MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trening zamiast leżakowania

PAWEŁ KOZŁOWSKI 722 57 72 [email protected]
Rywalizacja ośmiu zawodników. Mirkowi udało się zrobić to zdjęcie w Niemczech podczas zawodów na długim torze.
Rywalizacja ośmiu zawodników. Mirkowi udało się zrobić to zdjęcie w Niemczech podczas zawodów na długim torze. MIROSŁAW WIECZORKIEWICZ
Gdy znany angielski żużlowiec Simon Wigg po zawodach w czeskich Pardubicach niespodziewanie wyszedł spod prysznica zupełnie nagi, Mirek Wieczorkiewicz stał przed nim z aparatem w ręce. Jednak fotoreporter nie zachował się jak rasowy paparazzi i nie zrobił mu zdjęcia. Simon szanował go za to do końca życia.

Kiedyś na jednej imprezie w Bydgoszczy udało mu się "ustrzelić" dwie bardzo dobre fotografie. Na pierwszej zawodnik stojący na starcie kaskiem przytrzymuje taśmę, która akurat poszła w górę. Na drugiej podobna sytuacja, tyle że taśma oparta jest na błotniku od motocykla. Mirek Wieczorkiewicz ma w swoim zbiorze także zdjęcie, na którym po torze ściga się aż ośmiu zawodników. Innym razem, kiedy fotografował jeszcze zenitem, zrobił cztery ujęcia z jednego wypadku. - Teraz, kiedy w aparatach są elektroniczne przesuwy, można nimi zrobić trzy zdjęcia w ciągu sekundy. Wtedy wykonać takie fotografie było nie lada sztuką - mówi. - Ciemnię urządziłem sobie w łazience. Gdy w latach 80. odwiedził mnie Mike Patrick, najlepszy fotoreporter żużlowy na świecie, i zobaczył, czym robię zdjęcia i w jakich warunkach je wywołuję, był pełen podziwu.

Trening zamiast leżakowania

W ciągu 30 lat M. Wieczorkiewicz zrobił tysiące zdjęć na zawodach żużlowych. Sam nie wie, ile ich dokładnie było. Nie potrafił na meczu zrobić kilku, zazwyczaj jego praca kończyła się po dziesięciu filmach. Pasją do żużla i fotografii zaraził go ojciec. M. Wieczorkiewicz pierwszy raz na zawodach był, kiedy miał… sześć tygodni. Przez całą młodość mieszkał przy ul. Fabrycznej (teraz przy ul. Muśnickiego na Piaskach), 600 m od toru. Do przedszkola chodził na ul. Śląską. Kiedy był trening, wraz z kolegami Rysiem Wętłym i Alfredem Piątkiem uciekał przez okno. Gdy znikali, nauczycielka wiedziała, gdzie ich szukać. - Dzięki nam czasem cała grupa przedszkolaków przychodziła na trening - wspomina Mirek.

Mały z Zawarcia

Z klubem na dobre związał się w wieku ośmiu lat. Ówczesny kierownik sekcji żużlowej Aleksander Ilnicki wpadł na pomysł, aby sprzedawać programy na zawody. Robili to chłopcy z Zawarcia. Od jednego mieli 20 groszy. Mirek sprzedawał nawet ponad tysiąc, pozostali po 100-200. - Miałem swoich ludzi, którzy mi pomagali. Na programach zarabiałem nawet 200 zł. To były kolosalne pieniądze, bo bilet normalny na żużel kosztował wtedy 21 zł - mówi.
Zdjęcia zaczął robić w podstawówce. Na pierwszej dużej imprezie żużlowej był w wieku 13 lat. W Rybniku odbywał się finał mistrzostw świata par. - Szef biura prasowego Adam Jaźwiecki krzyknął wtedy na mnie: ,,Mały z Gorzowa!'' - Odpowiedziałem mu, że jestem z Zawarcia. Do teraz, kiedy się spotykamy, wita mnie: ,,Cześć chłopie z Zawarcia''.
Dwa lata później Mirek był na finale indywidualnych mistrzostw świata w Chorzowie, gdzie Jerzy Szczakiel zdobył jedyny złoty medal dla Polski. Wszędzie radził sobie sam, bez legitymacji prasowej. Nie zapomni, jak jechał na mecz do Rybnika i z powrotem na naczepie żuka. Wraz z nim cztery motocykle i kolega.

Co trzy dni na żużlu

Mirek sam chciał jeździć, lecz ze względu na cukrzycę lekarze mu nie pozwolili. Zajął się więc tylko fotografią i przygotowywaniem programów żużlowych. - Mój rekord to 123 imprezy w roku. Kiedy Boguś Nowak był trenerem w Tarnowie, potrafiłem w ciągu sezonu pojechać tam 15 razy. Jeździłem nawet do Świętochłowic na zawody młodzieżowe, a na początku lat 90. byłem na finale mistrzostw świata na lodzie w Ałma Acie - mówi fotoreporter. Na wszystkie wyjazdy pieniądze wykładał z własnej kieszeni. Dopiero kiedy w 1988 r. dostał etat w "Ziemi Gorzowskiej", mógł za przyzwoleniem redakcji starać się o sponsorów na poważne imprezy.
Jego zdjęcia publikowały: "Gazeta Lubuska" (ta współpraca trwa zresztą do dziś), "Ziemia Gorzowska", "Głos Wielkopolski", "Tygodnik Żużlowy", "Na wirażu", "Wokół Toru", "Taśma w górę", katowicki "Sport", "Bravo Sport", angielskie "Bahnsport Aktuell", ,,Speedway World Wide" i kultowy "Speedway Star". - Kiedyś Krzysztof Hołyński zapytał mnie, dlaczego fotoreporterzy tak się nie lubią. Mówił, że zauważył to, pracując w branży. A ja zawsze miałem dobre kontakty z kolegami po fachu - opowiada Mirek. - Dobrze współpracowało mi się z Tomkiem Gawałkiewiczem czy Jerzym Szalbierzem. Pamiętam, że gdy z Kaziem Ligockim mieliśmy tylko jedną kamizelkę, rozpruwaliśmy ją na pół, wiązaliśmy przy szyi i wtedy obaj mogliśmy robić zdjęcia z płyty stadionu.
Mirek miał także kilka wystaw. Ludzie ze środowiska nazywali go "Szalejący fotoreporter" albo "Foto speedway". Kiedyś australijscy żużlowcy zaczęli wołać na niego Pakzi. Nazywał go tak Jason Crump, Leigh Adams i Ryan Sullivan. - Okazało się, że jest australijska bajka, w której jedną z postaci jest policjant Pakzi. Ponoć jestem bardzo podobny do niego i stąd to przezwisko - śmieje się.
Zawsze miał świetne kontakty z żużlowcami z Ameryki. - Greg Hancock, Billy Hamill, a wcześniej bracia Shawn i Kelly Moranowie to byli prawdziwi showmeni. Ceniłem zawsze za profesjonalizm Hansa Nielsena. Z kolei o Crumpie mogę powiedzieć, że jest bardzo uczuciowy. Kiedy jechałem z nim na lotnisko do Berlina, potrafił trzy razy zadzwonić do narzeczonej - mówi gorzowianin.

Z ojca na syna

Z biegiem czasu gorzowianin zaczął także pisać. Relacjonował zawody dla "Tygodnika Żużlowego", pracował w "Gorzowskim Kurierze Sportowym". Niestety, ze względu na chorobę i stan wzroku musiał pożegnać się z dziennikarstwem i fotografią. Dziś z zastępuje go 21-letni syn Michał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska