MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia deptakowa

GRAŻYNA ZWOLIŃSKA
Kolędy w wykonaniu Justyny Steczkowskiej i jej sióstr skrzyły się jak iskry zimnych ogni
Kolędy w wykonaniu Justyny Steczkowskiej i jej sióstr skrzyły się jak iskry zimnych ogni PAWEŁ JANCZARUK
Takiej Wigilii chyba jeszcze nigdy w Zielonej Górze nie było. Może nie wszystko wyszło tak, jak zaplanowali organizatorzy, ale pierwsze koty za płoty. Albo, jak śpiewano ze sceny "Niejeden z nas robi jakiś błąd. Czasem się zdarza dwa razy pod rząd".

Już przed siedemnastą w piątek plac wokół ratusza był pełny. Mimo chłodu, wiatru i padającego śniegu mieszkańcy miasta nie zawiedli. Przygotowane do Wigilii stoły pokrywał biały puch zamiast zapowiadanych białych obrusów. Ale przy takiej pogodzie tylko najwięksi malkontenci mogliby mieć pretensje o to, że miseczki czekające na barszcz zamiast na białym płótnie postawić trzeba było na odśnieżanych deskach. Do tego dnem do góry, aby nie napadało do środka.

Oczekiwanie

O siedemnastej nie zabrzmiały dzwony w kościołach, a zapowiadano. Cóż... Zielonogórzanka stojąca przy mnie zadzwoniła malutkim dzwoneczkiem przy breloczku do kluczy. W tłumie przeciskał się prezydent miasta Zygmunt Listowski w czerwonej czapeczce mikołajce. Wielki marszałek lubuski w wielkim czarnym kapeluszu wielkimi krokami szedł ulicą Sobieskiego w stronę rynku. Mijała siedemnasta.
Wiatr tarmosił płachtę czarnego materiału z lewej strony sceny zbudowanej pod Delikatesami. Po scenie chodzili różni ludzie z obsługi. Szykował się zespół Fraglesi, też w mikołajkach. Z taśmy leciała angielszczyzna i zaproszenia na Wigilię podawane wcześniej w Radiu Zielona Góra. Czasem zespół czymś muzycznym pohałasował. Ludzie przytupywali z zimna. Kolędy by puścili, komentowali. Po bokach sceny falowały wielkie niebieskie balony współorganizatora imprezy Telekomunikacji Polskiej S.A. W budce przy ratuszu można było kupić kubek gorącej kawy po dwa złote. Jak ktoś nie miał dwóch złotych mógł za darmo podziwiać przepiękną iluminację ratusza i kamienic wokół rynku, że już o choinkach i oświetlonych drzewach nie wspomnę.

Charaktery

O godz. 17.25 zaproszono oficjalnych gości do ratusza po odbiór bombek, które mieli wieszać na stojącej na scenie choince. Wśród zebranych krążyli harcerze ze światłem betlejemskim. Rozdawano opłatki i papierowe serwetki. Jeszcze chwileczkę cierpliwości, proszono.
- Kiedy wreszcie będziemy śpiewać kolędy? - dopytywał się podmarznięty zielonogórzanin.
- Gdyby to było lato... - rozmarzyła się żona.
- Latem Wigilię to masz w Australii - sprowadził ją na ziemię mąż. - Chodźmy do domu.
- Jeszcze chwilę, wykażmy się charakterem - apelował ich znajomy.
- Przełammy się opłatkiem - powiedziała moja sąsiadka w czekaniu Danuta Czaplis. - Przypadkiem znalazłam się na rynku, ale poczekam, aż się zacznie.
Nie każdy jednak wykazywał się cierpliwością pani Czaplis. Część osób czuła się jak gość pod drzwiami gospodarzy.

Początek

Siedemnasta czterdzieści: "Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem, wesoła nowina...". Zaczęło się. Na scenie harcerze z betlejemskim światłem. Jest i prezydent miasta. "Chrystus się rodzi, nas oswobodzi..." Pod sceną ratownicy medyczni w niebieskich kurtkach i z ratowniczymi torbami. Wśród ludzi czarni ochraniarze z Falcka.
Prezydent wita serdecznie. Mówi o siadaniu do wspólnego stołu i o tym, żeby w 2002 r. nikomu nie zabrakło chleba.
Wokół wigilijnych stołów widać trochę bezdomnych. Ciepłych słów dobrze się słucha. Ciepły posiłek dobrze jest zjeść.
Śnieg sypie. Prowadzący komentuje: Chcieliśmy, aby nasza Wigilia była w śniegu, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak zostaną wysłuchane nasze prośby. Prezydent Listowski wiesza na choince pierwszą bombkę. Udało się.
Nasz człowiek w Senacie, jego wicemarszałek, czyli Jolanta Danielak życzy, aby gwiazda w wigilijną noc oświetliła Lubuszanom przyszłość. Życzy tego w liście, który odczytuje jej doradca. Warunki śniegowe nie pozwoliły dotrzeć ze stolicy. Obowiązki zatrzymały tam też posła Andrzeja Brachmańskiego. Życzenia czyta jego asystent.
Dotarł za to na scenę, bo nigdzie nie wyjeżdżał, harcerz Dominik ze światłem. W imieniu lubuskich harcerzy przekazuje je miastu. Światło pali się w lampionach na wigilijnych stołach.
Krążą opłatki, krąży opowieść o idei imprezy, która zrodziła się latem. Szefowie Radia Zielona Góra i Agencji "abiplus" pomyśleli wtedy, że dobrze by się było spotkać na rynku przy wigilijnym stole. Pomysł okazał się trwalszy od letniej opalenizny. Zarażono nim jeszcze potem innych, w tym także naszą Gazetę.

Życzenia

Wigilijnie zrobiło się w pełni, gdy na scenę wyszedł proboszcz parafii Najświętszego Zbawiciela ks. Zbigniew Stekiel. Przypomniał, że święta powinny być też okazją do głębokiej refleksji. I słusznie. Przecież Boże Narodzenie to nie tylko choinka, prezenty, karp w galarecie i wigilijny barszcz.
A propos barszcz. Już pojawił się na stołach Gorący, pachnący i z uszkami. Pięknie śpiewa chór Cantores.
- Smakuje? - pytam o barszcz.
- Uhmm... - zajadają się zielonogórzanie. - Tylko trzeba szybko jeść, bo stygnie.
Wśród jedzących trzy zielo
nogórzanki, które już niejeden raz barszcz na Wigilię przygotowywały: Zofia Sułtanowska, Maria Abramek i Irena Ratajczak.
- Bardzo dobrze to wymyślili - mówią. - A barszcz i uszka super.
Na scenie chłopcy z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Babimoście. I "Chwała na wysokości...". Ale inaczej, bo rytm młodzieżowy. Parę osób przy stołach próbuje rozkiwać resztę wzorem festiwalu w Opolu. Tak jest cieplej.
Przyszła pora na marszałka lubuskiego. Andrzej Bocheński z kapeluszem w jednej ręce, z bombką w drugiej (głowa w czapce mikołajce) składa najlepsze życzenia mieszkańcom Zielonej Góry. Ale jako że jest marszałkiem całego województwa, więc także wszystkim Lubuszanom.
- Alleluja! - woła stojący pod Delikatesami ciut zawiany mężczyzna, który w dzień woli siedzieć na ławce pod ratuszem.
Tadeusz Krupa, prezes Radia Zachód ("matki" Radia Zielona Góra) tuli słownie wszystkich zgromadzonych do piersi. Też ma bombkę i czerwoną mikołajkę. Dla naszego naczelnego, Mirosława Rataja, przedstawionego - co też jest prawdą - jako prezes Spółki Lubpress", mikołajki chyba zabrakło. Nie zabrakło naczelnemu życzeń. Złożył je w imieniu całego naszego redakcyjnego zespołu.

Kubraczek

"Gdy śliczna panna..." odbijało się od ścian oświetlonych różem, żółcią, błękitem. Na stołach kapusta z grochem i grzybami. Też pycha. No i ta kutia... Tyle jej było, że niektórzy zabierali do domu.
Wielu czekało na Justynę Steczkowską. Bali się, że artystkę po drodze śnieg zasypie. Nie zasypał. Wyszła na scenę z siostrami. Czarna długa spódnica, czarne długie włosy. Liliowy misiowy kubraczek. I róża, i kolędy, i dzieci ze sztucznymi ogniami zaproszone na scenę. Płatki śniegu w reflektorach
- Jeszcze! Jeszcze! - wołano. - Dlaczego tak krótko?
- A ja tam nie żałuję, że krótko śpiewała - podsumowała pani sprzedająca słodycze w Delikatesach - Nie lubię Steczkowskiej.
Koncert Justyny zakończył Wigilię. Ochroniarze z Falcka trwali na rynku.
- Jak było? Jakieś interwencje?- spytałam.
- Nie, spokojnie, jak to Wigilia.
- Możecie panowie podać nazwiska do gazety?
- My mamy jedno.
- Jak to?
- Bo my jesteśmy bracia Czarneccy. Wojciech, Sławomir i Przemysław.

Kuchenka

Już dwudziesta. W drogę powrotną do domu wyruszyła spod ratusza bryczka powożona przez Macieja Jonka w stylizowanym stroju (- Skąd pan jest? - Od pana Majewskiego ze stadniny w Drzonkowie). Bryczkę ciągnęły dwa koniki polskie. Podróżowały w niej koza, owieczka i pies - także goście Wigilii.
Rynek prawie opustoszał. Okna ratusza nadal oświetlone. Oklapły balony Telekomunikacji. Pogasła większość lampionów z betlejemskim światłem.
Przed ratuszem kilka osób z garami i... gazową kuchenką, taką jaką mamy w naszych domach. To pracownice pubu Blues Expres, który zadbał tak udanie o wigilijne potrawy.
- Musieliśmy przywieźć własną kuchenkę, bo nie było - tłumaczy Jadwiga Kolasińska, szefowa "ekspresowej" kuchni.
Pani Jadwiga wraz w czterema jeszcze osobami dwa tygodnie lepiła 3,5 tys. uszek.
- A na własną Wigilię ile pani ulepi? - pytam.
- Nic nie ulepię. Zamówiłam - śmieje się.
Na transport czeka też Aneta Wójcik, która roznosiła wigilijne potrawy. Mówi, że ludzie byli bardzo życzliwi. Tylko niektórzy dopominali się pierogów. Dlaczego pierogów? Bo w radiu mówili, że będą. Mówili, ale uszka mieli na myśli. Tak to bywa, jak o kulinariach wypowiadają się młodzi radiowi mężczyźni.
- Taka Wigilia to świetny pomysł - mówi stojąca z grupą z Blues Expressu Beata Kiecana, określająca się jako wolontariuszka. - Łatwiej by było, gdyby jeszcze jakieś restauracje się dołączyły. Wtedy na przykład na stołach, zgodnie z tradycją mogło by być dwanaście potraw.
Może w przyszłym roku tak właśnie będzie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska