Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walka o pieniądze za wschodnie ziemie

Krzysztof Korsak 0 95 722 57 72 [email protected]
- Urzędnicy gnębią mnie i prześladują! - zaalarmowała nas pani Krystyna z Gorzowa, która stara się o pieniądze za pozostawione ziemie na terenach dzisiejszej Ukrainy.

Lubuski Urząd Wojewódzki zaprzecza i mówi: - O rekompensaty po prostu nie jest łatwo.

Pani Krystyna urodziła się w 1925 r. we Lwowie. Mieszkała w różnych miejscach na ziemiach ukraińskich. Służyła w wojsku gen. Andersa (otrzymała za to Krzyż Kawalerski). W 1940 r. wywieziona ją w głąb Rosji. Do kraju mogła wrócić dopiero po 15 latach. W Skałacie (byłe województwo tarnopolskie, dzisiaj teren Ukrainy) majątek miała jej mama.

Po wojnie wygnano ją z tych ziem. Teraz pani Krystyna stara się o odszkodowanie za mienie zabużańskie. Może to robić, bo komuś w czasie wysiedlania udało się spisać majątek niektórych rodzin.

Chlew, piernik i wiatrak

Takie sprawy załatwia się w wydziale geodezji Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie. Pani Krystyna stara się o swoje od trzech lat. - Ile razy przyjdę, wychodzi kolejna niesamowita sprawa i muszę przynosić nowe dokumenty.

Niech urzędnicy mi wypiszą wszystkie rzeczy, które muszę zrobić i problem z głowy - tłumaczyła nam.

Ostatnio kazano podać, ile metrów kwadratowych miał chlew w gospodarstwie. - A skąd ja mam wiedzieć?! Byłam wtedy młodą dziewczyną i się tym nie interesowałam - oburzała się pani Krystyna.

Kobieta przyjechała do Gorzowa w grudniu 1955 r., a zameldowana jest od lutego 1956. Urząd pyta więc, co robiła w styczniu 1956 r. - A co ma piernik do wiatraka?! Co ma mienie zabużańskie do tego, co robiłam w styczniu? - grzmiała kobieta.

Tak każe ustawa

Od razu umówiliśmy się na rozmowę z Lidią Markowską, zastępczynią dyrektora wydziału geodezji.

- Wszystko określone jest w ustawie. Najprościej powiedzieć "urzędnik każe", a my po prostu nie mamy innego wyjścia - tłumaczyła. Rekompensaty są liczone w setkach tysięcy, a nawet milionach złotych. - To są pieniądze podatników. Nie może być tak, że ktoś, ot, tak sobie je dostanie; najpierw trzeba spełnić warunki, a my musimy to wnikliwie sprawdzić.

Dyrektorka mówi, że już pierwszego dnia przedstawili pani Krystynie listę potrzebnych dokumentów. - Metraż chlewu to nie błahostka, bo to rzutuje na wartość pozostawionego mienia - tłumaczyła. - Teraz trzeba wyczerpać wszelkie możliwości, żeby uzyskać informację na ten temat. Poszukać w Archiwum Państwowym, spróbować znaleźć świadków.

Markowska dodała, że błahostką nie jest także podanie do wiadomości, co pani Krystyna robiła w styczniu 1956 r. - W tym okresie mogła np. wyjechać do majątku mamy i go sprzedać. Wszystko musimy mieć udokumentowane, jak tego wymaga ustawa - podkreślała.

Lista już pełna

Markowska mówi, że wydział stara się pomagać pani Krystynie i sam ustala niektóre fakty. - Ta pani nie podała nam np. listy wszystkich spadkobierców, co na pewno przyspieszyłoby sprawę - dodała.

Po naszej interwencji przygotowała ostateczną listę dokumentów, które pani Krystynie musi przynieść.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska