MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wójt na zagrodzie

(mich)
Kto nie pracuje, ten nie je. A kto nie inwestuje, ten się nie rozwija. Wszystkie lubuskie gminy pracują, więc i konsumują. A które inwestują? Sprawdziliśmy to. I wiemy, że inwestują te, które nie próżnują.

Wśród wójtów i burmistrzów panuje niepisana reguła: gmina, która inwestuje do 10 proc. swego budżetu - cofa się i traci to, co ma. Jeśli inwestuje od 10 do 20 proc. - tkwi w stagnacji, a dopiero przy inwestycjach powyżej 20 proc. budżetu - rozwija się.

Wójt na zagrodzie

Wójt na zagrodzie równy wojewodzie. Od tego, ile pieniędzy władze zdołały zainwestować, zależy bardzo dużo. Od wodociągów, kanalizacji i sprawnego wysypiska śmieci zależy komfort życia mieszkańców. Od uzbrojonych terenów inwestycyjnych - przyszłość gospodarcza gminy. Od ścieżek rowerowych i czystych wód jeziora - kieszeń miejscowych sklepikarzy. A od szczelnych wałów przeciwpowodziowych, liczby wozów strażackich czy choćby zwykłego oświetlenia ulic zależy ludzkie bezpieczeństwo.
Z tym jednak w Lubuskiem jest różnie. Najbardziej dynamiczna gmina - Krzeszyce, zainwestowała w ostatnich trzech latach ponad 16 mln zł, co daje 3,5 tys. zł w przeliczeniu na mieszkańca, a najgorsza pod tym względem - Gozdnica - tylko 274 tys. zł, czyli 78 zł na głowę.
Żeby było wyraźniej - Krzeszyce w samym 2004 r. zainwestowały 50 proc. swego budżetu, a Gozdnica w tym samym roku... 1 proc. Czyli w myśl wójtowej niepisanej reguły: Krzeszyce skoczyły do przodu, a Gozdnica się cofa.

Każdy orze jak może

Skąd te różnice? Każdy orze jak może - odpowiadają wójtowie i burmistrzowie. A jeśli na dodatek biednemu wiatr w oczy wieje, to wytłumaczenie jest gotowe.
Lecz nie o to chodzi. Orać trzeba. I to tak, żeby były efekty. Ktoś powie przekornie - byle efekty były widoczne. Kilka dni temu władze Świebodzina ogłosiły, że latem zaczynają remontować stary rynek, za 1,4 mln zł. Efekty będą widoczne jeszcze przed wyborami. Ten sam manewr burmistrz Świebodzina Dariusz Bekisz zastosował pod koniec ubiegłej kadencji. Zainwestował miliony w basen miejski. Przecinanie wstęgi "przypadkiem" poprzedziło termin wrzucania kartek do urn wyborczych. Mieszkańcy Świebodzina oddali je na burmistrza, który basen wybudował. Odniósł widoczny sukces. Kasa na basen poszła z budżetu gminy. Niby pokazówka. Ale takiej pokazówki życzyliby sobie np. zielonogórzanie. Gdyby obecna pani prezydent Zielonej Góry wybudowała basen, nawet tuż przed wyborami, to za kilka miesięcy zwycięstwo i reelekcję pewnie miałaby w kieszeni. Takie są zasady. Proste. Może brutalne. Ale i racjonalne.

Złoto co się nie świeci

- Nie wszystko złoto co się świeci - słyszymy od kolejnego wójta, który postawił na inwestycje ,,podziemne'', czyli rury kanalizacyjne i wodociągowe. Te się nie świecą, bo ich nie widać. A jak są ważne - wie każdy gospodarz, który przestał chodzić do wychodka i może myć się w łazience.
Na wodociągi postawiła np. Kargowa, która inwestuje ok. 20 proc. budżetu. Ale na dużą 15-milionową inwestycję w wodociągi i kanalizację wciąż czeka Gozdnica. - Ruszymy dopiero w 2008 r. - tłumaczy wójt Jan Piotrowiak, który liczy, że jego gmina dostanie na to unijne pieniądze. Wszak gozdniczanie pobili trzy lata temu krajowy rekord w głosowaniu za wstąpieniem do Unii. - Najpierw trzeba zrobić to, co pod ziemią, a dopiero potem brać się za drogi i chodniki, by od nowa ich nie rozkopywać - dodaje wójt.
Wszystko, co Gozdnica wydała w tej kadencji na inwestycje poszło na bieżące utrzymanie dróg i na termomodernizację szkoły. Dlaczego tak mało? - Nie mieliśmy przygotowanego wieloletniego planu inwestycyjnego ani planu rozwoju lokalnego, a bez tego żadnej inwestycji nie da się ruszyć - przyznaje wójt Piotrowiak. - Ale następny burmistrz będzie miał już gotowe papiery, by ruszyć z inwestycjami.

Z pustego w próżne

Z pustego w próżne to i Salomon nie naleje - tym przysłowiem też chętnie posługują się włodarze gmin. - Nie sztuka tylko wydawać. Przy inwestowaniu trzeba uważać, żeby się zbytnio nie zadłużyć - podkreśla burmistrz Kargowej Janusz Kłys.
Szkopuł w tym, że bez kredytu nie da się nie tylko sfinansować dużej inwestycji, ale czasem nawet spłacić 25 proc. tzw. udziału własnego w inwestycjach dofinansowanych z Unii Europejskiej. Sukces Krzeszyc, które w ostatnich latach wybudowały oczyszczalnię ścieków za 12 mln zł przy budżecie 10 mln zł, polegał na tym, że wywalczyły sobie państwową dotację 4 mln zł z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. - Nie obeszło się bez pomocy byłych posłów Roberta Smolenia i Jakuba Derecha-Krzyckiego - mówi wójt Krzeszyc Czesław Symeryak.
Gdyby nie to, dług Krzeszyc zbliżyłby się do dopuszczalnej ustawowo granicy 60 proc. budżetu i żadnych innych inwestycji by nie było. A tak wójt mógł jeszcze kłaść wodociągi i zainstalować kolektory słoneczne, które ogrzewają wodę w kompleksie szkół.

Wóz albo przewóz

Inni szefowie gmin stawiają wszystko na jedną kartę. Jak to się mówi: ryzyk-fizyk. - Wóz albo przewóz - dodaje burmistrz Bytomia Odrz. Jacek Sauter, który wiele lat temu, budując oczyszczalnię, zastawił w banku niemal pół miasta: ratusz, siedziby zakładu komunalnego, miejscowej spółdzielni i dwa bloki mieszkalne. Dziś kredyty są już spłacone. Komornik nie musiał licytować ratusza, burmistrz nie musiał wyprowadzać się do dworcowej poczekalni... Cztery lata temu na Sautera głosowało 90 proc. mieszkańców, a w minionej kadencji Bytom Odrz. zainwestował 7,8 mln zł (w gazyfikację, lampy uliczne i estetykę starówki), co daje 1,4 tys. zł na mieszkańca i 15 miejsce w naszym rankingu. Sauter przyznaje, że do takiego ryzyka trzeba mieć nerwy pokerzysty. Gdyby wtedy noga mu się powinęła, ludzie wywieźliby go na taczkach.
Dziś wójtowie nie muszą podejmować takich heroicznych decyzji. Wystarczy napisać dobry wniosek o dofinansowanie z funduszy unijnych, a trzy czwarte sukcesu gotowe. - Zasady punktacji projektów są jasne i precyzyjne, trzeba tylko się trochę postarać - mówi Sauter.

Jak krawiec kraje

Wyniki naszego rankingu pokazują, że bardziej starają się gminy z północy województwa. Gorzej - te z południa. W pierwszej dziesiątce mamy aż osiem gmin z dawnego woj. gorzowskiego, a w ostatniej dziesiątce - siedem gmin z dawnego zielonogórskiego. Dlaczego? Wójtowie odpowiadają rozbrajająco: tak krawiec kraje, ile mu materii staje. Obywatele nie pytają jednak ile materii staje, tylko patrzą jak krawiec kraje.
Zdaniem dr Waldemara Sługockiego, autora pracy naukowej "Lubuskie doświadczenia w wykorzystywaniu funduszy UE", wiele gmin z południa, zwłaszcza przygranicznych sporo zainwestowało już w latach 90. - Ale można przecież ubiegać się o pieniądze na kolejne inwestycje - dodaje. - Wszystko zależy od kompetencji włodarzy, od tego, czy stworzyli odpowiednie komórki ds. pozyskiwania funduszy zewnętrznych. Wyborcy powinni ich zweryfikować. I wybrać takich, którzy w kampaniach wyborczych oferują konkretne inwestycje, rozwiązujące ich problemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska