Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To chyba opatrzność czuwa nad wsią

Michał Iwanowski
- Cała wieś spanikowała, kiedy zjechała tu straż pożarna, policja i saperzy. Dopiero gdy zabrali niewypały, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą - mówi Ryszard Zwarycz, pokazując miejsce w polu, gdzie znaleziono bomby.
- Cała wieś spanikowała, kiedy zjechała tu straż pożarna, policja i saperzy. Dopiero gdy zabrali niewypały, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą - mówi Ryszard Zwarycz, pokazując miejsce w polu, gdzie znaleziono bomby. fot. Paweł Janczaruk
W Gołaszynie to już drugie ,,szczęście w nieszczęściu" w tym samym miejscu, na przestrzeni kilku tygodni.

Najpierw potężne zwalone drzewo, które cudem nikomu nic nie zrobiło, a teraz niewypały z czasów wojny, które szczęśliwie - nie wybuchły.

Po wojnie w Gołaszynie wybudowało się kilkanaście gospodarstw, reszta to domy poniemieckie. Ludzie kopali głębokie doły pod szamba i wodociągi, koparki wyjeżdżały w pola udrażniać rowy melioracyjne...

Ale nigdy jeszcze w Gołaszynie nikomu nie trafiło się takie znalezisko, jak panu Ryszardowi Zwaryczowi. I oby nigdy więcej nikomu się nie przytrafiło.

Pan Ryszard osiadł w Gołaszynie w 1980 r. Wyremontował dom, kupił spory kawałek pola za domem. Pole oddziela od drogi nasyp, gęsto zarośnięty 20-letnimi akacjami. Ponieważ teren jest pagórkowaty, to podczas deszczowych nawałnic, woda spływała w kierunku domu, podmywała budynki gospodarcze. A że przyroda coraz gwałtowniejsza, to teren trzeba było porządnie skanalizować.

W minioną środę pan Ryszard wynajął koparkę z operatorem i roboty ruszyły. Specjalne dreny miały zostać wkopane w ziemię i odprowadzać nadmiar wody z pola, na przyległą asfaltową drogę. Droga jest spadzista, więc stamtąd woda swobodnie spływałaby w kierunku studzienek kanalizacji deszczowej we wsi. Wszystko szło pięknie do południa. Ale wczesnym popołudniem operator koparki, wbijając na skraju pola łyżkę koparki w ziemię na głębokości ok. 1,5 metra, poczuł coś bardzo twardego. Zazgrzytał metal. Niczego nie świadomy, nabrał ziemię, a kiedy uniósł dźwignię koparki, zobaczył przed sobą dwa ubłocone, solidne pociski artyleryjskie, jakie dotąd oglądał tylko w serialu ,,Czterej pancerni i pies".
Operator od razu pojął, że z takim ,,sprzętem" nie ma żartów. Pognał do domu i powiadomił policję. Po chwili na miejscu była także straż pożarna. Ale ich rola ograniczyła się tylko do zabezpieczenia i pilnowania terenu. To sprawa dla wojska i to specjalistycznej jednostki saperów. Ci zaś mogli dotrzeć następnego dnia rano. Przez całą noc niewypałów pilnowali policjanci.
Pan Ryszard odetchnął z ulgą dopiero, gdy saperzy załadowali pociski i odjechali na poligon, by tam je zdetonować. - Tyle razy w tym miejscu pasłem krowę, nie wiedząc, co jest pod ziemią - mówi.
To już drugie ,,szczęście w nieszczęściu" w tym samym miejscu. Nie tak dawno, dosłownie kilka metrów od miejsca, gdzie leżały niewypały, podczas burzy wichura wyrwała potężne 70-letnie drzewo z korzeniami. Na szczęście kilkunastometrowy pień zwalił się nie na drogę, którą przemieszczał się ciągnik, ale w kierunku pola. Sąsiedzi pana Ryszarda wierzą, że Opatrzność czuwa nad ich wsią...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska