnie do lasu, nie zabierze w ukochane góry. Ale jest. Żyje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska