Krzysztof Wiśniewski od dzieciństwa marzył, by hodować konie, a kowalstwa uczył się przy okazji tej pasji.
Podkuwaczy koni nie ma zbyt wielu, w okolicy obok K. Wiśniewskiego zajmują się tym jeszcze w Głogowie i Bojanowie. - Dlatego na brak klientów nie narzekam - opowiada mieszkaniec Kowalewa. - Są tacy, których obsługuję od niedawna, ale stałych odbiorców moich usług też nie brakuje.
On jedzie do koni
Szczególnie, że konia trzeba podkuwać co kilka tygodni. - Zwierzęta by sobie poradziły bez podków gdyby nie nasze wynalazki, jak choćby asfalt - przekonuje. - Podkowy to zło konieczne.
Jak wyjaśnia, nie ma typowej kuźni z miechem i paleniskiem. - Bo teraz trudno znaleźć prawdziwego kowala - dodaje K. Wiśniewski. - Teraz podkowy są wyrobem przemysłowym. Są wytwarzane w fabrykach ze specjalnego stopu i nie trzeba ich wykuwać. Sam kupuje kilka wzorców i rozmiarów, a później niewielkim nakładem pracy je dopasowuje do potrzeb zwierzęcia.
Dziś też właściciele koni nie muszą jeździć do kowala. Bo to problem, daleko i ciężko całe stado przetransportować. - Dziś to kowal jeździ do koni - mówi K. Wiśniewski. - Zawsze jestem przygotowany, mam w aucie cały warsztat i kilkadziesiąt podków.
Olimpijskie wierzchowce
Średnio podkucie jednego konia na cztery nogi zajmuje mu około półtora godziny. -
K. Wiśniewski kowalstwa uczył się między innymi w Niemczech. - Od zawsze chciałem być kowalem, tylko nie zawsze były możliwości. Ale przy okazji pracy z końmi udało mi się pojąć tę sztukę. - opowiada.
- W Niemczech pracowałem przy koniach, które startowały na igrzyskach, później byłem w ośrodku w Jaszkowie w Wielkopolsce.
Jak mówi, zajmuje się końmi przez większość swojego życia, pracuje przy nich od 27 lat. Teraz hoduje sześć sztuk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?