W małej, szarej i sennej Jesionie jeden dom się wyróżnia. Zwęglone krokwie wyglądają jak ludzki szkielet. Czuć jeszcze woń spalenizny. Mieszkańcy nadal nie mogą otrząsnąć się ze wspomnień tego, co wydarzyło się w ostatnią niedzielę.
- To niepojęte, ludzie kiedyś tacy nie byli - kręci głową starszy mężczyzna. - Kłócili się, nienawidzili nawet, ale żeby najbliższych podpalać...
Agnieszka poznała Grzegorza kilka lat wcześniej. On do Jesiony sprowadził się ze Świętna. Zamieszkali razem.
- To była toksyczna miłość, kochali się i nienawidzili, kłócili i godzili. Alkohol w tym domu był normą, karczemne awantury również. Było źle, to widzieli wszyscy, ale że aż tak źle... to tego nikt się nie spodziewał ani nawet nie domyślał – opowiada sąsiadka.
Agnieszka była porywcza. Równie agresywny był Grzegorz. Emocje wzmacniały procenty. Wtedy było najgorzej.
– Nie miałam na to żadnego wpływu. Pili kiedy chcieli, i to dużo, a potem były kłótnie – mówi cicho mama Agnieszki, Zdzisława Superson.
– Agnieszka wyrzucała go z domu, rozstawali się. On wychodził, odchodził, ale na drugi dzień znowu się kochali i tak w kółko – mówi znajomy rodziny. Mimo licznych awantur i stałych nieporozumień para planowała ślub.
Trzy lata temu pojawił się Igorek. – To owoc tej tragicznej miłości – mówią ludzie. Agnieszka ma jeszcze dwoje dzieci. To 14-letnia Dominika i syn, który mieszka w internacie.
– Dzieci są fajne, szkoda ich. Źle, że żyły i dorastały w takim klimacie – mówi sąsiad.
Co się stało? Kto zawinił? Dlaczego nie pomogli sąsiedzi, rodzina? Więcej przeczytasz w sobotnio-niedzielnym (14-15 listopada) papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Przeczytaj też: Po pożarze w Jesionie. Kobieta w stanie ciężkim, dzieci w stabilnym [ZDJĘCIA]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?