Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Majewski: Zajmij się czymś poważnym, nie będziesz miał czasu na głupoty

Miłosz Bednarczyk ("Dziennik Wschodni")
fot. Karolina Eljaszak („MM Warszawa”)
- Nie warto tylko siedzieć przed komputerem czy telewizorem. Warto robić coś pożytecznego, coś na poważnie - mówi Tomasz Majewski, mistrz olimpijski w pchnięciu kulą i ambasador IV edycji ogólnopolskiego programu społecznego Szkoła bez przemocy
Tomasz Majewski: Zajmij się czymś poważnym, nie będziesz miał czasu na głupoty
fot. Karolina Eljaszak („MM Warszawa”)

(fot. fot. Karolina Eljaszak ("MM Warszawa"))

Jakim był pan uczniem?
- Raczej normalnym. Uczyłem się dobrze, czasami nawet bardzo dobrze. Zdarzały mi się świadectwa z czerwonym paskiem.

A bił się pan z kolegami?
- Jak każdy chłopak, trochę się biłem. Ale nie były to jakieś straszne bójki, raczej drobne, młodzieńcze przepychanki. Zresztą z czasem to samo minęło. Moje życie stało się na tyle zorganizowane, że nie miałem czasu na głupoty. Prosto ze szkoły jechałem do domu, potem od razu na trening i zanim wróciłem do domu, już był wieczór. Tak wyglądał mój każdy dzień.

Ale na tym, że zaprzestał pan tych "szkolnych przepychanek", zaważyło coś jeszcze…
- Jako człowiek, który od zawsze nie należał do najmniejszych, w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że po prostu mogę zrobić komuś krzywdę. A gdy już zacząłem uprawiać sport, pojawiła się też obawa, że mogę uszkodzić własne ciało. A to przecież moje narzędzie pracy i muszę o nie dbać.

Sport nauczył pana dyscypliny?
- Zdecydowanie tak. Moje życie od jakiegoś czasu jest bardzo poukładane. Wszystko muszę mieć odpowiednio zorganizowane, bo po prostu inaczej się nie da. Rzeczy małoważne zostały zastąpione kwestiami ważniejszymi.

Taki reżim nie jest nudny?
- Trzeba się do tego przyzwyczaić. Wiadomo, że jak tylko rano wstanę, muszę jechać na trening. I nie ma od tego żadnego odwołania. Jeśli odpuściłbym treningi, natychmiast odbiłoby się to na moich wynikach. A żeby nie wypaść z tego rytmu, najlepiej wszystko sobie w życiu odpowiednio poukładać. Mnie to pomaga.

Zdaniem wielu osób jest pan jednym z niewielu polskich sportowców, którzy, mimo świetnych wyników i światowej sławy, pozostali sobą. Pamiętamy pańskie słynne zdanie po wywalczeniu olimpijskiego złota, że "to nie lot w kosmos, tylko pchnięcie kulą".
- Mam nadzieję, że tak pozostanie nadal. A pchnięcie kulą rzeczywiście nie jest lotem w kosmos. Mimo to trzeba podkreślić, że osiągnięcie tego najwyższego, światowego pułapu wcale nie jest łatwe. Tak samo jak w każdej innej dziedzinie. Jeśli chce się być naprawdę dobrym, najlepszym, to trzeba temu poświęcić sporo czasu.

Pan poświęcił treningom kilkanaście lat. Warto było?
- No pewnie. Gdybym miał jeszcze raz wybierać, to pokierowałbym swoje życie bardzo podobnie i jeszcze raz zaczął przygodę ze sportem. Podoba mi się cały styl życia z tym związany. Robie po prostu to, co lubię. Mam satysfakcję z kolejnych zawodów i poczucie, że jeszcze w pełni nie zrealizowałem się w tym zawodzie. Że ciągle wiele przede mną.

Po tylu zdobyciu tylu medali nie brakuje motywacji?
- O nie, motywacji mi nigdy nie brakowało i nadal nie brakuje. Myślę, że dzięki moim rywalom będę ją miał do końca kariery. Np. teraz przede mną granica 22 metrów, którą chcę pobić. Myślałem, że uda się to już w tym roku, było naprawdę blisko. "22" to w tym sporcie bardzo poważna cyfra i mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się ją osiągnąć.

To pańskie największe marzenie, które można spełnić w najbliższym czasie?
- Mam nadzieję, że dalej będzie mi się wszystko układało tak, jak do tej pory. Jestem świadomy, że moja kariera kiedyś dobiegnie końca. Ale mam nadzieję, że uda mi się utrzymać dobrą formę jak najdłużej.

Wiem, że jednego z marzeń nie udało się panu spełnić.
- No tak, szybowiec okazał się zbyt ciężkim zadaniem. To był pomysł totalnie eksperymentalny i, przy moim warunkach, zbyt trudny do realizacji. Teraz myślę za to o skoku ze spadochronem. I mam parę innych rzeczy, których chciałbym spróbować. Na razie jednak muszę przede wszystkim dbać o swoje ciało i nie narażać go na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.

Kolejne studia (Tomasz Majewski jest absolwentem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego -red.)?
- Być może, ale do tego potrzeba dużo samozaparcia i ochoty. Ja tę ochotę mam, ale samozaparcia jeszcze mi trochę brakuje. Mam nadzieję, że kiedyś i ono się pojawi. A wtedy znowu pojawię się na uczelni.

Nie da się oprzeć wrażeniu, że ma pan satysfakcję z dawania przyjemności innym. Po "złocie" na igrzyskach powiedział pan: "fajnie, że udało się uszczęśliwić paru ludzi w Polsce".
- To bardzo ważna sprawa. Poza tą całą rywalizacją z innymi sportowcami i tym, że robimy coś dla własnej satysfakcji, jest też ten aspekt. Jak coś człowiekowi wyjdzie, to czuje, że zrobił to nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Bo ci ludzie, którzy trzymają za nas kciuki, w takich momentach naprawdę wiele zyskują. Przekonuję się o tym naocznie - z relacji ludzi, których spotykam.

Teraz jeszcze więcej osób będzie mogło zyskać dzięki panu, bo został pan ambasadorem programu "Szkoła bez przemocy".
- Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że ten program odniesie sukces. Liczę, że w polskich szkołach będzie coraz bardziej normalnie, że będzie mniej przemocy, a dzieci będą się czuły bezpiecznie. Chciałbym, żeby moje dzieci w przyszłości chodziły do normalnej szkoły, żeby nie było tam żadnych patologii, żeby niczego się nie bały.

Te patologie, jak wynika z badań, biorą się m.in. stąd, że młodzież nie ma co ze sobą zrobić w wolnym czasie. Co mistrz olimpijski mógłbym im poradzić?
- Niech się czymkolwiek zajmą: sportem, pasją, wolontariatem. Nie warto siedzieć przed komputerem czy telewizorem. Warto robić coś pożytecznego, coś na poważnie. Jeśli młody człowiek znajdzie dla siebie coś ciekawego i się w to zaangażuje, to będzie tym na tyle zaabsorbowany, że nie będzie miał czasu na głupoty.

Rozmawiał: Miłosz Bednarczyk ("Dziennik Wschodni")

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska