Nie wie, czemu żona go wybrała. - Pewnie nie było lepszego pod ręką - mówi. Marzanna Flugel wyjaśnia: - Ma dużo uroku osobistego i dotrzymuje obietnic. Oczywiście tych rozsądnych.
Zawsze wierny
Nauczyciele z I LO mówią, że nie rokował nadziei na salony polityczne. Mimo sporej postury nie rzucał się w oczy. Na Politechnice Szczecińskiej współtworzył Klub Katolików "Polonia Semper Fidelis". Pod patronatem abp. Józefa Michalika zakładał w Paradyżu wraz z kolegami Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. W 1990 r. przez kilka tygodni był wiceprezydentem Gorzowa. - Zrezygnował, gdy odebrano mu możliwości czystego działania. Pod tym względem to wariat - zauważa jeden z jego kolegów. - Nie chciałem być figurantem - mówi dziś W. Flugel.
W lipcu 1999 r. został szefem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Na osłodę po przegranej batalii o fotel pierwszego wojewody lubuskiego.
Za pięć dwunasta
Jego felieton w Radiu Gorzów dziennikarze tytułowali: Nienawidzę Woźniaka. Pracował tam właśnie za prezydentury Henryka Macieja Woźniaka. Ta "miłość" do Unii Wolności i jej poprzedniczki trwała już od pewnego czasu. Na początku lat 90. zdarzyło się W. Flugelowi z innymi członkami gorzowskiej prawicy jeździć z policją i polować na młodych sympatyków UD, którzy rozwieszali plakaty - jego zdaniem - w trakcie ciszy wyborczej. Zauważył ich, wchodząc do katedry pięć minut przed północą.
Gdy w czerwcu 2002 r. Ośrodek Badań Wyborczych przeprowadził sondaż dotyczący najlepszego kandydata na prezydenta Gorzowa, znalazł się na drugim miejscu. Tuż za nim był Woźniak.
W ub.r. wygrał konkurs na dyrektora poznańskiego Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. - W Gorzowie nie ma pracy dla wysokiej kadry specjalistów, tu rządzą komuniści - tłumaczy go kolega partyjny. Zapewne w ramach "czystości działania" przy okazji redukcji pracowników w poznańskim urzędzie zatrudnił swego zaufanego z PFRON-u Przemysława Mazurka.
Panie Waldku, pan się nie boi
Nie boi się wielkiej polityki i wielkich gór. Jest zapalonym narciarzem, tylko raz zdarzyła mu się kontuzja. Bez oporów wychodzi też na parkiet. Tańczyć nauczył się jeszcze w liceum, chodził na kurs ze swą przyszłą żoną. Ich polka do dziś wzbudza zachwyt obcokrajowców. Pytają Flugelów, czy są z zespołu ludowego.
Nie boi się stanąć przy grillu, słynie też z pieczonego pstrąga. - Lubię golonkę po bawarsku. Aż mi teraz ślinka pociekła - śmieje się. Jego ulubione danie to rosół teściowej. - Moja mama mówi, że jest dobrym zięciem. Bo ma go jedynego - stwierdza żona, która w domu trzyma kasę. Zresztą, pracuje w Urzędzie Skarbowym. - Mąż nie należy do osób oszczędnych, choć podkreśla swoje poznańskie korzenie.
Jedyną rzeczą, jakiej boi się W. Flugel, jest... burza. I nie chodzi o tę między ludźmi, bo z taką sobie radzi.
Teraz myśli o mandacie posła w Strasburgu. Ma być liderem listy Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem nie głosował w referendum dotyczącym wstąpienia Polski do UE. Startuje, bo chce zadbać tam o narodowe interesy. Zaczął od siebie - kilka miesięcy temu spolszczył swoje nazwisko i już nie nazywa się Flügel.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?