Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Jędrzychowicach otwarto oborę naszpikowaną elektroniką (zdjęcia, wideo)

Filip Pobihuszka 68 387 52 87 [email protected]
Ciekawskie krasule znalazły też czas na pozowanie do zdjęć.
Ciekawskie krasule znalazły też czas na pozowanie do zdjęć. Filip Pobihuszka
Obora naszpikowana elektroniką? Brzmi jak sen rolnika, ale takie cuda stoją już pod Wschową. By je zobaczyć odwiedziliśmy jedną z największych hodowli zwierząt w naszym kraju. Było warto!

Z czym kojarzy się obora? Większość odpowie, że z niezbyt czystym i niezbyt pachnącym miejscem pełnym krów. Po naszej wizycie w Jędrzychowicach pod Wschową okazało się, że są takie obory, w których zgadza się tylko fragment o krowach. Ale od początku...

Celem naszej wizyty była Hodowla Zwierząt Zarodowych Osowa Sień. Spółka, która ma już problem z przechowywaniem niezliczonych nagród i dyplomów, obchodzi w tym roku swoje 70-lecie. Uroczystości miały miejsce właśnie w gospodarstwie w Jędrzycho­wicach, które dosłownie przed kilkoma tygodniami dorobiło się supernowoczesnych obór, tak bardzo różniących się od tych, które znamy.

Budynki, oprócz tego, że objęte są pełnym monitoringiem, mają też stacje pogodowe. To dzięki nim specjalne kurtyny opuszczają się automatycznie w przypadku za dużego wiatru lub zachmurzenia. Z kolei w środku znajdują się czujniki temperatury, które również sterują ogrzewaniem, chłodzeniem. Całość nie jest hermetycznie zamknięta - obory są osiatkowane. To zapewnia cyrkulację powietrza i zabezpiecza oborę przed ptakami.

Zaglądamy do środka. Akurat trafiliśmy na ścielenie. - Idą do przodu! Idzie! - pokrzykuje do krów jeden z pracowników, przeplatając te słowa z charakterystycznym gwizdaniem. Z drugiej strony już nadjeżdża ciężki sprzęt obładowany słomą. Zwierzęta są tam dopiero od miesiąca, ale już zdążyły się zaaklimatyzować. Z ciekawością zaglądają w obiektyw aparatu.

Idziemy dalej, do budynku obok. - Wchodzimy do serca tego całego ustrojstwa - zapowiada prezes spółki, Czesław Kryszkiewicz, pełniący rolę naszego przewodnika. Chwilę późnej jesteśmy w hali służącej do dojenia krów. - Krowy ustawiają się w dwóch rzędach po dwadzieścia sztuk. Tam niżej stoją pracownicy. Jak krowa przychodzi, to pracownik musi tylko sprawdzić, czy strzyki ma czyste i zakłada aparat. Jak skończy się dój, to aparat sam dezynfekuje wymię. Potem sprzęt się odkłada, myje i dla następnej krowy jest już czysty - tłumaczy. - Podłogę można w zależności od wzrostu pracowników, opuścić lub podwyższyć - jedno użycie przełącznika i następuje demonstracja tej technicznej nowinki. - Nigdzie tego nie ma - zachwala prezes. - Kiedyś tego nie było i duży z małym dawali sobie radę. A dziś trzeba patrzeć, żeby dwóch równych postawić. Jak będziemy do roboty przyjmowali, to tylko równych - śmieje się C. Kryszkiewicz. A biurze obok znajdują się komputery dzięki którym (i zamontowanej na hali wadze) można sprawdzić ile krowa waży, ile dała mleka rano, ile w południe czy wieczorem. - To, czego nie ma w zasadzie nigdzie, to fakt, że całe „serce” tej maszyny... - prezes zawiesza głos prowadząc nas schodami w dół. Mijamy przy okazji biura, toalety i inne pomieszczenia. - Normalnie wszystko jest tam na hali. A u nas jest pod spodem, schowane w piwnicy. Dzięki temu na górze jest cisza. Tam jest tylko to, co potrzebne dla dojarza. Cała maszyneria jest tu - wyjaśnia gdy docieramy na miejsce.

Wschodzimy do kolejnej, bliźniaczej obory. Tam zastajemy krowy podczas lizania wielkich kostek soli przyczepionych do barierek. W ten sposób krasule uzupełniają mikroelementy w organizmie. Jedna kostka wystarcza na dobry tydzień lizania. Inne korzystają ze zautomatyzowanych czochradeł, czyli wielkich obrotowych szczotek, pod którymi uwielbiają stawać.

Każda krowa ma oczywiście swoistą „biżuterię” - kolczyk w uchu i opaskę na szyi. Na nich z kolei widnieją numery. Dzięki tej dwusystemowej numeracji w bardzo łatwy sposób można w komputerze odnaleźć bardzo szczegółowe dane na temat każdej z krów. - Ile miała dzieci, ile mleka dała, ile w mleku tłuszczu a ile białka... - wylicza prezes. Ale to jeszcze nie wszystko, bo opaski na szyjach wyposażone są dodatkowo w specjalne urządzenia. - To są respondery. Dzięki nim widzimy w komputerze kiedy krowa ma ruję, więc wiemy kiedy ją pokryć. Oprócz tego, jak krowa wschodzi na halę udojową lub przechodzi przez wagę, to responder pokazuje nam która to konkretnie krowa - tłumaczy zootechnik, Marcin Wasyluk. - Cwane urządzenie, ale na starej oborze już to mieliśmy - dodaje.

W międzyczasie po podłodze zaczynają przesuwać się belki zgarniające z podłogi krowie nieczystości. Całość trafia potem do dziur w podłodze, skąd transportowana jest do zbiorników na zewnątrz. - Mam tu specjalną prasę, wszystko będzie wyciskane i jak zostanie tylko to suche, to wykorzystamy znów do ścielenia - wyjaśnia prezes. - Oczywiście wszystko jest jeszcze w trakcie uruchamiania. Ot, choćby krowy muszą się nauczyć, że trzeba przez tą belkę przejść, jak jedzie. Ale szybko się uczą. Szybciej niż nam się wydaje! Tylko przed nami czasem palą głupa - żartuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska