MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba umieć kochać

Alina Bok
MIROSŁAWA KLUJZ zawodu jest dekoratorem wnętrz. Lubi wszelkie prace plastyczne, w tym najbardziej malowanie i rzeźbienie. Odpoczywa przy robótkach ręcznych i krzyżówkach. Mieszkanka Przyprostyni.
MIROSŁAWA KLUJZ zawodu jest dekoratorem wnętrz. Lubi wszelkie prace plastyczne, w tym najbardziej malowanie i rzeźbienie. Odpoczywa przy robótkach ręcznych i krzyżówkach. Mieszkanka Przyprostyni. Fot. Archiwum domowe
Rozmowa z MIROSŁAWĄ KLUJ, która prowadzi wraz z mężem pogotowie opiekuńcze dla dzieci

- Opieka nad dziećmi pokrzywdzonymi przez los wymaga poświęcenia nie tylko z pani strony, ale całej rodziny. Czy trudno było zdecydować się na ten krok?
- Zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Kocham dzieci i jestem wrażliwa na ich płacz. Pamiętam z dzieciństwa zdjęcie w gazecie - dwie małe płaczące wietnamskie dziewczynki. W Wietnamie toczyła się wówczas wojna. Zdjęcie wywarło na mnie tak silne wrażenie, że pamiętam je do dziś, a miałam wtedy może 10 lat. I już wówczas postanowiłam, że będę pomagać dzieciom. Swoich mam czworo. Moi synowie to dorośli mężczyźni. Najmłodszy ma 21 lat. Ale chłopcy szybko wyrośli. Pozostało więc dużo wolnego czasu. Dlatego wraz mężem postanowiliśmy zostać rodzicami zastępczymi. Dać dom i miłość jeszcze jednemu dziecku. Oczywiście była rodzinna narada i akceptacja pomysłu ze strony synów. Jednak ostatecznie za namową pani dyrektor Poznańskiego Ośrodka Adopcyjno Opiekuńczego, gdzie byliśmy szkoleni, zostaliśmy zawodową rodziną zastępczą pełniącą rolę pogotowia opiekuńczego.

- Zostaliście pierwszą rodziną prowadzącą takie pogotowie na naszym terenie. Czy znaleźli się już chętni, by was naśladować?
- Jesteśmy jedyną taką rodziną w całym powiecie. Opiekujemy się dziećmi potrzebującymi natychmiastowej pomocy. W tym roku, we wrześniu minie sześć lat jak przyjęliśmy pierwsze dziecko. Łącznie przewinęło się przez nasz dom 20 dzieci. Począwszy od noworodka aż do 18-latka. Najkrócej dzieci przebywały trzy tygodnie, najdłużej zaś rok i trzy miesiące.

- Jakie są podstawy prawne pani pracy?
- Trafiają do nas dzieci, które zostały odrzucone przez swoją naturalną rodzinę. Pochodzą z rodzin niewydolnych wychowawczo, są dziećmi z przypadków losowych. Przebywają u nas do czasu uregulowania się ich sytuacji prawnej. Potem są albo adoptowane i trafiają do rodzin zastępczych lub domu dziecka. Zdarza się, że wracają do biologicznej rodziny. Chcąc prowadzić pogotowie opiekuńcze musieliśmy z mężem ukończyć szkolenie i uzyskać kartę kwalifikacyjną. Jest ona podstawą do podpisania umowy o pracę ze starostwem, reprezentowanym przez dyrektora Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Mam więc comiesięczne wynagrodzenie i opłacone składki ZUS. Rodzina, która chce ukończyć kurs, musi mieć dobre warunki mieszkaniowe, a jeden z małżonków stały dochód. Małżonkowie nie mogą być karani. Muszą być wolni od chorób społecznych i mieć dobrą opinię środowiska. Mieć samochód i telefon.

- Ale nie wystarczy kurs, by móc zajmować się dziećmi wymagającymi szczególnego serca, prawda?
- Najważniejsze to umieć kochać. Mieć dużo cierpliwości i zrozumienia oraz akceptacji dla drugiego człowieka. Przychodzą do nas dzieci z dużym bagażem przeżyć i mimo młodego wieku doświadczone przez los. Dzieci trudne i zaniedbane pod każdym względem. Nie tylko z problemami w nauce, ale też zdrowotnymi i psychologicznymi. Trzeba umieć przyjąć je takimi, jakimi są. Starać się pomóc, pocieszyć, przytulić i powiedzieć dobre słowo.

- Czy potrafiłaby pani wymienić imiona wszystkich swoich podopiecznych, którzy choć na chwilę zatrzymali się w tym domu?
- Tak, potrafię wymienić wszystkie imiona wychowanków w takiej kolejności, w jakiej przebywali u nas. Potrafię też o każdym z nich coś dobrego powiedzieć, coś co mnie w nim ujęło. I bardzo często też wspominamy wychowanków, bo każdy z nich pozostawił ślad w naszej pamięci. Najbardziej wspominam najmłodsze dzieci, których charakter kształtowałam. Bezbronne, potrzebujące najwięcej mojej miłości i opieki. Po rozstaniu z nimi zawsze zostaje ból w sercu. Przecież one w jakimś stopniu są cząstką naszego życia.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska