Na wolsztyńskim oddziale intensywnej terapii Marcin trzy razy dziennie poddawany jest rehabilitacji. Dokonują tego aż trzy pielęgniarki-rehabilitantki.
(fot. fot. Krzysztof Kubasiewicz)
- W Mielnie jest prywatna klinika, znamy kogoś z porażeniem, rehabilitacja w tej klinice w dużej części przywróciła go do zdrowia - mówi Bogusława Kicińska, mama Marcina. Od chwili, gdy syn znalazł się na oddziale intensywnej terapii medycznej, matka jest codziennie przy jego łóżku. Przychodzi o 9.00 i wychodzi wieczorem o 21.00. Niedawno zwolniła się z pracy. Teraz żałuje. Na leczenie dziecka przydałby się bowiem każdy grosz.
- To stało się w niedzielę, 16 sierpnia, na urodzinach kolegi - z oporem mówi Marcin. Może już mówić, oddycha też i skręca szyję. To efekt trudnej rehabilitacji. Ale tuż po wypadku sytuacja była fatalna. Lekarze mieli poważne obawy co do stanu jego zdrowia. - Skoczyłem do domowego basenu. Wody powyżej kolan. Skoczyłem i już nie wyszedłem...
Teraz rehabilitacja
Marcin pamięta karetkę, która wiozła do szpitala w Zielonej Górze, a nawet to, iż w Okuninie przeniesiono go z karetki do helikoptera ratunkowego, gdyż była obawa, iż nie przeżyje.
- Przebył operację w zielonogórskim szpitalu - mówi ordynator Waldemar Micewski. - Lekarze określili, iż miał wybuchowe złamanie szóstego kręgu kręgosłupa i poprzeczne uszkodzenie rdzenia kręgowego. Między piąty a siódmy kręg wszczepiono mu dwie płytki.
Trzy dni po operacji chory trafił do szpitala w Wolsztynie. Miał problemy, potem jego stan ustabilizował się. - Częściowo porusza kończynami górnymi, dolne ma całkowicie porażone - mówi lekarz. - Za tydzień zostanie przewieziony do Kościana, gdzie jest rehabilitacja neurologiczna, a potem do Kliniki Rehabilitacji w Poznaniu.
Rodzina się mobilizuje
Rodzina chciałby przetransportować Marcina do Mielna. Lecz to kosztuje. - Jeden turnus, który trwa miesiąc, to wydatek między 15 a 17 tys. zł - mówi pani Bogusława. - Część pieniędzy już mamy, wciąż zbieramy resztę, a w przyszłości na drugi turnus.
Matka "wierzy w Mielno" i całkowitą rehabilitację syna. Doktor Micewski mówi, iż sytuacja chłopaka jest trudna. Jednak trzy razy dziennie przychodzą do 23-latka pielęgniarki-rehabilitantki i we trójkę przywracają do życia. Efekty są. Marcin podnosi rękę. Demonstruje. - Ćwiczymy też pionizację - mówią rehabilitantki i starają się posadzić solidnego mężczyznę.
- Chciałbym ostrzec wszystkich, żeby nie popełnili podobnej głupoty jak ja, żeby wcześniej dwa razy się zastanowili - mówi M. Kiciński. - Że to się nie opłaca - widać, wystarczy popatrzeć na mnie.
Chłopak ostatnio był trzy lata kierowcą, przedtem pracował w biurze. Jaki będzie jego dalszy los - trudno dziś zgadywać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?