Tu warunki były tak tragiczne, że gmina poszła jej na rękę i dała jej mieszkanie socjalne.
W socjalu wszystko pachnie nowością i świeżą farbą. Jest ładnie i przytulnie. Annie udało się skompletować najniezbędniejsze meble, które dostała w prezencie od znajomych i powoli urządza pokój i kuchnię. Ale nie ma jeszcze łóżek dla dzieci, telewizora, ani pralki i lodówki.
- Bez telewizora trochę smutno, bo dzieci nie mogą oglądać bajek, a bez łóżek nie można się obejść. Pralka, to już rzecz niezbędna, bo jak tu prać ubranka czwórki dzieci? - opowiada kobieta. Pomimo braków w wyposażeniu nowego mieszkania, Annie uśmiech nie schodzi z twarzy. Opowiada na okrągło, że w pierwszej chwili, kiedy otrzymała klucze i wprowadziła się do "socjału" to rozpłakała się ze szczęścia.
- Jestem naprawdę szczęśliwa, że mam dach nad głową, że nie ma tu alkoholu, nie ma krzyków i awantur, że mogę spokojnie mieszkać z dziećmi i cieszyć się życiem - mówi Anna.
Płakałam ze szczęścia
Gdyby nie zapomogi i zasiłki pielęgnacyjne na dwoje chorych dzieci, to nie mogłaby przeżyć. Z czwórki pociech najstarszy jest Mariusz, który ma 9 lat. Za nim są Mateusz i Gracjan. Najmłodsza jest czteroletnia Oliwka. Grzeczne i zadbane, dzieciaki z uśmiechem witają każdego, kto przekroczy próg ich domu.
- Dzieci też nie mogą jeszcze uwierzyć, że mamy swoje własne mieszkanie, z którego nie musimy uciekać. To dla nich prosiłam w gminie o to mieszkanie, bo chcę ich wychować na porządnych ludzi. Tyle razy już płakałam ze szczęścia, że mamy nareszcie swój własny kąt - opowiada Anna i przytula Oliwkę.
Dam sobie radę
Pomimo, że nie ma pracy i sama wychowuje czwórkę maluchów, Anna nie załamuje rąk.
Postanowiła, że otworzy sklep w Bogumiłowie, bo mieszkańcy muszą jeździć na zakupy do innych wsi albo do miasta.
- Wolne pomieszczenie jest. Może jako bezrobotna dostanę kredyt na rozruch. Ale bez samochodu nie dam rady, dlatego w pierwszej kolejności muszę wyrobić prawo jazdy. Jak zdobędę, to i auto się znajdzie. Teraz nawet za niecałe tysiąc złotych można trafić na jakąś maszynę. Będę mogła jeździć po towar, wozić dzieci do miasta, do przedszkola. Bo autobusem bym nie wyrobiła, bilet tylko w jedną stronę kosztuje ponad 6 zł - opowiada Anna.
Przyznaje, że na razie to tylko plany, ale jest zdecydowana to wszystko zrobić punkt po punkcie. - Nie martwię się, że jestem sama, dam sobie radę - zapewnia.
Wiem, że mi się uda
Póki co Anna Wiesion ma na głowie takie zwyczajne, bytowe problemy. Nie ma garnków, nawet jednego, brakuje jej pościeli, poduszek. - Na targu dostałam w prezencie od kobiety talerze i filiżanki, to tego mi nie brakuje - śmieje się. Ale w przedpokoju wywiesiła reprodukcję pięknego obrazu, łazienka wygląda jak z żurnalu.
- Najważniejsze jest to, że mamy spokój, dopiero teraz wiem, że żyję. Bo ojciec pił, mąż pił, wszystko mi obrzydło do tego stopnia, że nie chciało się żyć. Ale teraz jestem pełna wiary. Wiem, że mi się uda - uśmiecha się Anna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?