Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciechowski: Jestem znów w Lechii

ANDRZEJ FLǛGEL 0 68324 88 06 [email protected]
Paweł Wojciechowski, ma 25 lat, jest kawalerem, absolwentem VII LO. Obrońca, wychowanek Lechii, potem zawodnik Górnika Zabrze i Cracovii Kraków. W marcu powrócił do macierzystego klubu i będzie jego zawodnikiem do czerwca. Wielokrotny reprezentant Polski w kategoriach juniorskich i młodzieżowych
Paweł Wojciechowski, ma 25 lat, jest kawalerem, absolwentem VII LO. Obrońca, wychowanek Lechii, potem zawodnik Górnika Zabrze i Cracovii Kraków. W marcu powrócił do macierzystego klubu i będzie jego zawodnikiem do czerwca. Wielokrotny reprezentant Polski w kategoriach juniorskich i młodzieżowych
Rozmowa z Pawłem Wojciechowskim, zawodnikiem Lechii UKP Zielona Góra.

- Co się działo z panem przez ostatnie lata, kiedy z Zielonej Góry ruszył pan w Polskę?
- Grałem w trzech klubach w ekstraklasie. Były lepsze, ale też i gorsze dni.

Zacznijmy od lepszych...
Z Lechii trafiłem do Górnika Zabrze, tam grałem w pierwszym składzie. Byłem młodym zawodnikiem, bo przeszedłem tam mając 2o lat w zimie sezonu 2003/2004. W sumie cały czas się uczyłem i poznawałem ekstraklasę. W Górniku była wówczas dobra atmosfera, mimo że klub miał kłopoty i walczył o przetrwanie.

- Potem sprzedano pana do Cracovii, ponoć wcale się pan do tego nie palił...
- To prawda. Można powiedzieć, że zostałem postawiony pod ścianą. Leczyłem wtedy kontuzję, nie grałem. Właściciele Górnika, panowie Koźmińscy, wycofywali się z prowadzenia zespołu i chcieli odzyskać przynajmniej część pieniędzy, jakie zainwestowali. Stąd propozycja przejścia do Cracovii. Oczywiście mogłem się nie zgodzić, ale gdyby tak się stało, pewnie po wyleczeniu szybko trafiłbym do rezerw, a ja chciałem grać

I grał pan?

- Z tym był pewien problem, ale walczyłem o miejsce w składzie. Trenerem był wówczas pan Stawowy. To bardzo dobry fachowiec i fajny człowiek. Cracovia miała wówczas mocną pakę, zajęła czwarte miejsce, a kilku zawodników trafiło do kadry. Miałem nadzieję, że będę występował regularnie i jeszcze więcej się nauczę. Niestety, Stawowego zwolniono, a szkoleniowcem został dyrektor klubu Albin Mikulski i straciłem szansę na występy. Potem u trenera Stefana Białasa występowałem w kratkę, ale ciągle miałem nadzieję. Przyszedł Stefan Majewski. Wprowadził system grania trzema obrońcami i już wtedy wiedziałem, że nie mam szans.

To prawda, że Majewski to trudny człowiek?

- Czy ja wiem? Ma swoje koncepcje, stosuje je i broni ich. Z Cracovią zajął czwarte miejsce, a to dobry wynik. W kontakcie bezpośrednim nie jest zły. Można z nim pogadać

- Później była Polonia Bytom. Odrodził się tam pan?

- Tak. Wypożyczono mnie tam na rundę wiosenną poprzedniego sezonu. Grałem we wszystkich meczach, walczyliśmy o utrzymanie, osiągnęliśmy cel, było fajnie.

- Czemu nie został pan w Bytomiu?

- Polonia chciała żebym został, mi też tam było dobrze. Kluby nie doszły jednak do porozumienia, bo Polonia nie miała pieniędzy na transfery, a Cracovia chciała za dużo. Potem miałem przejść do Widzewa. Byłem już dogadany, kluby ustaliły warunki, ja praktycznie szukałem sobie w Łodzi mieszkania. Doszło jednak do jakichś sporów proceduralnych i w ostatniej chwili sprawa padła. Niestety, musiałem zostać w Krakowie.

Aż tak było źle?

- Nie chcę rozwijać tematu, ale nie wiem, czemu robiono mi tam problemy. Jesienią grałem w Młodej Ekstraklasie, bo nie miałem szans na występy z pierwszym zespole, mimo iż z mojej strony wszystko było w porządku. Na rundę wiosenną nie zgłoszono mnie nawet do rozgrywek. Byłem pod ścianą. Miałem kontrakt do końca sezonu, mogłem tam brać pieniądze, ale chciałem występować. W końcu udało mi się go rozwiązać, ale nie wtedy, kiedy prosiłem, czyli w grudniu, kiedy jeszcze mogłem sobie znaleźć solidny klub, ale praktycznie krótko przed zamknięciem okna transferowego. Ale zostawmy już Cracovię. Wolę o tym zapomnieć...

- Jak doszło do powrotu do Lechii?

- Miałem kilka propozycji z solidnych drużyn pierwszoligowych, ale proponowano mi przynajmniej dwuletni kontrakt. Ja z kolei chciałem znaleźć zespół, w którym mógłbym się odbudować, bo przecież praktycznie pół roku nie grałem, a przy okazji dać zespołowi coś od siebie. Pojawiła się propozycja z Lechii. Długo się nie zastanawiałem.

Przyjemnie wrócić w rodzinne strony?

- No pewnie. Jestem z Zielonej Góry, a Lechia to mój pierwszy klub i bardzo wiele mu zawdzięczam. Na tym transferze, jak sądzę, skorzystają obie strony. Ja, bo się odbuduję, a chcę grać na wyższym poziomie i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, klub bo postaram się pomóc w walce o utrzymanie w lidze.

Jak pan ocenia zespół?

- W sumie to znałem tylko Łukasza Twarowskiego, a kilku chłopaków pamiętam jak przez mgłę, bo kiedy ja grałem w Lechii, oni dopiero zaczynali w juniorach. To bardzo młoda ekipa, skoro ja mając 25 lat jestem jednym z najstarszych. Ale oni mają talent, ambicję i coś z tego może wyjść. Wiem o problemach jakie tu były, ale one często cementują zespół, Wierzę, że tak będzie w naszym przypadku.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska