Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wał przeciwpowodziowy jest podziurawiony jak sito

Artur Matyszczyk
- O, kolejna tama! Nadszedł czas, żeby na poważnie zająć się problem - uważa wójt Dariusz Jarociński.
- O, kolejna tama! Nadszedł czas, żeby na poważnie zająć się problem - uważa wójt Dariusz Jarociński. fot. Tomasz Gawałkiewicz
- To walka z wiatrakami - denerwują się mieszkańcy gminy Maszewo. Bobry znów dają się im mocno we znaki.

Działać, i to szybko!

Działać, i to szybko!

Bobry są niewinne. Co mają począć, jeśli to człowiek sam stwarza im idealne warunki do rozwoju. One tylko korzystają z okazji. I mnożą się w zaniedbanych okolicach Odry. Dariusz Jarociński ma rację. Trzeba działać, i to szybko. Jak przyjdzie powódź, będzie już za późno. Oby znów nie potwierdziło się przysłowie, że Polak mądry po szkodzie.

Józef Flis mieszka w Miłowie. Mężczyzna na samą myśl o bobrach robi się czerwony ze złości. Jemu te zwierzaki już dawno zalazły za skórę. A teraz znów się uaktywniły. Budują tamy na kanałach rzecznych. Co powoduje wylewanie się wody, m.in. na okoliczne pola i łąki.

- Panie, ja już nawet tych tam budowanych przez bobry nie odgarniam. Nie mam siły - rozkłada bezradnie ręce Flis. - Od trzech lat walczę z nimi. Ale bezskutecznie. To jest jak walka z wiatrakami.

Walka z wiatrakami, bo bobrów stale przybywa. W tej chwili, zdaniem miejscowych, tych zwierząt w okolicy są już nie setki, raczej tysiące.

.

Co gorsze jednak, bobry robią szkody nie tylko rolnikom. Żeremie budują w wałach przeciwpowodziowych. - Wał jest tak poszatkowany, że wygląda jak sito - ostrzega Flis.

Wójt Maszewa Dariusz Jarociński również nie pozostawia złudzeń. - Jeśli przyjdzie wielka woda, jak 10 lat temu, podziurawione wały nie wytrzymają - mówi.

Zdaniem Jarocińskiego najdziwniejsze jest to, że problem znany jest od dawna. Nie robi się jednak nic, żeby mu zapobiec. On sam zaś ma kilka pomysłów.

- Przede wszystkim trzeba przywrócić etaty wałowych, czyli ludzi, którzy na bieżąco będą się zajmowali czyszczeniem wałów. Być może poszukać na to pieniędzy z Unii Europejskiej. Jeśli usuniemy drzewa, krzaki, bobry się wyniosą - uważa wójt. - Rolnicy zaś powinni, jak dawniej, zakładać spółki wodne. Bo w tej chwili na walkę z problemem bobrów nie mamy ani złotówki.

Wałowi i spółki wodne, według Jarocińskiego, może nie rozwiążą problemu całkowicie. Na pewno jednak przyczynią się do zmniejszenia jego skali. Receptą na szkodliwe działanie bobrów może być odpowiednie zagospodarowanie wałów. - Na przykład budowa ścieżek rowerowych. Ruch turystyczny na pewno wygoniłby uciążliwe zwierzęta - uważa Jarociński.

Z jego pomysłami zgadza się dyrektor lubuskiego zarządu melioracji i urządzeń wodnych. - Wałowi? Jestem na tak. Problem tylko, skąd wziąć na nich pieniądze. Bo my ich nie mamy. Tak, jak chociażby na etaty, czy czyszczenie wałów - nie kryje rozgoryczenia dyrektor zarządu Piotr Warcholak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska