Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzoda niech wącha

BEATA BIELECKA (95) 758 07 61 [email protected]
Grupa słubickich policjantów oskarża komendanta o mobbing. Zamiast ścigać przestępców, biegają do psychiatry. - Ten zawód po prostu wykańcza - komentuje ich szef Cezary Guźniczak.

- Sam się dziwię, że nie chodzę jeszcze do psychiatry - mówi Guźniczak. - Chyba dlatego, że stres odreagowuję ćwicząc na siłowni i pływając - dodaje. Szefem Komendy Powiatowej Policji został w lipcu ub.r. - Do dziś robi czystki - twierdzą policjanci. - Każdy szef wprowadza na początku zmiany, ale u nas ta karuzela stale się kręci. Trudno to wytrzymać.
Guźniczak tłumaczy: - W komendzie pracuje ponad stu ludzi, musiałem mieć czas, żeby ich poznać. A zmiany są potrzebne, bo w zespole są jednostki bardzo mocno zdemoralizowane. Atmosfera nie jest więc sielankowa. Ale trudno, żeby w komendzie policji była sielanka.

Trzoda niech wącha

Niektórzy twierdzą jednak, że tak źle nigdy nie było. - Komendant traktuje nas jak bydło - mówią. - Kiedyś podczas odprawy powiedział: Jak byk pierdzi, to trzoda wącha.
Guźniczak zaprzecza: - Gdybym miał rzucić jakimś powiedzonkiem, to prędzej z Tuwima albo Twaina.
Porównanie do byka i trzody słyszało jednak kilka osób.
- W takich warunkach bardzo trudno pracować - mówi szef dzielnicowych Janusz S., od 19 lat w policji, od sześciu na stanowisku kierownika. - Jestem wykończony psychicznie - przyznaje, odpalając kolejnego papierosa. Trzeci miesiąc jest na zwolnieniu. Do niedawna zbierał same pochwały: nagroda ministra, komendanta wojewódzkiego... Teraz, zamiast na patrole, biega po lekarzach.
Nie on jeden. We wrześniu na zwolnieniach było 13 policjantów. Sześciu na tzw. długotrwałych. Niektórzy nie kryją, że bez pomocy psychiatry trudno byłoby im poradzić sobie z problemami w pracy. - Kto mógł, uciekł na emeryturę - mówią z zazdrością.
Janusz S. bardzo lubił swoją pracę, ale dziś, jak myśli o powrocie do służby, czuje ucisk w żołądku. - Zaczęło się od tego, że sprzeciwiłem się komendantowi - opowiada. - Chciał przenieść mnie na stanowisko dyżurnego. To miał być awans, ale najpierw musiałbym być pomocnikiem dyżurnego, a na tym bym stracił. Gdy odmówiłem, zagroził mi postępowaniem dyscyplinarnym. Zapytałem: za co? Odpowiedział, że już on coś znajdzie. Wkrótce po tym zarzucił mi brak nadzoru nad dzielnicowymi. Żaden z moich ludzi niczym nie podpadł, mamy bardzo dobre oceny - podkreśla.
Guźniczak na to: - Kierownik zaniedbywał swoje obowiązki, przez co policjanci nie mieli wyników. Dlatego ma wszczęte postępowanie dyscyplinarne.
Z informacji rzeczniczki komendanta wojewódzkiego policji w Gorzowie Wlkp. Małgorzaty Kalinowskiej wynika jednak, że w rankingu dzielnicowych, po trzech kwartałach, słubiccy policjanci są na drugim miejscu w regionie!
- Statystyki można czytać tak, jak komu wygodnie - komentuje Guźniczak. - Jeżeli dzielnicowi pracowaliby dobrze, powinna wzrosnąć skuteczność wykrywania przestępstw. Tymczasem pod tym względem, a także w zapobieganiu przestępstwom, jesteśmy w ogonie tabeli w województwie. Dla mnie istotne jest, jak praca dzielnicowych przekłada się na poziom bezpieczeństwa, a według badań opinii publicznej nie jesteśmy postrzegani jako wzorcowa jednostka.

Większość się boi

O sytuacji w komendzie część osób mówi bez ogródek. Proszą tylko, żeby nie ujawniać ich nazwisk. Inni przyznają, że się boją. Wśród nich są tacy, którzy na wieść o tym, że zbieramy materiał do artykułu o mobbingu, przysyłają anonimy z kolejnymi informacjami. Proszą też o pomoc. Radzą porozmawiać z policyjną psycholog, której kilkakrotnie żalili się na sytuację w pracy. Psycholog Beata Zbańska mówi jednak: - To wewnętrzna sprawa policji i w ramach policji powinna zostać rozwiązana.
Nieskory do rozmów jest też Janusz Nastulski, szef założonego we wrześniu Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów. Informacji, jakoby powstanie związku było reakcją na złą sytuację w komendzie, nie chce komentować.
Komendant Guźniczak twierdzi, że związek powstał z jego inicjatywy. - To bzdura - oburza się jeden z naszych rozmówców. - Byłem świadkiem, jak na odprawie komendant powiedział: dobrze, że u nas nie ma związków, bo one tylko przeszkadzają - opowiada. Zdziwienia nie kryje wiceprzewodniczący zarządu terenowego NSZZP w Zielonej Górze Jerzy Olech. - Inicjatywa utworzenia związku wyszła od samych policjantów - podkreśla. Ale o szczegółach też nie chce rozmawiać. - To wewnętrzna sprawa policji i nie ma potrzeby jej nagłaśniać - ucina.

Poświadczenie bezpieczeństwa

Policjanci przyznają, że na początku też tak uważali. Ale zmienili zdanie widząc, że komendant czuje się coraz bardziej bezkarny. Opowiadają m.in. o Dorocie P., która do niedawna była pełnomocnikiem ds. ochrony informacji. Od kilku dni jest m.in. recepcjonistką na dyżurce. Według nich, została zdegradowana, bo odmówiła wydania tzw. poświadczenia bezpieczeństwa koledze komendanta, przeciwko któremu toczy się w sądzie sprawa o ujawnienie tajemnicy służbowej. Przez cztery miesiące ten policjant siedział za kratkami. Niedawno Guźniczak przywrócił go do służby.
Dorota P. nie chce rozmawiać o szczegółach. Właśnie wróciła do pracy po dwumiesięcznym zwolnieniu, bo - jak mówi - cała ta sytuacja doprowadziła ją do rozstroju nerwowego. Nadal jednak uważa, że funkcjonariusz oskarżony o ujawnienie tajemnicy służbowej nie powinien mieć dostępu do materiałów służbowych. - Bo w policji nawet sprzątaczka musi mieć poświadczenie bezpieczeństwa - przekonuje.
Ale komendant mówi: - Osoba, która nie posiada poświadczenia bezpieczeństwa, może pracować. W takim wypadku należy jedynie powiadomić o tym Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Czy Guźniczak to zrobił? Na to pytanie nie chce odpowiedzieć, bo - jego zdaniem - naruszyłby tajemnicę zawodową. O Dorocie P. mówi, że wykazywała się w pracy kompletną indolencją, co potwierdziły kontrole przeprowadzone przez wydział ochrony informacji niejawnych lubuskiej komendy wojewódzkiej. - Każdemu można przykleić jakąś łatkę - komentują koledzy Doroty P. - Za innych komendantów pracowała na różnych odpowiedzialnych stanowiskach i nikt nie miał zastrzeżeń, bo zna się na robocie.

Do sauny z sekretarkami

O mały włos ze słubicką komendą pożegnałby się niedawno Jan Bielski, pierwszy zastępca Guźniczaka. - To bardzo dobry policjant - chwalą go podwładni. - Ale i on nie wytrzymał nerwowej atmosfery i kilka tygodni temu oddał się do dyspozycji komendanta wojewódzkiego.
Prośba o przeniesienie została jednak odrzucona i po krótkim urlopie Bielski wrócił do pracy. Nie chce tego komentować. Mówi tylko, że decyzję o przeniesieniu podjął z powodów osobistych. Mieszka w Strzelcach Kraj. i przez dojazdy do pracy zbyt rzadko widuje się z 11-letnim synem.
- Bielski znał moje wymagania i miał wątpliwości, czy w jego sytuacji rodzinnej jest w stanie im podołać - komentuje Guźniczak. - Bo ja jestem wymagający.
Policjanci mówią jednak, że nie w tym problem. - W policji to normalne, że pracuje się na rozkaz, ale nie pozwolimy się poniżać - mówi jeden z oficerów. - Komendant wyzywa nas od debili i ośmiesza. Traktuje ludzi bardzo nierówno. Szczególne względy ma u niego sekretarka Monika S. Mówi do niej Moni, razem chodzą do sauny i solarium. Byłaby to ich prywatna sprawa, gdyby nie fakt, że obdarowuje ją społecznymi pieniędzmi.
Niedawno sekretarka dostała 500 zł nagrody za pracę w zespole, który zajmował się przekazaniem archiwum. - Tak naprawdę robiła najmniej, ale tylko ona dostała premię - opowiadają policjanci. Ich zdaniem, system przyznawania premii jest mętny.
- Informacja o nagrodach nie zawsze jest upowszechniana wśród wszystkich - przyznaje komendant. - Bywają sytuacje, że w ocenie naczelników poszczególnych sekcji wystarczy powiadomić najbliższych współpracowników wyróżnionych osób.
Policjantów zbulwersowała też inna sprawa. We wrześniu komendant przyjechał na strzelnicę, gdzie była także Monika S. - Prowadzącemu strzelanie wydał polecenie, żeby dać jej broń, bo chce sobie postrzelać - opowiadają. - Jest to osoba cywilna, które nie ma żadnego przeszkolenia strzeleckiego ani pozwolenia na broń. Potem, żeby się jakoś usprawiedliwić, rozgłaszał, że tworzy sekcję strzelecką, do której ma wstąpić sekretarka.
- Nie tworzę żadnej sekcji, a jedynie przygotowuję turniej strzelecki na 11 listopada - mówi komendant. - Poszukujemy chętnych, także wśród pracowników cywilnych. Żadnego polecenia odnośnie broni nie wydawałem, bo nie ja prowadziłem to strzelanie. Osoba cywilna może jednak strzelać w obiekcie zamkniętym, przy zachowaniu warunków bezpieczeństwa.

Wydział kulał

Kilka dni temu gruchnęła wieść, że Monika S. awansuje na pracownika kadr. Jej miejsce ma zająć Katarzyna K., także bliska znajoma Guźniczaka. Poznali się, gdy mieszkał w hotelu Cargo, gdzie była recepcjonistką. W sierpniu dostała pracę w komendzie. W wolnych chwilach również dotrzymuje komendantowi towarzystwa w saunie. - Chyba za to dostała po dwóch miesiącach pracy 400 zł nagrody - komentują policjanci.
Opowiadają też o niedawnej wpadce komendanta, który przyjął do pracy w sekretariacie wydziału kryminalnego dziewczynę miejscowego mafiosa. - Wieść o tym natychmiast rozniosła się po mieście i przez pół roku cały wydział kulał, bo informatorzy bali się z nami kontaktować - mówią. - Wprawdzie komendant nie wiedział na początku, kim ona jest, ale nawet gdy wyszło to na jaw, nic nie zrobił, bo nie chciał smrodu.
- Ta kobieta była u nas stażystką, którą zatrudniał urząd pracy - wyjaśnia komendant. - Gdy dowiedziałem się, że utrzymuje bliski kontakt z osobą notowaną, poleciłem ograniczyć jej dostęp do dokumentów.
Zdaniem Guźniczaka, powodem ataków na niego może być to, że stał się niewygodny dla pewnej grupy ludzi pracujących w komendzie: - W ostatnim czasie wyszły na jaw nieprawidłowości w zakresie gospodarki mandatowej i zainicjowane przeze mnie kontrole potwierdziły moje przypuszczenia. Inspektorat komendanta wojewódzkiego złożył doniesienie do prokuratury.

Modne słowo

Inspektorat sprawdzał też kilka tygodni temu sytuację w słubickiej komendzie - po tym, jak do Gorzowa trafił anonim w sprawie mobbingu. - Żadne zarzuty się nie potwierdziły - mówi rzeczniczka Kalinowska. - Wszystkie decyzje podejmowane przez komendanta były poparte merytorycznymi argumentami.
A mobbing? - To ostatnio bardzo modne słowo - kwituje rzeczniczka.
- Kontrolerzy sprawdzali tylko dokumenty, a w nich trudno znaleźć dowody mobbingu - mówią policjanci. - Z nami nikt o tym nie rozmawiał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska