MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tytoń kocha piaski

DARIUSZ CHAJEWSKI 0 68 324 88 36 [email protected]
Katarzyna Mazur potrafi całymi dniami siedzieć i nanizywać liście tytoniu na sznurki. Za każdy sznurek otrzymuje zazwyczaj 40 gr.
Katarzyna Mazur potrafi całymi dniami siedzieć i nanizywać liście tytoniu na sznurki. Za każdy sznurek otrzymuje zazwyczaj 40 gr. Fot. Tomasz Pastyrczyk
Gdy upadły pegeery wydawało się, że zawalił się cały świat. W Bielawach w podnowosolskiej gminie Siedlisko nie pogrążono się w czarnej rozpaczy. Ludzie sięgnęli po tytoń.

Antoni Czernecki, emerytowany lekarz z Bielaw nieco żartobliwie opowiada, że tytoń jest wielkim nałogiem jego żony. Nie, nigdy nie paliła. Jednak od kiedy zaczęła uprawiać tę roślinę, niemal tylko o niej myśli i mówi.
- Gdy było sucho i wydawało się, że tytoń w tym roku będzie niewydarzony, chodziła jak struta - dodaje. - Teraz jest jak skowronek. Popadało i wprawdzie rośliny są niższe, ale mają znacznie większe liście. Będzie dobrze.

Tytoń kocha piaski

Gdy upadł PGR, a właściwie wszystkie zakłady rolne w okolicy, wydało się, że bielawianom na głowę zawalił się świat. Ziemia tutaj kiepska, czwartej i piątej klasy. Nie tak jak w sąsiednich wsiach, gdzie wszędzie żyzne nadodrzańskie mady. Nic, tylko usiąść i płakać. I tak pewnie by było, gdyby nie kilku gospodarzy, którzy mieli niewielkie poletka tytoniu, tak na własne potrzeby. Okazało się, że na bielawskich piaskach tytoń ma się wcale dobrze. We wsi panuje tytoniowy matriarchat - z reguły kobiety są właścicielkami plantacji, mężczyźni pracują.
- Jak prawie wszyscy robiłem w PGR, a teraz u żony - śmieje się Henryk Kubiak. - Tytoń jest dość grymaśny. Zresztą coraz bardziej. Kiedyś niemal nie było trzeba chemii. Teraz rozmaita zaraza się na niego rzuca. Jakieś wyciernistki i inne.
Janina Morawska opowiada, że całe lato w Bielawach ludzie po stodołach siedzą. Teraz w ogromnych wiatach nawlekają zielone liście na sznurki. Morawska nie ma swojej plantacji, więc pracuje u ludzi. Za każdy nawleczony sznurek dostaje 40 gr. Kamil Kowalewski za wieszanie sznurków z liśćmi na stelażach dostaje 30 zł dziennie. I wszyscy mówią, że gdyby nie ten tytoń...

Zbierają piętrami

Praca rozpoczyna się w marcu. W tunelach sieje się rośliny, z których rosną flance. W maju sadzi się je na polach. Średnio na hektar 28 tys. roślin. W Bielawach wszechwładnie panuje odmiana Berley. Co najmniej dwa razy w sezonie trzeba przejść pole z haczkami, aby pozbyć się chwastów, i wylać chemię za ładnych kilka tysięcy złotych. W maju rozpoczynają się zbiory. Nie, żadną maszyną. Liście zbiera się piętrami zaczynając od najniżej położonych. Z reguły są trzy, cztery piętra, czyli tyle razy trzeba przejść pole. Po drodze jest jeszcze ogławiania - usuwane są kwiatostany, aby cała energia rośliny szła w liście. Później liście są nawlekane na sznurki i suszone w wiatach, które muszą być ocienione i przewiewne. Zbiór trwa do przymrozków. Mniej więcej w listopadzie suche już tytoniowe liście są sortowane na cztery klasy. Najwyższa to liście jasnobrązowe bez plamek. Druga to te, które mają ciemniejszy kolor. Do trzeciej trafiają liście z rozmaitymi skazami. Wreszcie do czwartej te, które mimo wysuszenia nadal pozostają zielone. Za te ostatnie w skupie płacą 5 gr za kilogram. Do tego drugie tyle dopłaca Unia. Jednak zanim tytoń trafi do skupu, jest jeszcze pakowany w bele. Później ludzie skrzykują się po kilku, wynajmują tiry i odstawiają swój urobek do Oleśnicy.

Wszyscy rzucili

- Nasza plantacja nie jest duża, raptem hektar - dodaje Genowefa Kubiak. - Inni mają po trzy i lepiej. Dlatego wszystko robimy sami. Po odliczeniu wszelkich kosztów i gdy jest dobry rok mamy z tego hektara jakieś 12 tys. zł. Za cały rok pracy.
Tytoń z Bielaw skupuje najsłynniejsza firma tytoniowa na świecie, powstają z niego najbardziej znane marki papierosów. Jednak w Bielawach ludzie nie palą. Może trochę młodych. Kogo nie zapytać twierdzi, że... rzucił.
- Ćmiłem nawet sześćdziesiąt dziennie - dodaje Kubiak. - Jak głód przycisnął i papierosy się skończyły, to nawet nasz tytoń paliłem, ale do niego trzeba mieć żelazne płuca. I żona krzyczała, że jej strasznie śmierdzi. Nie dość, że wokół domu czuć, to jeszcze smrodzę w chałupie.
Inni plantatorzy - proszą o anonimowość - też rzucili. Jak przyznają, wystarcza im świadomość ile do uprawy tytoniu używa się chemii. Wiedzą, że w samym papierosie większości już nie ma, ale mimo wszystko.
- Podziwiam tych desperatów, którzy nie mają na papierosy i kradną nam tytoń z suszarni - dodaje Czarnecki. - Przecież oni już pewnie od dawna płuc nie mają.

Dlaczego nie my

Tytoniowy potentat z bielawskich liści zadowolony. Jakość bardzo dobra. We wsi jest jakichś 40 hektarów tytoniu, z każdego do skupu trafia 15 - 20 kwintali. Bielawskie papierosy trafiają także na eksport. I jeszcze długo popyt na ten tytoń będzie. Przede wszystkim dlatego, że to roślina, której uprawa jest bardzo pracochłonna.
Jednak w Bielawach, mimo napisów na paczkach jak palenie bardzo szkodzi, chcieliby, aby po dymek sięgało jak najwięcej ludzi.
- I tak będą palić i tak - dodają. - Ktoś na paleniu zawsze będzie zarabiał. Dlaczego to nie mamy być my...?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska