List trafił do adresatów ponad miesiąc temu. Anonimowi rodzice informowali o tym, że nie są zadowoleni z form nauczania wprowadzanych przez nauczycielkę. ,,Potrafi całą lekcję przegadać o swojej rodzinie, a potem nie ma czasu na prowadzenie zajęć i tłumaczenie. A jak już prowadzi lekcje, to potrafi ośmieszać przy całej klasie uczniów, mówi niecenzuralne kawały, potrafi ubliżyć'' - napisali. Nauczycielka wciąż jest w szoku. - To wszystko bzdury - zapewnia.
Zabrakło dialogu
Wydział edukacji i kuratorium natychmiast zareagowały na list. - Ten anonim powinien trafić do koszta, bo jest głupawy, niepoważny i niesprawiedliwy. Z drugiej strony trzeba go było sprawdzić, bo każda sytuacja dotycząca wzajemnych relacji nauczycieli i uczniów powinna być wyjaśniona - uważa naczelnik miejskiego wydziału edukacji Adam Kozłowski. Podobnego zdania jest kurator Maciej Szykuła. Choć list nazywa podejrzanym precedensem, zlecił wizytację szkoły. Żadna z instytucji nie doszukała się nieprawidłowości. Dyrektor placówki nie potrafi wyjaśnić przyczyn powstania listu. Nie wierzy też, że jego autorami są rodzice. - Oni znają swoje prawa, wiedzą, jak walczyć o dzieci. Jakiś czas temu jednej z klas nie odpowiadał wychowawca. Rodzice zwrócili się z prośbą o zmianę i od nowego roku klasę prowadzi kto inny - mówi.
Bez zarzutu
Opisana w anonimie nauczycielka uczy od wielu lat. W środowisku ma opinię bardzo dobrego pedagoga, wielokrotnie była za swoją pracę nagradzana. - To nie jest osoba, której można postawić zarzut niekompetencji czy nieumiejętność nawiązywania kontaktu z młodzieżą - zapewnia jeden z pracowników Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego. Nauczycielka przyznaje, że nie ma zwyczaju prowadzenia ,,suchych'' lekcji pozbawionych chwili odprężenia. - Nie chcę, żeby przypominały one horror. Od czasu do czasu rozluźniam atmosferę, zażartuję - opowiada. Dobre zdanie o niej mają również uczniowie. - Jej lekcje bywają luźne, czasem coś powie o rodzinie, ale zawsze zdążamy z materiałem, program jest realizowany. To chyba lepiej, niż miałaby na nas wrzeszczeć i tylko wymagać... - zastanawiają się. Od dawna żaden z uczniów nauczycielki nie miał większych problemów z nauką. Od kilku lat nikt u niej nie repetował ani nie oblał matury.
- Ta sytuacja mnie przybiła. Nie wiem, jak się zachować. Kiedy teraz wchodzę do klasy, boję się w ogóle odezwać. Od początku do końca lekcji ściśle realizuję temat. To jest chore. Przez jeden głupi list zachwiały się moje stosunki z uczniami - mówi nauczycielka.
Trudno się bronić
Dyrektor dodaje: - Kiedy myślimy o przemocy, widzimy bite dzieci albo nauczycieli z kubłem śmieci na głowie - jak w Toruniu. A przecież przemoc to także taki list. Ktoś zupełnie bezkarnie oszkalował nauczyciela, nie pozostawiając mu szans na obronę. Ktoś zasiał wątpliwość, czy aby na pewno w szkole nic złego się nie dzieje. Trudno się przed tym bronić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?