Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wynaleźć lek na HIV to byłoby coś!

Anna Słoniowska 68 324 88 45 [email protected]
- Lubię zdrową rywalizację, ale nigdy nie zgodzę się na wyścig szczurów - powiedziała nam Anna Reder tuż przed wyjazdem do Rumunii
- Lubię zdrową rywalizację, ale nigdy nie zgodzę się na wyścig szczurów - powiedziała nam Anna Reder tuż przed wyjazdem do Rumunii Mariusz Kapała
- Moja praca musi komuś pomóc, bo inaczej to wszystko nie będzie miało sensu - mówi Anna Reder z Zielonej Góry, tegoroczna laureatka Studenckiego Nobla.

Dziś pani Ania jest już w dzikich górach Rumunii i zdobywa szczyty Karpat. To jej pasja i nagroda za pięć lat studiów. W tym czasie prowadziła badania, jeździła na konferencje, pisała rozprawy naukowe. Zwieńczeniem ciężkiej pracy było trzecie miejsce w ogólnopolskim konkursie Studencki Nobel. Najpierw przebrnęła przez eliminacje wojewódzkie, potem stanęła w szranki z 787 żakami ze 116 uczelni w całym kraju. Triumfował student Uniwersytetu Jagiellońskiego, na drugiej pozycji uplasował się przedstawiciel Uniwersytetu Wrocławskiego, a za nim dziewczyna z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Parlament trochę marudził

Pani Ania jest absolwentką biologii i studentką ostatniego roku inżynierii medycznej, wolontariuszką PCK i Caritas, działa w trzech kołach naukowych, zna trzy języki. Jej referaty były nagradzane na całym świecie, m.in. w Moskwie i we Lwowie. Dwukrotnie była stypendystką ministra nauki i szkolnictwa wyższego.
- Wyliczając moje osiągnięcia, powiedzieli, że nie sposób to wymienić i w pewnym momencie się poddali - pani Ania z uśmiechem wspomina galę wręczenia nagród Studenckiego Nobla sprzed dwóch tygodni. - Dzięki tej nagrodzie wiem, że wykorzystałam studia maksymalnie. Moje prace były publikowane w prestiżowych czasopismach, zaliczyłam ponad 20 konferencji. Parlament studencki trochę marudził, gdy znów widział moje nazwisko na liście uczestników sympozjów, ale często wracałam z nagrodami.
Pani Ania od dawna ma sprecyzowany cel: praca naukowa. Do tego dążyła i nadal dąży. Trzy razy wygrała ogólnopolską olimpiadę promocji zdrowego stylu życia. Już w podstawówce wyróżniała się na tle klasy. Na początku pomagała jej mama.

- Sama wszystkie szczeble edukacji kończyłam z wyróżnieniem. Może to było przegięcie z mojej strony, ale od córki oczekiwałam powtórki - przyznaje Urszula Reder. - Ania nie pozwalała mi nawet sprawdzać zadań domowych. Wszystko chciała robić sama i po swojemu. Zdarzało się, że o 4.00 zaglądałam do niej, a ona ciągle pracowała na komputerze. Obarcza się tymi obowiązkami, oj obarcza. Czasami niepotrzebnie. Ale powiem szczerze, że to wszystko jest urocze. Narzekam tylko na to, że rzadko mam córkę przy sobie.
Pani Urszula z niepokojem patrzy w przyszłość. Z jednej strony rozpiera ją duma, z drugiej boi się, że wkrótce jej mała Ania wyleci z gniazdka na dobre. - Ucieknie mi za granicę i tam będzie odnosiła sukcesy - przewiduje mama. - To nasza smutna, polska rzeczywistość. Największe talenty nie mają szansy, żeby tu się rozwijać. A ja wierzę, że w Ani jest taki potencjał, że być może to właśnie ona wynajdzie lekarstwo na raka. Dlaczego nie? Właśnie prowadzi badania nad komórkami białaczki.

Szalenie odważna dziewczyna

Jeśli rokowania mamy się sprawdzą, pani Ania Nagrodę Nobla ma w kieszeni. Na razie musi zadowolić się tzw. małym Noblem. Ale nie ukrywa, że sama też mierzy wysoko. Od dawna zajmuje się tematyką zdrowego stylu życia. - No dobrze, powiem. Moje ukryte marzenie to znaleźć lek na HIV - zdradza. - Na razie to niewykonalne, ale przecież musi być jakiś sposób.
Laureatka Studenckiego Nobla czuje się lokalną patriotką. Chciałaby odnosić sukcesy w kraju, a najlepiej w Zielonej Górze. Nie chce wyjeżdżać z Polski. Tu ma dom, rodzinę i chłopaka, który kibicuje jej od lat.
- Czasem przez ten natłok zajęć rzadziej się widujemy, ale ja też poświęcam dużo czasu na własny rozwój. Pod tym względem naprawdę świetnie się dopasowaliśmy - przyznaje Filip Zawada, narzeczony pani Ani. - Mimo wszystko, ja nie wiem, jak Ania to robi. Z niczego nie rezygnuje. Ma znajomych, odnosi sukcesy i znajduje jeszcze czas dla mnie. Jeśli coś musi poświęcić, to zwykle wybór pada na sen. Mam nadzieję, że ta nagroda zrekompensuje jej nieprzespane noce i pozwoli kontynuować karierę. Należy jej się.

Podobnego zdania jest prof. Zbigniew Kłos z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jeśli rzeczywiście człowieka zna się na tyle, na ile go sprawdzono, to profesor może powiedzieć o pani Ani naprawdę dużo. Obserwował ją podczas wyczerpujących i długich wypraw trekkingowych.
- To szalenie odważna dziewczyna - zauważa Kłos. - Jako pierwsza studentka spoza wrocławskiej uczelni odważyła się wybrać z nami na wyprawę. Wróciła cała i zdrowa, a za rok znów się do nas przyłączyła, ale tym razem zabrała ze sobą sześć osób z Zielonej Góry. Teraz to już norma, że na każdej wyprawie towarzyszą nam studenci z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
W piątek pani Ania wyjechała na koleją wyprawę. Przed nią dwa tygodnie spania w namiocie, trzymania wart i wyczerpującej wędrówki. Twierdzi, że to czysta przyjemność. Musiała przełożyć termin obrony pracy magisterskiej, ale nie żałuje. - Obronię się później, a taka wyprawa może już się nie powtórzyć - tłumaczy.

Chcę pomagać ludziom

Szczyty Karpat to prawdziwe wyzwanie, a pani Ania uwielbia wyzwania. Po dwóch tygodniach studiowania wzięła udział w konferencji, wygłosiła referat i została laureatką sympozjum.
- W nagrodę mój profesor ufundował mi wyjazd na konferencję do Krakowa. Tam też zdobyłam nagrodę - wspomina pani Ania. - Ale zapowiadało się nieciekawie. W domu zrobiłam przedpremierę. Posadziłam mamę na krześle i zmusiłam do słuchania. Wygłosiłam cały referat, powiedziałam: "Dziękuję za uwagę", na co mama wybudziła się z drzemki, poderwała na równe nogi i zaskoczona spytała: "Co?".
Referat sprzed pięciu lat dotyczył podcinania drzew. Od tamtej pory pani Ania co roku w czerwcu wraca do drzew, które badała, gdy zaczynała studia. - Wyniki są smutne. 50 procent z tych podciętych już umarło - mówi z żalem.

Pani Ania zawsze ma czas dla swoich drzew. Choć studiowała na dwóch kierunkach, znajdywała też czas na wszystkie wykłady. - A jak byłam pod ścianą i zajęcia wzajemnie się wykluczały, to chodziłam na wykłady dla studentów zaocznych - wspomina.
Studia się skończyły, ale nie nauka. Z niej pani Ania nigdy nie zrezygnuje. - Jeszcze nie wiem, co będę robiła w życiu, ale jedno jest pewne: chcę pomagać ludziom. Moja praca musi komuś pomóc, bo inaczej to wszystko nie będzie miało sensu - nie ukrywa.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska