Jest już blisko, coraz bliżej końca sezonu żużlowego, wyjątkowego dla polskiego speedwaya. Biało-czerwoni „ustrzelili” trzy tytuły mistrzów świata, bo oprócz triumfu Bartosza Zmarzlika wzbogaciliśmy się jeszcze o złoto juniorów – indywidualne i drużynowe. W kolekcji brakuje najcenniejszego medalu z rozgrywek Speedway of Nations. Srebro należy jednak również uznać za sukces.
Sukcesem jest też to, że trzech naszych zawodników pozostało w cyklu Grand Prix na kolejny sezon. Szkoda tylko, że gdy w mediach społecznościowych pojawiły się gratulacje dla Patryka Dudka za to, że zdołał utrzymać się w ósemce, to równie szybko zaczęto analizować, czy serdeczności na pewno należą się zawodnikowi Falubazu Zielona Góra. Otóż należą się, bo przecież, pomijając to, że „DuZers” miał słabszą końcówkę sezonu, to jednak pozostał w ścisłym czubie światowego żużla. Z pewnością można wskazać rzeszę żużlowców, którzy daliby wiele, żeby znaleźć się na jego miejscu. Oczywiście trzeba przyznać, że zielonogórzanin miał słabszy sezon niż kilka ostatnich. Coś szło nie tak, dlatego w zimowej przerwie team Patryka Dudka będzie miał się nad czym zastanawiać. Dudkowie, ze swoją ekipą, stanowią zgrany i dobrze ułożony zespół, dlatego można przewidywać, że odpowiednio „ogarną” to, co szwankowało.
Wracając do mistrzowskich sukcesów polskich zawodników, należy podkreślić kolejny element składający się na wyjątkowość kończącego się sezonu. Maksym Drabik jest pierwszym naszym żużlowcem, który po raz drugi zdobył złoty medal mistrzostw świata juniorów. To już 14 złoto biało-czerwonych w tych rozgrywkach.
Mistrzowską falę polskich młodzieżowców rozpoczął Piotr Protasiewicz, który w 1996 roku, jeszcze w barwach Sparty Wrocław (tak, jak teraz Drabik) wygrał turniej w niemieckim Olching. Tegoroczny cykl IMŚJ był wyjątkowy też pod tym względem, że mistrz świata nie wygrał żadnego z trzech turniejów, a Rosjanin Gleb Czugunow (na zdjęciu po lewej) triumfował w dwóch, a medalu nie zdobył.