Lubuski Urząd Wojewódzki zaprzecza i mówi: - O rekompensaty po prostu nie jest łatwo.
Pani Krystyna urodziła się w 1925 r. we Lwowie. Mieszkała w różnych miejscach na ziemiach ukraińskich. Służyła w wojsku gen. Andersa (otrzymała za to Krzyż Kawalerski). W 1940 r. wywieziona ją w głąb Rosji. Do kraju mogła wrócić dopiero po 15 latach. W Skałacie (byłe województwo tarnopolskie, dzisiaj teren Ukrainy) majątek miała jej mama.
Po wojnie wygnano ją z tych ziem. Teraz pani Krystyna stara się o odszkodowanie za mienie zabużańskie. Może to robić, bo komuś w czasie wysiedlania udało się spisać majątek niektórych rodzin.
Chlew, piernik i wiatrak
Takie sprawy załatwia się w wydziale geodezji Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie. Pani Krystyna stara się o swoje od trzech lat. - Ile razy przyjdę, wychodzi kolejna niesamowita sprawa i muszę przynosić nowe dokumenty.
Niech urzędnicy mi wypiszą wszystkie rzeczy, które muszę zrobić i problem z głowy - tłumaczyła nam.
Ostatnio kazano podać, ile metrów kwadratowych miał chlew w gospodarstwie. - A skąd ja mam wiedzieć?! Byłam wtedy młodą dziewczyną i się tym nie interesowałam - oburzała się pani Krystyna.
Kobieta przyjechała do Gorzowa w grudniu 1955 r., a zameldowana jest od lutego 1956. Urząd pyta więc, co robiła w styczniu 1956 r. - A co ma piernik do wiatraka?! Co ma mienie zabużańskie do tego, co robiłam w styczniu? - grzmiała kobieta.
Tak każe ustawa
Od razu umówiliśmy się na rozmowę z Lidią Markowską, zastępczynią dyrektora wydziału geodezji.
- Wszystko określone jest w ustawie. Najprościej powiedzieć "urzędnik każe", a my po prostu nie mamy innego wyjścia - tłumaczyła. Rekompensaty są liczone w setkach tysięcy, a nawet milionach złotych. - To są pieniądze podatników. Nie może być tak, że ktoś, ot, tak sobie je dostanie; najpierw trzeba spełnić warunki, a my musimy to wnikliwie sprawdzić.
Dyrektorka mówi, że już pierwszego dnia przedstawili pani Krystynie listę potrzebnych dokumentów. - Metraż chlewu to nie błahostka, bo to rzutuje na wartość pozostawionego mienia - tłumaczyła. - Teraz trzeba wyczerpać wszelkie możliwości, żeby uzyskać informację na ten temat. Poszukać w Archiwum Państwowym, spróbować znaleźć świadków.
Markowska dodała, że błahostką nie jest także podanie do wiadomości, co pani Krystyna robiła w styczniu 1956 r. - W tym okresie mogła np. wyjechać do majątku mamy i go sprzedać. Wszystko musimy mieć udokumentowane, jak tego wymaga ustawa - podkreślała.
Lista już pełna
Markowska mówi, że wydział stara się pomagać pani Krystynie i sam ustala niektóre fakty. - Ta pani nie podała nam np. listy wszystkich spadkobierców, co na pewno przyspieszyłoby sprawę - dodała.
Po naszej interwencji przygotowała ostateczną listę dokumentów, które pani Krystynie musi przynieść.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?