Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki kolarski tour też przejeżdżał przez Ziemię Lubuską. Były czasy...

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Wyścig Pokoju. Dla najmłodszych kibiców nic nieznacząca nazwa. Dla starszych impreza, którą interesowali się dosłownie wszyscy. ,,Wielka Pętla” krajów socjalistycznych przykuwała uwagę kibiców, od 1948 roku praktycznie do upadku komunizmu. Potem jeszcze usiłowano ją kontynuować, ale już bez takiego rozmachu, więc kurczyła się, słabła, aż skończyła żywot w 2006 roku.

Halo! Tu helikopter

Jednak przez wiele lat był sztandarową imprezą, która ściągała tłumy na stadiony gdzie były finisze etapów, a kibice w miastach i miasteczkach szczelnie oblepiali ulice po których jechał peleton. Kiedy program I Polskiego Radia podawał meldunek za trasy głos redaktora Bogdana Tuszyńskiego rozlegał się po ulicach. Słynne ,,halo tu helikopter” rozbrzmiewało dookoła. Wszyscy słuchali czy jest ucieczka na trasie, jak jadą Polacy i czy w klasyfikacji drużynowej mamy szansę by powalczyć z ZSRR Czechosłowacją i NRD. Inne kraje przysyłały na wyścig amatorów, przeważnie młodych kolarzy, którzy mogli sobie zapisać jakiś sukces w drodze do zawodowstwa. Tak więc nawet jeśli indywidualnie potrafili na jakimś etapie błysnąć ich teamy nie miały szans z wymienioną czwórką. Kibiców jednak nie obchodziło, że prawdziwy świat kolarski jeździ w Tour de France czy Giro d’Italia albo w Vuelta Espana.

Autograf Gonschorka

My mieliśmy swój wyścig, czekaliśmy na niego a największą frajdę mieli ci, przez których miasta jechał peleton. Obowiązkiem było wówczas być na stadionie, potem pokręcić się koło hotelu, popatrzeć na wozy techniczne (wtedy przeważnie wartburgi), zobaczyć jak obsługa techniczna zajmuje się rowerami. To był - z dzisiejszej perspektywy naiwny - powiew wielkiego sportowego świata. Pamiętam jak w gronie rówieśników kręciliśmy się z wypiekami na twarzy koło dzisiejszego starego akademika ówczesnej zielonogórskiej WSN przy ulicy Krośnieńskiej, dzień po finiszu w Zielonej Górze w 1969 roku, bo kolarze w Winnym Grodzie mieli dzień przerwy. Udało nam się zdobyć autograf zawodnika NRD Dietera Gonschorka, wielkiego rywala Ryszarda Szurkowskiego, który kilkanaście godzin wcześniej go pokonał na stadionie przy ulicy Sulechowskiej. Kilku kolegom udało się dostać autografy zawodników polskich, zresztą koczowaliśmy przy drzwiach akademika i braliśmy je od wszystkich zawodników jaki się pojawili nawet od Marokańczyków, którzy tradycyjnie zamykali stawkę.
Następnego dnia, w środę zamiast pójść do szkoły tkwiliśmy na stadionie patrząc jak kolarze ruszają do indywidualnej jazdy na czas. Wyglądało to trochę inaczej niż dziś w Tour de France. Za każdym zawodnikiem jechał wóz techniczny z wielkim napisanym nazwiskiem kolarza. Zaczynał ostatni i w równych odstępach ruszali kolejni. Trwało to bardzo długo, do szkoły nie było co iść, a z komunikatów radiowych dowiedzieliśmy się że czasówkę w Świebodzinie wygrał Jan Magiera.

Szczęśliwy był cały stadion

Po raz pierwszy Wyścig Pokoju przejechał przez Ziemię Lubuską w 1960 roku. Kolarze pokonywali etap z Poznania do Frankfurtu przez Trzciel, Świebodzin, Słubice.
Rok później dwa lotne finisze na trasie z Międzychodu do Szczecina, w Skwierzynie i Gorzowie wygrał legendarny Stanisław Królak. Doczekaliśmy się w 1963 roku. Kolarze rywalizowali na X etapie na trasie Poznań - Zielona Góra długości 121 kilometrów. Na stadionie przy ulicy Sulechowskiej witało ich 20 tysięcy kibiców, coś co dziś wydaje się nieprawdopodobne. Ich radość była wielka bo wygrał Polak Józef Beker. ,,Gazeta Zielonogórska” pisała ,,Debiut w stolicy Ziemi Lubuskiej okazał się wyjątkowo szczęśliwy. Na ten sukces naszego reprezentanta czekaliśmy bardzo długo. Polacy jadą wspaniale w tegorocznym wyścigu. Prowadzą zdecydowanie w klasyfikacji drużynowej, ale na finiszu poprzednich dziewięciu etapów zabrakło im szczęścia w walce o zwycięstwo. Ponad 20 tysięcy widzów, którzy wypełnili do ostatniego miejsca stadion szalało z radości kiedy w bramie ukazała się sylwetka zawodnika w niebieskiej koszulce - Józefa Bekera. W 1966 roku najdłuższy etap z Poznania do Szczecina znów prowadził przez Skwierzynę i Gorzów.

Co to było za święto!

- Najbardziej utkwił mi w pamięci rok 1963 kiedy wygrał w Zielonej Górze Józef Beker - wspomina ,,człowiek orkiestra” zielonogórskiego kolarstwa Kazimierz Prokopyszyn. - Pewnie dlatego, że jako młody chłopak wygrałem w tak zwanym Małym Wyścigu Pokoju. To były trzy etapy, a ostatni kończył się w na zielonogórskim stadionie przed przyjazdem kolarzy. Potem stałem na podium obok zwycięzców etapu wobec takiego tłumu ludzi. Co to było dla mnie za święto! Jakie wielkie przeżycie! Mam do tej pory kontakty z Józkiem Bekerem. On zawsze bardzo dobrze wspomina ten etap i atmosferę na stadionie. Wyścig to było coś wspaniałego i szkoda, że w nowych czasach nie przetrwał. Kiedy były komunikaty z trasy często w miastach puszczano je z głośników. Ludzie przystawiali, słuchali kto ucieka i jaką ma przewagę. Ten słynny sygnał wyścigu mam w swoim telefonie, a wiem, że wielu ludzi związanych z kolarstwem, też go ma. Tego się nie zapomina!

Szurkowski nie dał rady

Kolarze znów jechali z Poznania do Zielonej Góry. Było w poniedziałek 19 maja 1969 roku, rywalizowano na ósmym etapie XXII wyścigu. ,,Chwile wielkich wzruszeń przeżyli wczoraj zielonogórzanie, którzy w liczbie około 20 tysięcy wypełnili stadion przy ulicy Sulechowskiej aby serdecznie przywitać uczestników XXII Wyścigu Pokoju” pisała Gazeta Zielonogórska” Tradycyjnie nie zabrakło wymienienia z imienia i nazwiska pierwszego sekretarza KW PZPR i przewodniczącego Prezydium WRN
Na czele klasyfikacji znajdowali się i od początku rywalizowali o prymat Ryszard Szurkowski i Francuz Jean Danguilaume. Walka tych dwóch zawodników rozgrzewała wszystkich. Na trasie z Poznania były próby ucieczek, ale na zielonogórski stadion wpadł cały peleton. Najszybciej finiszował Niemiec Dieter Gonschorek, drugi był Ryszard Szurkowski, a trzeci Bułgar Dimitar Kotew. Wcześniej uciekało dwóch Meksykanów i wspomniany Bułgar Kotew. Tę akcję skasowano. Potem uciekał Węgier Imre Gera. Samotnie jechał przez 50 kilometrów. W Sulechowie miał jeszcze dwie minuty przewagi. Jednak peleton był bezlitosny. Ambitnego Węgra dopadł zaraz za Zawadą.
- To dobrze, że kolarze NRD i ZSRR mają przede wszystkim na celu drużynowe zwycięstwo. Szurkowski ma i tak wielu niebezpiecznych przeciwników w innych zespołach - ocenił Trener Henryk Łasak. - Najgroźniejszy wydaj się być Francuz Danguilaume. W zespole radzieckim obawiamy się tylko Dmitriewa, który jest już wyraźnie zmęczony. Lepszymi wieloetapowcami są Nielubin, Sokołow i Czerkasow. Z kolarzy NRD wyróżniają się Peschel i Gonschorek. Liczę na etapy ,,prawdy”, które tym razem powinny być pomyślne dla naszego lidera.

Duńczycy w Lumelu, Jugosłowianie do Zgrzeblarek

Wtorek był dniem przerwy. Dziś może to zabrzmieć nieco anachronicznie, ale na ten dzień zaplanowano spotkania kolarzy w zakładach pracy. Polski zespół gościł w klubie Relaks z młodzieżą z Zielonogórskiego Przedsiębiorstwa Budowalnego. Ekipa radzieck w Zastalu. Jak pisała gazeta ,,smagłolicy Algierczycy byli gościnnie przyjmowani przez pracowników Wojewódzkiego Związku Gminnych Spółdzielni”, Belgów podejmowali zielonogórscy nafciarze, Bułgarów Okręgowy Związek Spółdzielni Mleczarskich, Duńczyków Lumel, a Finów leśnicy. Francuzi zwiedzili Polską Wełnę, Jugosłowian gościły Zgrzelbarki, a kolarze NRD byli goszczeni przez PKS i PKP. Takie były czasy...

W Świebodzinie triumf Magiery

W środę rano kolarze wyruszyli na trasę IX etapu, jazdy indywidualnej na czas z Zielonej Góry do Świebodzina. Jak skrupulatnie odnotowano w ,,GZ” o 8.50 na trasę wyruszył ostatni w klasyfikacji Marokańczyk Morsali potem kolejni, aż do lidera Ryszarda Szurkowskiego. Okazało się, że najlepszy czas 50.03 wykręcił Jan Magiera, drugi był największy rywal Szurkowskiego Francuz Danguillaume. Po krótkim odpoczynku już o 13.30 stawka 69 kolarzy wystartowała do X etapu do Eisenhuettenstadt. W Berlinie wówczas triumfował Szurkowski i to był jakby początek jego wspaniałej kariery. Co ciekawe, Francuz Danguillaume, któremu wróżono wielką przyszłość a zwycięstwo w Wyścigu Pokoju było jego przepustką do świata zawodowców, nie zrobił wielkiej kariery.

Zielona Góra, a czasówka w Gorzowie

Kolejny raz kolarze zjawili się na Ziemi Lubuskiej w 1974 roku. Najpierw znów jechali z Poznania do Zielonej Góry. W sobotę 11 maja finisz IV etapu był tym razem usytuowany na stadionie żużlowym. To był już czas gierkowskiej propagandy i reporter ,,GZ” tak relacjonował pojawienie się kolarzy w naszym regionie ,,Przed Kargową kolarze wjechali na Ziemię Lubuską. Wszędzie porządek, efektowne barwne dekoracje... Potem oczywiście następowała wyliczanka notabli obecnych na stadionie przy ulicy Wrocławskiej na czele z pierwszym sekretarzem komitetu wojewódzkiego PZPR. Na stadion wpadł peleton. Wygrał Rosjanin Walery Lichaczew, przed Stanisławem Szozdą i Czechem Vlastimilem Moravcem..
Dzień później kolarze wystartowali z Międzyrzecza do Gorzowa. Był to V etap indywidualnej jazdy na czas długości 48,5 kilometrów. Wygrał dobrze znany Dieter Gonschorek. Tadeusz Mytnik był trzeci, co pozwoliło mu objąć prowadzenie w klasyfikacji generalnej. W Gorzowie kolarze mieli dwie godziny odpoczynku po czym wystartowali do Szczecina. Tam powtórzyła się sytuacja z Zielonej Góry. Na stadion wjechali Lichaczew przed Szozdą. Tyle, że Lichaczew przez cały czas od stadionowego tunelu aż do mety bardzo brzydko i w sposób niedozwolony blokował Szozdę. Nasz zawodnik był wściekły. Kiedy do umęczonego rozdygotanego podszedł redaktor Stanisław Pawliczak z TVP Szozda powiedział: Widział pan co robił Ruski? Jak on mnie blokował? Co to było? Oczywiście spłoszony redaktor szybko uciął temat mówiąc o zdenerwowaniu a kamera uciekła na zupełnie inne plany. Komisja sędziowska jednak stanęła na wysokości zadania i zdyskwalifikowała Lichaczowa przyznając zwycięstwo Szoździe. Nasz zawodnik wygrał potem cały wyścig, którego meta była w Pradze.
Bambino! Gdzie jest Okólna?

- Pamiętam wyścig z 1974 roku i zakończenie czasówki - mówi znany gorzowski trener Marek Marcyniuk. - Byłem wtedy dzieciakiem i pewnie wówczas zakochałem się w kolarstwie. Zobaczyć Szozdę, Mytnika czy Szurkowskiego z bliska. To było coś! Kręciliśmy się wówczas koło zawodników. Wzięli mnie Włosi i mówią ,,Bambino! Gdzie jest ulica Okólna? Powiedziałem, że pokażę. Wzięli mnie do samochodu, pojechaliśmy. Dostałem w nagrodę bidon i czapeczkę. Co to była z radość! Tę czapeczkę mam do dzisiaj.

Podium z beczek

Po roku znów kolarze finiszowali w Zielonej Górze. Tym razem jechali z Wrocławia (144 km). Był to IX etap XXVIII wyścigu. Jak pisała ,,GZ” w poniedziałek 19 maja już o godz. 14.30 stadion żużlowy był wypełniony do ostatniego miejsca. Oficjele praktycznie ci sami jak przed rokiem. Wyruszyło 97 zawodników. Na metę wpadł cały peleton. Wielka była radość gdyż na jego czele wpadł na stadion Stanisław Szozda. To był wyjątkowy etap gdyż wszyscy kolarze go ukończyli, a na mecie różnica między pierwszym a ostatnim zawodnikiem wynosiła zaledwie siedem sekund. Jak pisał dziennikarz ,,GZ” ,,Tak gęstych szpalerów widzów jak na dziewiątym etapie nie oglądano dotychczas na trasie. Nowa Sól gdzie znajdował się lotny finisz pobiła chyba rekord frekwencji. Na zielonogórskim stadionie panowała znakomita atmosfera. Po raz pierwszy w tym wyścigu zwycięzcy etapu stanęli na podium które składało się z trzech beczek wina. Najszybszy w mieście Winobrania Stanisław Szozda stał na największej beczce opatrzonej cyfrą 1.

Za wygraną obrabiarka

W 1986 roku, w czasach trochę już bliższych do dzisiejszych czasów meta jednego z etapów XXXV wyścigu była w Gorzowie. Kolarze jechali z Poznania. Do miasta wpadł cały peleton. Kolarze musieli jeszcze przejechać trzy pętle z dwoma dużymi podjazdami na ówczesnej ulicy KRN i Wróblewskiego. Meta była na Osiedlu Staszica na ulicy Marcinkowskiego.
Wygrał Bułgar Petar Petrow, przed późniejszym zwycięzcą całego wyścigu Niemcem Olafem Ludwigiem i naszym reprezentantem Sławomirem Krawczykiem. To był specyficzny wyścig. Zaczynał się w Kijowie gdzie rozegrano prolog i trzy etapy, a przecież kilka dni wcześniej doszło do katastrofy w elektrowni atomowej w Czernobylu. Wycofało się z niego wiele ekip, zamiast zwyczajowo około 150 zawodników wystartowało tylko 69, bez kolarzy z krajów zachodnich. Do mety w Berlinie dojechało zaledwie 59.
- Kolarze robili jeszcze w Gorzowie pętlę - opowiada trener Marcyniuk. - Wcześniej był jeszcze lotny finisz na ulicy Mickiewicza. Wygrał go Bułgar i dostał w prezencie od jednej z mieszczących się tam firm obrabiarkę do drewna. Pamiętam, że była dyskusja jak to mu przekazać, a przecież pewnie problemem było co on ma z tym zrobić.

W czasach późniejszych raz jeszcze Wyścig Pokoju pojawił się w obu stolicach naszego regionu. W Gorzowie kolarze gościli w 1989 roku, w Zielonej Górze w 2003.

Czytaj również: Zdjęcia Zielonej Góry sprzed lat. Rok 1974 i Wyścig Pokoju

WIDEO: Co wydarzyło się w województwie? Sprawdźcie!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska